
Sprawa, o której postanowiłam do Was napisać, jest dla mnie szczególnie bolesna. Najchętniej nikomu bym o niej nie mówiła, ale postanowiłam odważyć się, żeby ostrzec inne kobiety. Bardzo łatwo jest wpaść w pułapkę, w której się znalazłam, pułapkę wygodnego życia, pozorów i totalnej zależności od mężczyzny. Kilka miesięcy temu musiałam wygonić z domu własne dziecko. Nie mogę sobie wybaczyć, że do tego doszło…
zaszłam mając zaledwie 20 lat. Pojechałam ze znajomymi pod namiot, poznałam tam chłopaka i kompletnie się zakochałam. Niestety, po wyjeździe została mi „pamiątka” w postaci brzucha, a moja wakacyjna miłość na wieść o tym, zerwała ze mną kontakt. Było, minęło, wycierpiałam swoje i dzięki pomocy rodziny udało mi się nawet skończyć studia i jakoś stanąć na nogi. Pracowałam w sklepie odzieżowym, Wojtek poszedł do zerówki, wszystko zaczęło się jakoś sensownie układać. Wtedy właśnie spotkałam mojego obecnego męża.
Mateusz był kilka lat ode mnie starszy, prowadził własną firmę i kupił właśnie spory dom na przedmieściach. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie dystans z jakim podchodził do Wojtka. Tłumaczyłam to sobie tym, że był młody, nie miał wcześniej kontaktu z dziećmi i pewnie nie podejrzewał, że od razu przyjdzie mu zostać opiekunem kilkulatka. Pilnowałam więc, żeby ich kontakty nie były dla Mateusza obciążające. Powoli ich ze sobą oswajałam i wydawało mi się nawet, że zaczyna się między nimi nawiązywać nić sympatii.
Urodziłam zdrową córeczkę, a trzy lata później ponownie zaszłam w ciążę i urodziłam kolejną dziewczynkę. Opiekowałam się dziećmi, urządzałam dom, gotowałam, prałam, sprzątałam… podobała mi się rola tzw. kury domowej. Koleżanki ze studiów zrobiły w tym czasie kariery, ale nigdy nie zazdrościłam im życia. Miałam męża, trójkę dzieci, duży dom i perspektywy na spokojną przyszłość. Martwiły mnie tylko coraz częstsze kłótnie Mateusza z Wojtkiem. Wojtek wchodził w trudny wiek, a Mateusz zamiast być bardziej wyrozumiały, coraz częściej tracił cierpliwość.
Może zainteresuje cię także: "On chce się kochać, łapie mnie za rękę i mówi, że zrobi to, czy tego chcę czy nie". Uwięziona w małżeństwie
podczas której płakałam, prosiłam, błagałam, jednak Mateusz był nieprzejednany. Powiedział, że inaczej wyobrażał sobie swój dom, że ma dosyć tej napiętej atmosfery, że przez Wojtka nie może odpocząć, kiedy wraca z pracy i nie chce żeby dziewczynki były świadkiem ich awantur. Chciał go wysłać do szkoły z internatem, ale udało mi się go przebłagać, żeby został w swoim gimnazjum i zamieszkał z moją mamą. Mateusz powiedział, że nie chce mieć z nim więcej nic wspólnego.
w moim starym pokoju, u mojej mamy. Jestem jej bardzo wdzięczna, że zgodziła się wziąć go do siebie. Staram się często go odwiedzać, przynosić mu drobne upominki i okazywać uczucie. Jest mądrym chłopcem, twierdzi, że rozumie, że nie miałam innego wyjścia i że jemu też lepiej mieszka się bez Mateusza. Czuję się okropnie jako matka, jako kobieta i jako człowiek, który w pewnym sensie został ubezwłasnowolniony. Gdybym mogła zmienić czas nie rzuciłabym pracy i zadbała o swoją niezależność. Teraz w domu panuje spokój, Mateusz znów jest pogodny i zadowolony, zabiera mnie i dziewczynki na weekendowe wycieczki. Jego wizja idealnej rodziny zaczęła się urzeczywistniać, moja runęła. Nigdy nie zdołam mu wybaczyć, że odrzucił mojego syna.