Przyznać się do tego, że dziecko nie jest owocem miłości a zimnej kalkulacji? To spora odwaga. Eliza nie ma z tym problemu, pewnie dlatego, że zawsze była i jest wyjątkowo odważną kobietą.
Eliza miała w życiu wiele szczęścia. Gdy była mała jej rodzice zaczęli, jak niemal każdy na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, rozkręcać własny biznes. Z tą różnicą, że ich sukces był ogromny. Chałupnicza produkcja z czasem przeniosła się do niewielkiej fabryki, bazarowy stragan zamienił w firmowy sklepik, potem pojawił się kolejny sklep, potem następne. Eliza nie chce zdradzać, w jakiej branży działa firma, tych dużych w Polsce nie jest w końcu aż tak wiele. W każdym razie obecnie jest to spore przedsiębiorstwo, które przynosi ogromne zyski.
Praca, która uszczęśliwia
A szczęście Elizy polegało na to, że po ukończeniu studiów (oczywiście na jednej z najlepszych uczelni) zamiast wytrwale wysyłać cv i szukać staży, po prostu poszła do pracy w firmie rodziców, od razu na całkiem odpowiedzialne stanowisko. Jednak sukces Elizy nie był tylko efektem szczęścia. Zawsze była pracowita, bystra i oddana firmie. Wiedziałam, że dostałam od losu niezwykły prezent. Postanowiłam udowodnić, że na niego zasługuję - mówi. I udowodniła. Nie tylko szybko uczyła się od rodziców, ale także nie raz zaskakiwała ich swoimi nieszablonowymi pomysłami i zupełnie nowatorskimi rozwiązaniami. Dzięki niej firma rozkwitła.
Obecnie jest jedną z głównych osób zarządzających firmą i nie jest tajemnicą, że już wkrótce jej rodzice odejdą na zasłużoną emeryturę, a ona całkowicie przejmie kontrolę nad rodzinnym biznesem. Sukces zawodowy kosztem życia prywatnego? Nic z tego, w tej kwestii los również uśmiechnął się do Elizy. Od kilku lat jest szczęśliwą żoną Kacpra, wziętego prawnika. Tak idealnej parze do szczęścia brakuje tylko dzidziusia – chciałoby się powiedzieć. I tutaj zaczyna się problem.
Nigdy nie chciałam mieć dzieci. Nie czułam takiej potrzeby, nie patrzyłam tęsknie na cudze bobasy, nie interesowałam się tym – wyznaje bez ogródek. Początkowo po prostu starannie pilnowała kwestii antykoncepcji i za wiele o tym nie myślała. W końcu, gdy wyszła za mąż, w domu zaczęły się pojawiać męczące pytania o to, kiedy jej rodzina się powiększy. Tu jednak chodziło o coś więcej, niż pragnienie wnuka. Kiedy jej rodzice zorientowali się, że Eliza nie chce mieć dzieci, powiedzieli jej, że przyszłość firmy leży w jej rękach. Że nie chcą, by za kilka dekad firma zniknęła z rynku lub trafiła w obce ręce. Że to rodzinny interes, i Eliza powinna przekazać go swojemu dziecku.
Jest majątek, musi być spadkobierca Na początku byłam na nich wściekła. Jak śmieli wtrącać się w tak intymne sprawy moje i mojego męża? Ostatecznie to jest tylko firma! – mówi Eliza. I wyznaje, że po tej rozmowie z rodzicami czuła gniew, chęć buntu i smutek. A gdy to wszystko spokojnie sobie przemyślała… przyznała im rację. Zawsze traktowała możliwość kariery w rodzinnej firmie jako wielki dar od losu. Była wdzięczna, że nie musi zaliczać staży w firmach, pracować na etacie dla kogoś, albo rozpoczynać działalności na własny rachunek od zera. Skoro tak wiele od rodziny dostała, dlaczego nie miałaby potraktować poważnie zobowiązań wobec rodziny?
Jej męża Kacpra oczywiście nietypowa motywacja Elizy do tego, by zostać matką, nie zaskoczyła. Dobrze ją znał i za pewne cechy podziwiał. Zresztą nigdy nie wykluczał powiększenia rodziny, więc chętnie przystał na zmianę małżeńskich planów. I okazało się, że do Elizy ponownie uśmiechnęło się szczęście: nie miała żadnych problemów z zajściem w ciążę. Oczywiście w pełni oddawała się pracy niemal do samego końca ciąży, nieco zwolniła dopiero wtedy, gdy urodziła ślicznego i zdrowego chłopca.
Urlop macierzyński? Chyba żartujesz. Pracowałam mniej, część spraw załatwiałam zdalnie, ale o dłuższej przerwie nie mogło być mowy – opowiada – I nie, to nie było moje widzimisię. Byłam odpowiedzialna za zbyt wiele spraw. Na zastępstwo, to można sobie znaleźć sekretarkę, a nie dyrektora odpowiadającego za rentowność przedsiębiorstwa – tłumaczy. I chociaż było ciężko, przy pomocy opiekunki dała sobie radę.
Dziecku da to, co najlepsze
Jaką Eliza jest matką? Na pewno nie taką, która długie godziny spędza z dzieckiem w piaskownicy. Od tego mam nianię. – tłumaczy, jak zwykle bez ogródek – Z synkiem widzimy się rano, wracam do domu późnym wieczorem, niemal codziennie układam go do snu. Poza tym mamy dla siebie trochę czasu w weekendy. I od razu tłumaczy, że nie ma tego czasu aż tak wiele. W weekendy jej i Kacprowi też zdarza się korzystać z pomocy opiekunki.
Czy chciałaby spędzać z dzieckiem więcej czasu? Zapomnieć o swojej odpowiedzialnej pracy i po prostu być matką, choć przez kilka dni? Oczywiście bardzo kocham mojego syna, ale kocham też moją pracę, bez niej nie byłabym szczęśliwa. Pytanie, czy nie ma poczucia winy wobec swojego dziecka przyjmuje ze zdziwieniem. Chyba żartujesz! Owszem, nie spędzam z nim wiele czasu, ale niekiedy miewamy chwile dla siebie. Ale wiesz co? Daję mu coś znacznie ważniejszego. Dzięki mnie będzie w życiu ustawiony. Tak samo jak ja, nie będzie musiał szukać zatrudnienia, harować na śmieciówkach na cudzy zysk. To on będzie tym, dla którego pracować będą inni. To chyba więcej warte, niż wspólne malowanki?
Eliza doskonale wie, że ma opinię bezwzględnej karierowiczki i złej matki. Cóż, powróćmy do tego tematu za dwadzieścia lat, kiedy mój syn i jego rówieśnicy będą rozpoczynali karierę. I dzieci tych wszystkich mam, które tak się nad nimi trzęsą będą przychodzić na rozmowy w sprawie pracy do mojego syna. Gdy Eliza decydowała się na dziecko, była pełna obaw, czy sobie poradzi, czy się sprawdzi w roli matki, czy nie zaszkodzi to jej karierze. Teraz nie żałuje. Uważa, że jej rodzice mieli rację, gdy przekonywali ją, że warto mieć dziecko, by przekazać mu rodzinny interes. I już nie może doczekać się, kiedy zacznie wprowadzać swojego syna w tajniki biznesu. A co będzie jeśli zechce on pójść zupełnie inną, samodzielnie wybraną drogą zawodową? Eliza doskonale wie, że może się tak zdarzyć. Ale na razie woli o tym nie myśleć.