- Boli mnie kręgosłup, w odcinku lędźwiowym – Znam to, też to miałam! Pół roku chodziłam po lekarzach, zanim zdiagnozowano co to! – A mnie znowu boli kolano i ledwo chodzę… Nie, to nie jest rozmowa osiemdziesięcioletnich pań, a moich koleżanek, dbających o siebie dwudziestokulkilatek. I w końcu zaczęłyśmy się zastanawiać: jak to jest, że nasze babki przez całe życie były (i wciąż są!) pełne sił, a nam nieustannie coś dolega?
„Przedwojenne pokolenie jest nie do zdarcia” – zwykło się mawiać. I rzeczywiście: nasze babki przeżyły II wojnę światową, ponure czasy stalinowskie, przez całe życie pracowały zawodowo, wykonywały wszystkie domowe obowiązki (żeby mężczyzna sprzątał i gotował? A kto to słyszał?), rzadko chorowały, mało narzekały. A my? A to alergia, a to bóle w krzyżu, a to przemęczenie, a to depresja. Cóż tak niezwykłego było w tych przedwojennych czasach, że reprezentujące je pokolenie ma w sobie tyle sił? A może przyczyny należy szukać gdzie indziej?
Selekcja naturalna
Moja babcia (rocznik 1928) miała szóstkę rodzeństwa. Ale wieku dorosłego dożyła jedynie czwórka. Ja mam jedną siostrę. Obie próg dorosłości przekroczyłyśmy wiele lat temu i mamy się świetnie. A zanim to nastąpiło byłyśmy szczepione, w przypadku jakichkolwiek problemów ze zdrowiem prowadzane do pediatrów, okulistów, laryngologów, oraz lekarzy kilku innych specjalności. Oczywiście moja babcia i jej rodzeństwo nie mieli tego komfortu. Po prostu przeżyły tylko najsilniejsze jednostki. A teraz pomyślmy, jak zmieniła się medycyna od lat 80-tych, w których dorastałam ja. Dzięki dobrodziejstwom nauki jesteśmy w stanie uratować życie nawet najsłabszym jednostkom. Nietrudno się jednak domyślić, że są to jednostki słabsze, niż te, które kiedyś przetrwały selekcję naturalną.
Częstsze diagnozowanie
Czasem można odnieść wrażenie, że obecnie borykamy się z większą liczbą chorób i wszelkiego rodzaju zaburzeń i schorzeń, niż przed laty. Autyzm? Depresja? Dysleksja? Setki rodzajów nowotworów? Kiedyś tego nie było, prawda? Nieprawda, oczywiście, że było. Mniej chorób znano, mniej przypadków diagnozowano, a zatem i leczyć nie było czego. Stąd można odnieść mylne wrażenie, że kiedyś się nie chorowało, a teraz tak. I co więcej cieszę się, że przyszło mi żyć w czasach, kiedy depresję uważa się za poważną, kwalifikującą się do leczenia chorobę, a nie widzimisię. Bo chorobę należy traktować poważnie, a nie jak fanaberię. No chyba, że właśnie choroby sobie wymyślamy...
Ciągle coś mi dolega
Mam dla ciebie zadanie: włącz telewizję na dowolny kanał, poczekaj do pierwszego bloku reklamowego. Większość reklam dotyczy produktów medycznych i suplementów, zgadłam? Oczywiście, że tak. A teraz wsłuchaj się w treść tych komunikatów, czy większość nie dotyczy ciebie? No jakby się uprzeć to tak! „Jeśli jesteś zmęczona, chciałabyś mieć mocniejsze włosy i paznokcie, pozbyć się kilku kilogramów…” – to dotyczy każdej kobiety, jaką znam! Jest na to suplement. Mamy też suplementy na zatrzymanie wody w organizmie, pozbycie się nadmiaru wody z organizmu, zakwaszenie, niedobór magnezu, przemęczenie, nadwagę, częste zmiany pogody… Wymieniać można naprawdę długo. Tylko czy to są prawdziwe dolegliwości? Naprawdę potrzebujemy tych wszystkich suplementów? Tak naprawdę każdy z powyższych (w mojej ocenie nieco wydumanych) problemów da się rozwiązać zdrowym trybem życia. Tylko że zamiast przyswoić tę prostą prawdę i się do niej stosować, wolimy narzekać. A przecież wystarczyłoby zdrowiej jeść i więcej się ruszać…
Siedzący tryb życia
To dopiero oczywistość: by być zdrowym, trzeba się ruszać. Tylko jak? Do pracy dojeżdżamy samochodem lub komunikacją miejską. Pracę wykonujemy w pozycji siedzącej przed komputerem, przez osiem godzin dziennie albo dłużej. Wracamy do domu (samochodem lub komunikacją miejską), zajmujemy się domowymi obowiązkami (tu miewamy trochę ruchu), by wieczorem w końcu po całym dniu odpocząć. Najlepiej na kanapie, z laptopem na kolanach lub pilotem w ręku. I wiecie co? Nawet jeśli małe dzieci zapewnią wam trochę codziennej bieganiny – to mało. Nawet jeśli biegacie, lub chodzicie na siłownię – w obliczu długich godzin przesiedzianych przed komputerem – to mało. Komputeryzacja jest cudownym zjawiskiem, które potrafi ułatwić życie jak mało co. Ale trochę nam je jednak utrudnia, bo skłania do siedzącego trybu życia. A potem mamy problemy z kręgosłupem, nadwagą, stawami…
Cóż, nierzadko słyszę od moich rówieśniczek, jak są zmęczone, że coś im dolega. Sama też czasem narzekam, najczęściej na niedobór snu. Od mojej 88-letniej babci słyszę tylko, że czuje się dobrze i że się cieszy, że może chodzić. No, czasem jednak trochę narzeka… na to, że chciałaby móc ruszać się więcej, tyle co kiedyś.