Nie wiem jak w innych miejscach w Polsce, ale u nas pogoda wręcz wyborna. Świeci słońce, trochę wieje, ale temperatura zdecydowanie sprzyja dłuższym spacerom. Jednym słowem -wiosna! Wreszcie prawdziwa i tak długo wyczekiwana.
Wyszłyśmy na dłuższy spacer: najpierw plac zabaw, później spacer po parku i karmienie wiewiórek a w drodze powrotnej trochę sprawunków na pobliskim bazarku. Wszystko było wręcz idealnie do pewnego momentu.
Trochę warzyw, odrobina przypraw
I kiedy już pakowałam to wszystko do dolnej szuflady wózka średnio uprzejma sprzedawczyni postanowiła „porozmawiać” z moją zaciekawioną córką. Czy lubi marchewkę, jabłuszka i takie tam. Aż w pewnym momencie uznała, że stosowne będzie pogłaskanie małej po policzku. Moje dziecko na zbliżającą się rękę Pani (z przybrudzonymi paznokciami i obciętymi placami w bawełnianej rękawiczce) zareagowało histerycznym wręcz płaczem. Chyba dolałam nieco oliwy do ognia gwałtownie odsuwając wózek.
Musiałam więc wziąć malutką na ręce, żeby nieco ją uspokoić. W tym czasie wokół Nas zdążyła się już zgromadzić spora kolejka gapiów, z których każdy – jak łatwo się domyślić – miał coś do powiedzenia.
Co z Pani za matka?
To pytanie padało w moją stronę najczęściej. Ale były też inne „dlaczego”. Między innymi dlaczego szarpię wózkiem, dlaczego nie szanuje mojego dziecka, dlaczego wychowuję je w nerwowej atmosferze i nie pozwalam na kontakt z innymi ludźmi. W całym tym zamieszaniu próbowałam tylko spakować resztę zakupów i oddalić się z dzieckiem w jednej ręce i wózkiem w drugiej.
Prawdę mówiąc do tej pory jestem w szoku. Najbardziej dlatego, że wszyscy naskoczyli na mnie, a nikt nie zastanowił się nawet przez sekundę dlaczego zareagowałam (być może?) tak gwałtownie.
Adwokat we własnej sprawie
Trudno mi będzie samej się obronić. Pewnie zrelacjonowany przeze mnie przebieg wydarzeń jest subiektywny i zupełnie inny, niż gdyby ten tekst pisała właścicielka straganu, na którym robiłam zakupy. Ale nie w tym rzecz. Zastanawiam się po prostu głośno czy jestem raczej w większości, czy raczej w mniejszości. Bo że nie jestem jedyna mam stuprocentową pewność.
Nie życzę sobie, żeby obce osoby dotykały mojego dziecka!
Zaraz ktoś powie „Boże, jaka przesadnie higieniczna”. Nie, nie chodzi mi o bakterie czy brud. To jest wszędzie. I podejrzewam, że większą styczność moja córka ma z nimi bawiąc się w piaskownicy czy na zjeżdżalni niż jeśli ktoś ją dotknie. Ale dlaczego niby ktoś obcy miałby ją dotykać? Zwłaszcza jej twarzy? Bo jest mała? Ładna? Słodka?
Co to daje? Skąd w ludziach taka potrzeba dotykania drugiego człowieka? Rozumiem osobę bliską, kogoś, kogo się kocha. Ale obcego człowieka? Bo przecież roczny maluch to też człowiek, tyle że trochę mniejszy. I tak samo zasługuje na poszanowanie jego prywatności i nienaruszanie jego przestrzeni.
Idę o zakład, że gdyby to Panią z warzywaniaka ktoś zechciał pogłaskać po policzku, to zareagowałaby dokładnie tak jak ja – gwałtowanie się odsuwając. I moje dziecko pewnie też by to zrobiło, gdyby mogło. Ale jest za mała i moją rolą, jako rodzica, jest dbanie o jej bezpieczeństwo i dobre samopoczucie. Dopóki jest maleńka to ja jestem od tego, żeby ją chronić i sprawiać, by czuła się dobrze w społeczeństwie. A histeryczny krzyk moim zdaniem jednoznacznie świadczył o tym, że nie miała ochoty by obca ręka jej dotykała.
I mówcie sobie co chcecie, piszcie sobie co chcecie, ale ja zawsze będę gwałtownie reagować w podobnych sytuacjach. Nawet, jeśli później będę musiała zmierzyć się z atakiem połowy dzielnicy robiącej zakupy na bazarku. Albo kimkolwiek, gdziekolwiek indziej.
Uwierzcie – nie przekona mnie żaden argument. Jeśli moje dziecko wzbrania się przed kontaktem z obcymi, to nie zamierzam jej przekonywać, że powinno być inaczej.
I jeśli następnym razem obca staruszka pod blokiem zapyta „Pójdziesz ze mną?” wyciągając do mojego dziecka rękę, to tak samo ostro jak ostatnio odpowiem „Nie”, mimo, że szanuję starsze osoby nie chcę ich urazić. A jeśli Pani na straganie wyciągnie brudną rękę z brudną rękawiczką żeby pogłaskać ją po buzi, to podobnie jak wczoraj gwałtownie odsunę wózek. A ciotce, która widzi małą drugi raz w życiu wyraźnie powiem, że ma nie dawać jej buzi w usta.
Bo jestem jej mamą i najzwyczajniej w świecie sobie tego nie życzę. O!