
Czyli po prostu wspólne spanie rodziców z dzieckiem. By było bezpieczne dla malucha, rodzice muszą spełnić kilka warunków. Z okolic buzi dziecka należy usunąć wszystkie poduszki, koce itd. Musi ono leżeć tak, by w czasie snu nie spadło z łóżka. Rodzice nie mogą być pod wpływem alkoholu lub środków odurzających gdy kładą się razem z dzieckiem. Minusy – co-sleeping często oznacza współspanie z mamą, tata ląduje na kanapie w drugim pokoju. Plusy – dla mamy, zwłaszcza karmiącej piersią, to ogromna wygoda. Gdy dziecko się przebudzi, wystarczy przystawić je do piersi, zamiast wstawać do niego. Dodatkowo są badania które stwierdzają, że dzieci, które śpią razem z rodzicami, w przyszłości mogą mieć wyższy poziom pewności siebie, być mniej podatne na stres.
Może zainteresować cię także: W łóżku z dzieckiem. Najlepsza forma bliskości, czy zagrożenie dla życia mlucha?
To metoda twórcy rodzicielstwa bliskości, dr Williama Searsa. Zadaniem rodziców jest zapewnienie dziecku optymalnych warunków do snu i danie mu jak najwięcej bliskości. Mile widziane jest zatem wspólne spanie z dzieckiem, poza tym usypianiu ma służyć kołysanie, karmienie i wszystko to, co wiąże się z bliskim kontaktem rodzica z dzieckiem. Wg tej metody rodzic powinien reagować na każdy płacz dziecka, by zaspokoić jego potrzeby. Oczywiście zwolennicy zasypiania bez płaczu są zagorzałymi przeciwnikami metod uwzględniających wypłakanie się dziecka, o których będzie za chwilę.
Opisana w popularnej książce Harveya Karpa pt. “Najszczęśliwszy bobas w okolicy”. Tajemnicze 5 S to: spowijanie (ciasne zawijanie dziecka w chustę, kocyk, lub pieluszkę tetrową), odpowiednia pozycja (najlepiej na brzuszku, pod okiem rodzica), szumienie (szeleszczące dźwięki przypominające to, co dziecko słyszało w swoim życiu płodowym), kołysanie, ssanie (piersi mamy lub smoczka). Metoda ta przeznaczona jest dla dzieci w trzech pierwszych miesiącach ich życia. I zdradzimy wam sekret: naprawdę działa!
Może zainteresować cię także: Teoria czwartego trymestru, czyli jak przetrwać pierwsze trzy miesiące z dzieckiem
Metoda ta została spopularyzowana przez dr Marca Weissblutha. Zaleca on, by uważnie obserwować dziecko i gdy widzimy, że jest senne, położyć je do jego łóżeczka. Następnie należy opuścić jego pokój. Tak, będzie płakało. Według tej metody rodzic nie powinien na płacz reagować, dziecko w końcu zmęczy się i zaśnie. Plusy – po kilku dniach dziecko powinno nauczyć się stosunkowo szybko samodzielnie zasypiać. Niestety metoda ta ma też sporo minusów. Dla niemowląt płacz jest jedynym sposobem na sygnalizowanie ich potrzeb. Poprzez stosowanie takiej metody mogą nauczyć się, że sygnalizowanie swoich potrzeb nie ma sensu, skoro rodzice i tak nie reagują.
To znacznie łagodniejsza wersja metody związanej z wypłakiwaniem się dziecka. Swoją nazwę zawdzięcza swojemu twórcy, dr Richardowi Ferberowi. Tutaj również senne dziecko kładziemy do łóżeczka i zostawiamy, by zasnęło. Jednak jeśli dziecko płacze, nie zostawiamy go, aż zaśnie z wycieńczenia. Rodzic może zajrzeć do malucha po czasie nie krótszym niż pięć minut, na jakieś dwie minuty. Ważne jednak jest, by nie wyjmował dziecka z łóżeczka. Takie interwały powtarzamy, aż dziecko zaśnie. Plusem tej motody zapewne jest to, że jest mniej drastyczna niż samo wypłakanie się. Minusy? Chociaż bywa skuteczna, kolejne przepłakane przez dziecko minuty mogą być trudne zarówno dla malucha, jak i rodzica.
Nie chcecie spać razem z dzieckiem, ale nie zniesiecie stosowania żadnej z metod uwzględniających wypłakiwanie się? To może być coś dla was. Metoda polega na kołysaniu dziecka, przytulaniu go, śpiewaniu mu kołysanek do momentu, aż zrobi się bardzo senne. Kiedy dziecko prawie zasypia, odkładamy je do łóżeczka. Rzecz w tym, by dziecko ostatecznie usnęło w łóżeczku, nie w ramionach rodzica. Bo jakież będzie jego zdziwienie, gdy w nocy przebudzi się w zupełnie innym miejscu, niż zasnęło!