"Dla męża i syna jestem służącą. Potrzebuję odrobiny czułości, czy to tak wiele?"
List do redakcji
05 kwietnia 2016, 16:36·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 05 kwietnia 2016, 16:36
Zrobić kanapki do szkoły i pracy, wstawić pranie, wyprowadzić psa, wyprasować mu koszulę, bo przecież znowu rzucił ją na krzesło, zamiast powiesić na wieszaku, przygotować faktury do pracy, odkurzyć, dopilnować, żeby Młody odrobił lekcje, zrobić szybki obiad, zagryźć zęby, połknąć łzy i zapomnieć, że boli.
Reklama.
Głowa rodziny
Od mojej mamy zawsze słyszałam zdanie, że mężczyzna jest głową rodziny, a kobieta szyją, która tą głową kręci. W naszym domu jestem głową, szyją i całym korpusem. Jestem fundamentem, bez którego nasze życie posypałoby się jak domek z kart. I tak samo, jak ten fundament jestem schowana, zakopana i zapomniana. Wzywa się mnie, kiedy komuś czegoś brakuje, a potem odsyła jak średniowieczną służbę. „Możesz odejść” widzę w ich oczach, kiedy spełnię już wszystkie zachcianki. Wiem, mam to na własne życzenie, zgodziłam się na takie traktowanie, ale sama nie wiem, kiedy to się stało…
Wychodząc za mojego męża, wiedziałam, jakim jest człowiekiem. Silnym, hojnym, miłym, ale też pod wieloma względami różnym ode mnie- niezorganizowanym, wymagającym, powściągliwym. W przeciwieństwie do niego ja uwielbiam mieć plan działania i wszystko pod kontrolą. Chyba łudziłam się, że uda mi się go choć trochę zmienić, że małżeństwo jakoś wypośrodkuje nasze charaktery.
Walka
Pierwszy rok to była nieustanna walka o to, żeby przejął, choć część obowiązków. Notorycznie wyłączali nam prąd albo telefon w dni, w które miał gotować, zamawialiśmy coś na wynos, mieszkanie sprzątał tak, że musiałam po nim poprawiać. Poddałam się, pomyślałam, że korona mi z głowy nie spadnie, jeśli przejmę rolę gospodyni. Nasze babki tak robiły, nasze matki też, widocznie walka o równy podział obowiązków to bzdura rodem z kolorowych magazynów.
Nie przewidziałam tego, co stanie się z naszym życiem, kiedy pojawi się w nim dziecko. Zapanował kompletny chaos, obowiązków przybywało, a mój mąż stał się jeszcze bardziej chaotyczny i niezorganizowany. Wszystko stanęło na głowie, więc niczym superbohaterka postanowiłam wziąć się w garść i to poskładać. Udało się. Stałam się głową, szyją, korpusem, sterem, żeglarzem i okrętem. Z dumą utrzymywałam nas na powierzchni, ale z czasem zaczęło brakować mi i dumy, i siły, żeby to robić.
Czasami chce tylko jednego
Są takie dni, kiedy czuję się dobrze. Akceptuję to, że na mojej głowie jest wszystko- umawianie wizyt lekarskich, płacenie rachunków, sprzątanie, planowanie posiłków, opieka nad Młodym. „Zawsze lubiłaś planować. Denerwuje cię chaos” powtarzam sobie przez zaciśnięte zęby, ale chwilami już nie mogę, nie wytrzymuję, nie chcę…
Coraz częściej łapię się na tym, że nie mam siły. Jestem tak bardzo zmęczona trzymaniem wszystkiego w ryzach, że oddałabym wszystko za jeden dzień, w którym ktoś dla odmiany zaopiekowałby się mną. Czuję się mała, bezradna, zaniedbana i samotna, mimo tego, że za ścianą słyszę moją rodzinę…
Chciałabym, żeby to mnie ktoś zapytał jak się czuję, czy jestem głodna, czy mam na coś ochotę. Chciałabym zostać okryta kocem i pogłaskana po głowie. Chciałabym dostać kubek gorącej herbaty i usłyszeć, że nic już dziś nie muszę, że wszystko zostało załatwione i niczym mam się nie martwić. Chciałabym zaznać choć trochę czułości. Czy to tak wiele?
Szara codzienność
Czasem nie wiem, kim jest człowiek, obok którego się budzę, który przez jedną połowę dnia traktuje mnie jak powietrze, a przez drugą jak robota domowego, spełniającego jego potrzeby. Dlaczego nie wie, że czasem brakuje mi siły? Dlaczego nie słyszy, kiedy nocami płaczę w poduszkę?
A nasz syn? To jego miniatura. Mały Pan Niewdzięczny, który nie docenia tego, że bez mamy zginąłby z głodu i powtarzał klasę za klasą. Z przerażeniem patrzę, jak bardzo podobny jest do swojego ojca i jak mało do mnie. Jak przejmuje jego zachowania i odzywki.
Wiem, że od nich nie odejdę. Zacisnę zęby i wytrzymam. Wytrzymałam już 10 lat, wytrzymam i kolejne. Kocham ich, a oni beze mnie zupełnie by zginęli. Czasem tylko muszę to z siebie wyrzucić… Wierzę, że takich kobiet jak ja jest więcej. Kobiet, które oddałyby wszystko za odrobinę troski i opieki, za wdzięczność i czułość…
Kobiet- głów, szyj i korpusów, które są na tym okręcie zupełnie same.