Burzliwa dyskusja w gronie przyjaciół. Częściowo bezdzietnych, częściowo rodziców. Już samo to sprawia, że jest burzliwa. Czego dotyczy? Placów zabaw. Nie niebezpiecznych drabinek, nie psich kup, nie pogody. Tym razem relacji międzyludzkich. A w tym temacie, nawet Ci, którzy pozornie niewiele mają do powiedzenia, mówią dużo. Co mówią? To zależy oczywiście od wielu czynników.
Od czego się zaczęło? „Zabrałam dzisiaj siostrzenicę na plac zabaw. Nie wiem, jak Wy możecie tak spędzać czas. W dodatku codziennie!”
Ale że co? Że dziecku się nie podobało? Że jesteś zmęczona? Że dla ciebie nuda ale mała miała fajny czas i nie chciała wracać do domu? „Chodzi o te matki. Nic nie robią, tylko siedzą na ławce i obgadują. Jednym okiem sprawdzają, czy ich dzieci nie jedzą piachu, drugim lustrują pozostałe i gadają. Jak we dwie, to jeszcze pół biedy, ale wraz ze wzrostem liczby rodzicielek, poziom hejtu jest coraz większy.”
Co ty opowiadasz? Dosiadłaś się do nich? Słyszałaś jak gadają? Może cos źle zrozumiałaś? I mój faworyt – nie jesteś matką, więc pewnie nie „skumałaś o co kaman”.
Czy naprawdę trzeba być matką, żeby właściwie ocenić sytuację? Bywam na placach zabaw regularnie. Na większych, mniejszych, tych bliżej domu i tych odrobinę oddalonych. Nigdy, absolutnie nigdy nie spotkałam się z sytuacją, o której mówiła – nazwijmy ją M. Albo nie bywam na tych placach zabaw, na które ona zabiera swoją siostrzenicę, albo po prostu mam szczęście do ludzi.
Dalsza grupowa rozmowa potoczyła się w innym kierunku, ale poprosiłam M. o odrobinę więcej szczegółów. W pewne słoneczne popołudnie przysiadła sobie na ławce przy piaskownicy i zajadała pyszne wyroby cukiernicze ulepione przez ukochaną siostrzenicę. Naprzeciwko siedziały dwie młode mamy, pilnujące biegających dookoła chłopców. Ubrane normalnie, tak jak M. Sportowe buty, kurtka, szalik. Pytam więc, skąd podejrzenie o obgadywanie, skąd ten pomysł. Bo szeptały, bo spoglądały krzywo, bo odwracały wzrok gdy tylko ja swój podniosłam.
„Myślisz – pyta M. – że to dlatego, że noszę Ray-Bany a nie okulary z sieciówki? Albo moje ukochane NewBalance zamiast trampek? Jestem zbyt wylansowana na mamę? A może jestem złą mamą bo mnie stać na takie rzeczy? Powinnam chodzić z dzieckiem na inne place zabaw? To nawet nie moje dziecko, ale tego nie wiedzą.” Myślę, że zwariowała. Szkoda, że nie podeszła się przywitać. Jestem przekonana, że wszystko sobie uroiła.
A może to ja się mylę?
Nie czuję się na siłach, by postawić jakąś super kontrowersyjną tezę. Wręcz przeciwnie. Ta teza jest mało kontrowersyjna, ale za to bardzo pozytywna. Choć i tak (co było widać na początku) dyskusyjna. A brzmi: „mamy są super!” I nie są w mojej ocenie oddzielna grupą społeczną. Nie są osobami, z którymi nie da się porozmawiać na „nie dzieciowe” tematy. Nie są zacofane, nieoczytane, niezadbane i jeszcze nie wiadomo jakie. Są szczęśliwe, czasem zmęczone i niewyspane, ale pogodne, uśmiechnięte, otwarte i bardzo serdeczne.
I mają czas. To, czego wielu pozostałym osobom brakuje. Mają czas dla dzieci, mają czas na to, żeby na placu zabaw jednym okiem poczytać książkę a jednym uchem posłuchać ulubionej kapeli. Mają czas na kawę z przyjaciółkami (i bobasem w pakiecie, to oczywiste), mają czas na spacer po tej części miasta, której do tej pory nie odwiedzały, bo nie miały czasu.
I mają czas na rozmowę
O dzieciach (co naturalne), o kuchni (nie tylko o niemowlęcych papkach), o książkach (tak, tak, kobiety czytają), o podróżach (tych po Polsce, tych zagranicznych, tych nietypowych, długich, krótkich i wszystkich innych), o modzie (nie tylko o markowych ubraniach), o pracy (za którą czasem tęsknią bardziej, a czasem mniej. I nie mówimy tu o myciu okien i prasowaniu), o zwierzętach (poznałam ostatnio Panią weterynarz zakochaną w koniach. Mamę Jasia i dwóch ukochanych klaczy. Tak mówiła o sobie) i o całej masie innych fantastycznych rzeczy.
Drogie mamy, ja Was lubię. Uwielbiam czas na placu zabaw. Obserwowanie tego jak bawią się nasze dzieciaki i tego, jak fajnie się przy tej okazji rozmawia. O wszystkim. Nie tylko o pieluchach, papkach i wiecznym niewyspaniu. Ale o tym, jak macierzyństwo wzbogaca nasze życie. I nie zbiera tego, co było w nim do tej pory. Jestem przekonana, że NewBalance czy Ray-Bany nie mają tu żadnego znaczenia.
Bardzo ciepło was wszystkie pozdrawiam!
Ps. Zaprosiłam M. i jej siostrzenicę na wspólny wypad na plac zabaw. Będziemy odczarowywać kiepskie pierwsze wrażenie. Trzymajcie kciuki!