Nigdy mnie nie uderzył. Krzyczał, potem przez kilka godzin nie odzywał się, ale nigdy nie podniósł na mnie ręki. Nie byłem jego dumą, ani nawet „oczkiem w głowie”. Byłem jego synem, którego musiał wychować na prawdziwego faceta. Silnego, odpowiedzialnego, budzącego respekt. Takim był facetem, a przynajmniej za takiego się uważał.
Dziś Paweł jest dorosłym mężczyzną, nauczycielem z niewielkim jeszcze stażem, mężem i przyszłym ojcem. Jego historię opowiada mi znajoma. "Skontaktujesz mnie z nim?", pytam. "Może być ciężko", słyszę. Udaje się.
Do tego co było wraca niechętnie. Gwarantuje anonimowość, ale on uśmiecha się tylko i mówi: „Ci, którzy tam zostali, wiedzieć i tak będą. Nie myśl, że czegoś się boję. Ja się po prostu wstydzę. Wstydzę się, że przez te kilka lat nie zrobiłem nic, aby go powstrzymać.”
Mieszkali w niewielkim mieście, gdzie wszyscy się znają. Czy to w czymś pomaga? Wręcz przeciwnie. Ludzie gadają, kiedy nie trzeba, a kiedy trzeba, nie robią nic.
Dziś myślę, że o tym, co dzieje się w moim domu wiedzieli wszyscy. Czy powinienem ich obwiniać? Nie, przecież ja też nie zrobiłem nic.
Był jakiś powód? Zawsze był jakiś powód. Ludzie śmieją się i nie wierzą, że można uderzyć człowieka bo „zupa była za słona”. A ja wiem, że można. Ja to widziałem i biernie brałem w tym udział.
Pierwszy raz? Święta Bożego Narodzenia. Miałem wtedy chyba 6 lat. Pamiętam ojca dumnego jak paw, który kroczył po pokoju i wydawał matce polecenia. Obrus nie ten, zastawa brudna, zrób coś z sobą. I pamiętam moją mamę, która bez sprzeciwu realizowała jego plan punkt po punkcie. Nie widziałem w tym nic złego, a nawet myślałem, że tak właśnie trzeba.
Chcesz, żebym zadawała pytania? Chcę, żebyś mnie wysłuchała. A potem...pytaj.
Kiedy jesteś dzieckiem nie masz jeszcze porównania. Nie możesz stwierdzić, że pewne zachowania, które obserwujesz w swoim domu są złe. Raczej traktujesz je jak normę. Myślisz: „w każdym domu tak jest. Tak musi być”. Ja przez wiele lat tak właśnie myślałem. Jasne, widziałem jak wygląda życie rodzinne moich kolegów, ale przecież mój ojciec też nigdy nie uderzył matki przy innych.
Wiesz, ja nie pamiętam, aby mój ojciec kiedykolwiek na nią krzyczał. Nigdy nie był wylewnym facetem, zawsze wolał działać. Sińce pod oczami tuszowała za pomocą korektora, a o te na plecach nie musiała się martwić. Nikt przecież ich nie zobaczy, prawda? Zawsze miała jakieś wytłumaczenie, zawsze sprzedała jakąś bajeczkę, w którą wszyscy wierzyli. A raczej, wierzyć chcieli.
Jeśli byś popatrzyła na nas z boku, pomyślałabyś, że jesteśmy całkowicie normalną rodziną. Ojciec zarabiał na życie, matka dbała o dom i dziecko, a ja robiłem to, co do mnie wtedy należało: uczyłem się. Idealny obrazek idealnej rodziny. Co z tego, że wieczorami ojciec tłukł matkę czasem aż do nieprzytomności, bo jak twierdził wyprowadziła go z równowagi? Nikt tego nie widział, prawda? Tego więc nie ma.
Powód? Powód znalazł się zawsze. Wspomniana wcześniej „za słona zupa”, obiad nie na tę godzinę, źle uprasowana koszula, moja grypa (bo jak mogła dopuścić, abym się rozchorował?), pralka, która znów się zepsuła (a powinna ją przecież dobrze naprawić).
Mój ojciec potrafił bić, a moja matka potrafiła „być bita”, znosiła to w milczeniu. Tę sztukę oboje opanowali do perfekcji. Przez dziurkę od klucza lub przez uchylone drzwi widziałem, jak po twarzy lecą jej z bólu łzy, ale zaciskała zęby i nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Wtedy tego nie rozumiałem, ale dziś już wiem, że robiła to dla mnie. Naiwnie sądziła, że nie wiem co dzieje się za drzwiami ich sypialni.
Udawałem tak dobrze, jak oni. Chowałem głowę pod poduszkę, zamykałem oczy i czekałem, aż to wszystko się skończy. Czekałem na chwilę, aż znowu będziemy "normalną" rodziną. Aż ojciec zapyta, jak minął mi dzień w szkole, jak zacznie zanudzać mamę swoimi firmowymi ploteczkami, a mama z uśmiechem na ustach będzie udawać, że ją to interesuje.
To trwało latami. Nigdy moja matka nie powiedziała NIE. Nigdy nie poprosiła o pomoc. Zawsze robiła dobrą minę do złej gry. Kiedy przestał? Gdy miałem 14 lat. Wiedział już, że dałbym sobie z nim radę, może tego się bał? Głupi byłem, że tak sądziłem. Mój ojciec odszedł do nas. Niewiele tłumaczył. Ponoć się zakochał. Zdarza się, prawda? Nie protestowaliśmy.
Przyznałeś się? Dopiero po 3 latach od odejścia ojca zapytałem, dlaczego pozwalała, aby ją bił. "Twój ojciec nigdy mnie nie uderzył. Wymyśliłeś sobie coś. Nie wygaduj głupot". Nigdy więcej nie wróciliśmy do tego tematu.
Kilkumiesięczna terapia postawiła mnie na nogi na tyle, żebym mógł ruszyć dalej, ale nie pomogła mi wyzbyć się poczucia winy. To, że byłem dzieckiem to kiepskie wytłumaczenie. Mogłem przecież coś zrobić. Zawsze można COŚ zrobić.
Za 4 miesiące zostaniesz ojcem Wciąż nie wiem jak być dobrym ojcem. Ale wiem już, jakim ojcem być na pewno nie chcę. Czy mi się uda? Mam nadzieję. I mam nadzieję, że moje dziecko za kilka lat powie mi: "tato, dałeś radę".