Przede wszystkim obiecałam jej, że napiszę, że to nie jest narzekanie. Więc od tego zaczynam. Bo rzeczywiście nie jest. W jej słowach nie ma narzekania, choć czasem przyznaje, że ma dość odpowiadania w kółko na te same pytania. Dlaczego godzi się na rozmowę? Bo twierdzi, że nie jest jedyna. Mówi, że wie, że inni też zmienili zdanie.
Kiedy Gosia poznała Adama wiedziała, że to jest to. Oboje byli po studiach, na początku drogi zawodowej. Ale godzili życie prywatne i wspierali się wzajemnie w tym, co robili w pracy. Wszystko fajnie się układało. Ich rodziny poznały się, polubiły. Wreszcie zdecydowali się na ślub.
Myśleli o większym mieszkaniu i przynajmniej trójce maluchów, co bardzo cieszyło ich rodziców. Udało się zmienić mieszkanie. I pozostając w temacie zmian – plany też trochę zmodyfikowali. Dlaczego?
Bardzo chcieliśmy dzieci. Oboje zarabialiśmy całkiem nieźle - choć nie było kokosów jakoś sobie radziliśmy. Zmieniliśmy mieszkanie, byliśmy po ślubie. Kiedy zaszłam w ciążę byliśmy przeszczęśliwi. Nadal jesteśmy – żeby była jasność. Ale teraz jest nieco inaczej, niż było przed Jaśkiem.
Jak było przed Jaśkiem? Łatwo, wygodnie, spokojnie. Mieliśmy swoje zajęcia, zainteresowania, czas tylko dla siebie. Ale brakowało nam czegoś. Wiedzieliśmy, że na jakimś etapie poczujemy naprawdę mocno, że będziemy chcieli zostać rodzicami. Widzieliśmy po naszych znajomych, że dziecko nie jest przeszkodą niczym. Organizacja czasu czy pakowanie na wakacje stają się wyzwaniem, ale życie się zmienia na lepsze.
I rzeczywiście przyszedł tan dzień. Dwie kreski na teście ciążowym. Wielka radość, wybór imienia, kompletowanie wyprawki, plany na wakacje.
Kiedy Jasiek pojawił się na świecie było trudno. Pewnie jak każdym młodym rodzicom. Nieprzespane noce, kolki, piszecie o tym wszystkim, zresztą młodzi rodzice wiedzą o czym mówię. Ale było fajnie. Byliśmy w tym razem. Cieszyliśmy się każdym dniem.
Ledwo mały skończył trzy miesiące zaczęły się pytania. Kiedy drugie? Czy już myśleliśmy o tym, bo przecież najlepiej jakby była mała różnica wieku. No i w ogóle rewelacja, gdyby teraz była dziewczynka. W końcu nie ma to jak parka. Traktowaliśmy to z dystansem. Jasiek był wymagającym niemowlakiem. Mało spał, długo męczyły go kolki. Przez jakiś czas miał kiepskie wyniki i musieliśmy jeździć na dodatkowe badania. Byliśmy zmęczeni. A te pytania nie pomagały.
Ciągle pojawiają się nowe problemy. Nie tylko przy dziecku. Jak jeden znika, to na tapecie najczęściej jest już następny. Kiedy Janek nieco się uspokoił ja podupadłam na zdrowiu. Ale to ani jednym ani drugim rodzicom nie dało do myślenia. Dalej swoje – że parka, że już czas. Zaczęli im wtórować przyjaciele. W końcu powiedzieliśmy głośno, że wrócimy do tematu za trzy lata. Źle, bo po co czekać, że lepiej za jednym zamachem. Kiedy już nie wytrzymałam i wybuchłam nastąpiła zmiana frontu. Że może rzeczywiście lepiej, że Janek będzie mógł się opiekować siostrzyczką. Temat (odgrzewany czasami z tej drugiej strony) przycichł. Ale trzy lata zleciały nie wiadomo kiedy. I powrócił. Jakby tylko odliczali. I od nowa to samo, że już czas, że najlepiej jakby była dziewczynka.
Nie chodzi mi o to, że pytają. Tylko po pierwsze – jak to robią. Roszczeniowo, nachalnie, właściwie nie oczekując odpowiedzi. Bo przecież to co mówią jest słuszne, prawda? Tak. Ja właściwie nie mam prawa mieć zdania. Moją rolą jest potakiwanie. A co po drugie? To, że nie trafiają do nich żadne argumenty. Że nawet nie próbują słuchać – już nie mówię o tym, żeby zrozumieli odpowiedź. Bo gdy na pytanie „kiedy drugie?” odpowiadamy „nigdy!”, nikogo nie interesuje dlaczego. Postanowiliśmy, że nasz syn będzie jedynakiem. Nie będzie miał ani brata, ani siostry. Że już zawsze będziemy we troje. Po tym zdaniu już nikt nas nie chce słuchać. Jesteśmy najgorsi. Krzywdzimy Jaśka. Musimy słuchać ich argumentów, bo nasze są błahe.
A nie zdecydujemy się na kolejne dziecko, mimo, że kiedyś marzyliśmy o trójce. Nie stać nas. Chcemy, aby Janek mógł uczestniczyć w dodatkowych zajęciach sportowych, by chodził na angielski i byśmy pokazali mu kawałek świata. A to kosztuje. Nie mamy warunków – to nasze większe mieszkanie, o którym mówiłam na początku, to dwa pokoje wydzielone z 39cio metrowej kawalerki. Dla naszej trójki są ok, ale powiększanie rodziny w takich warunkach nie wchodzi w grę. Nie mamy siły. Jankiem zajmowaliśmy się na zmianę. Od rana ja pracowałam, po południu do firmy jechał Adam. Nie mieliśmy czasu dla siebie wzajemnie. Ani dla siebie samych. Miałam ciężki poród i trudne początki macierzyństwa. Teraz też nie jest łatwo. A kolejne dziecko nie rozwiąże problemu. Chcemy mieć czas, by żyć. By cieszyć się każdą chwilą, by mieć frajdę z bycia rodzicami. Teraz możemy to robić swobodnie. Korzystać z tego co mamy, nie martwić się czy starczy nam do pierwszego. I nie przekonuje mnie argument, że kiedyś mieszkało się w kawalerkach w sześć osób. Albo że jechało się maluchem do Bułgarii żeby zarobić i to też było fajne. Nie obchodzi mnie to. Chcę żyć swobodnie!
Gdyby każda z tych uprzejmych osób zamiast pytać kiedy powiększymy rodzinę zapytała co słychać u Jaśka… Gdyby czas poświęcony na pytania spędziła z Jankiem… Łatwo jest stać obok i podejmować decyzje za kogoś. Biernie. Powierzchownie. Łatwo jest mówić. Najłatwiej oceniać.
Drodzy rodzice i przyjaciele – proszę przestańcie pytać. Albo zapytajcie choć raz „dlaczego”. I zrozumcie – nie chcemy mieć więcej dzieci. Nie zmienimy zdania. Skupcie się na tym co ważne, co dzieje się tu i teraz i nie zadawajcie nam już więcej pytań. Bo mam wrażenie, że przez myślenie o tym co powinno lub mogłoby się wydarzyć umyka wam to, co w życiu najważniejsze.
Na koniec poprosiła mnie jeszcze o jedno. Przekaż pozdrowienia wszystkim. Więc przekazuję wam wszystkim pozdrowienia od Gośki.