Każdy, kto ma w domu półtoraroczne dziecko wie, o czym będzie mowa. Kto ma starsze – pewnie jeszcze pamięta te czasy. Kto ma młodsze – niech przygotuje się na to, co niebawem nastąpi. Dziś będzie kilka słów o adeptach sztuki wspinaczkowej oraz o pokładach cierpliwości i uwagi, w które musimy się uzbroić.
To, że maluch próbuje wszędzie wejść i zajrzeć w każdą dziurę jest naturalne. To, że od kiedy zaczął się poruszać ty musisz mieć oczy dookoła głowy – również. Nie oznacza to jednak, że jest nieposłuszne, nadpobudliwe czy próbuje zwrócić na siebie uwagę. Malec jest ciekaw świata i po prostu potrzebuje ruchu. Połączenie tych dwóch elementów to rzeczywiście mieszanka wybuchowa, ale bardzo naturalna dla dzieci w tym wieku.
Sposób na nudę
Dziecko, które zaczyna raczkować a następnie chodzić, chce zajrzeć w każde miejsce, które wydaje mu się ciekawe. Co to oznacza w praktyce – dokładnie to - w każde miejsce. Starszak, między drugim a szóstym rokiem życia nie jest w stanie usiedzieć bezczynnie w jednym miejscu. Denerwowanie się, próba ograniczenia jego potrzeby ruszania się może być tak naprawdę szkodliwa. Warto pozwolić dziecku się wyszaleć – w granicach rozsądku i pod naszym nadzorem.
Tylko nie tutaj!
Półki z książkami, regały z płytami czy blaty kuchenne to dla nich wyzwanie. Na nic tutaj twoje ”Nie wolno!” Dla dzieci wszystkie te niedostępne miejsca są od niedawna wyzwaniem i wiele z nich nie spocznie dopóki nie zdobędzie trofeum w postaci świecznika. Ponieważ maluchy nie mają jeszcze odpowiednio wykształconego zmysłu przewidywania i nie zdają sobie sprawy z niektórych niebezpieczeństw, twoją rolą jest wytłumaczenie mu co może się wydarzyć.
Wchodzisz do pokoju, a twoja pociecha właśnie z uśmiechem kończy wchodzić na parapet? Jak zareagować? Przede wszystkim nie krzycz i z nerwami nie zdejmuj malucha z wysokości. Podejdź i pomóż mu zejść. Pokaż mu jak zrobić to bezpiecznie. Wyjaśnij też dlaczego wchodzenie tak wysoko jest niebezpieczne i co może się wydarzyć, jeśli przypadkowo źle postawi nóżkę podczas wspinania lub schodzenia z góry. Zaproponuj inne zajęcie w zamian za wchodzenie na parapet. Pamiętaj jednak, że podczas tego typu aktywności malec ćwiczy zmysł równowagi, doskonali orientację w przestrzeni, spostrzegawczość i koncentrację. Uczy się także reagowania i podejmowania decyzji.
Rozwiązanie alternatywne
A skoro zajęcie tak mu się podoba, może zamiast wspinać się na meble wspólnie wybierzecie się na profesjonalną ściankę? Bo okazuje się, że dla dziecka czasem ważniejsza jest sama czynność niż to, gdzie się na końcu znalazło. Wspomniany wcześniej świecznik czy kolorowe pudełko mogą być tylko impulsem do sprawdzenia samego siebie. Dlatego zastanów się, czy przypadkiem nie wywołujesz w malcu potrzeby wchodzenia po meblach kładąc na górze chociażby ulubione ciastka.
Jeśli nie ścianka to co? Coś, co będzie atrakcyjne dla dziecka. I przede wszystkim bezpieczne. Na inne aktywności możecie pozwolić sobie w domu (np. budowanie tuneli lub torów z przeszkodami) a na zupełnie inne będąc na spacerze czy na placu zabaw. Jeśli ten, na który chodzicie codziennie już mu się znudził – spróbujcie znaleźć w okolicy jakiś nowy. A może taki, który da mu szansę „spróbować się” na trudniejszym sprzęcie? Zawsze możecie też skorzystać z sal zabaw lub zajęć ruchowych organizowanych specjalnie dla maluchów. Ty wiesz najlepiej co lubi twój malec i czym zainteresujesz go na dłużej.
Po co to wszystko
Pamiętaj, że dziecko dla prawidłowego rozwoju – zarówno fizycznego jak i umysłowego, potrzebuje ruchu i wyzwań. Z pewnością chętnie zrealizuje postawione przez ciebie zadania, wiele z nich traktując w kategorii wyzwań. Dlatego zamiast denerwować się, krzyczeć i stresować – bo przecież może spaść i zrobić sobie krzywdę – znajdź mu zajęcie, pokaż inne możliwości, doradź jak spożytkować swoją energię.
A czasem może… pozwól spaść? Nie z parapetu czy najwyższej półki na regale, ale z tej dolnej, pod twoim nadzorem. Zaraz pewnie podniosą się głosy, że jak tak można, że trzeba chronić dziecko, zapewnić mu bezpieczeństwo. Inni powiedzą, że jak raz spadnie to się nauczy i więcej na regał nie wejdzie. Niezależnie od decyzji w tej kwestii, lekarstwa na dziecięcy nadmiar energii nie ma. I dobrze. Bo ona jest potrzebna i zaraźliwa. Sęk w tym, by ją odpowiednio wykorzystać.