Karina ma 30 lat. Zawodowo zajmuje się pracą naukową. Jest w trakcie pisania pracy doktorskiej z zakresu zdrowego żywienia. Jeździ na konferencje, wykłady, prowadzi warsztaty. Tuż przed świętami po raz drugi została mamą. Jej mąż i starsza córeczka powitali małego Marcinka z radością. Tylko Karina nie do końca odnalazła się w nowej sytuacji. Jesteście ciekawi dlaczego?
Karina i Marek poznali się jeszcze na studiach
Po drodze, jak chyba każda para, mieli lepsze i gorsze momenty, ale przetrwali. Pobrali się pod koniec studiów. Oboje pochodzą z małego miasta w Wielkopolsce. Tam urządzili kameralne wesele i wrócili do Warszawy.
Historia jakich wiele, prawda?
Owszem. Sami przyznają, że nie wyróżniali się niczym szczególnym. Byli klasyczną parą i stali się klasycznym małżeństwem. Chodzili na imprezy – razem i oddzielnie. Jeździli na wakacje pod namiot, na koncerty plenerowe, na weekendy z przyjaciółmi. Żyli, jak sami opowiadają, tak po prostu. Bez wypadów na drugi koniec świata, ale bez przesadnego oszczędzania. To co udało im się odłożyć przeznaczyli jako wkład własny na zakup dwupokojowego mieszkania na Wilanowie.
Zaczęli realizować swój plan. Ślub, mieszkanie w kredycie z nadzieją na wcześniejszą spłatę, studia doktoranckie i kariera naukowa. A w międzyczasie dziecko. Jedno.
Marek skończył studia prawnicze, ale nie zdecydował się na aplikację. Sam twierdzi, że jest zdecydowanie teoretykiem niż praktykiem. Specjalistą w zakresie prawa pracy. Pisze sporo artykułów do czasopism polskich i zagranicznych. Karina wybrała podobną drogę. Choć specyfika ich pracy jest zupełnie inna, sama przyznaje, że zdecydowanie lepiej czuje się na uczelni. Oboje traktują uczelnie – swoje miejsca pracy jak drugi dom. Wykładają, dyskutują, angażują się w sprawy – każdy swojej – Alma Mater. I choć sporo obowiązków mogliby wykonywać siedząc na kanapie w salonie, żadne z nich nie chce rezygnować z bywania w gronie studentów i profesorów. Twierdzą, że w domu nie ma tej energii, która motywuje do pracy i przemyśleń.
Zuzia była planowanym dzieckiem Urodziła się gdy doktorat Kariny był już całkiem zaawansowany. Marek swoją pracę doktorską właściwie już kończył. Poczuli, że w ich życiu zawodowym zrobiło się troszkę luźniej i to jest dobry czas. Nie zakładali, że będą starali się o dziecko dłużej. I na szczęście udało się od razu.
Karina zdecydowała się na roczną przerwę na uczelni. Zawiesiła zajęcia za studentami, zaplanowała przerwę w pisaniu doktoratu. Poświęciła się Zuzi. Spędzała z nią sto procent swojego czasu i – o dziwo – nie zwariowała. Bo sama przyznaje, że do tej pory raczej trudno ją było zatrzymać w domu na dłużej. Dużo spacerowała, bawiła się z córką, czytała małej bajki. Czasem tylko sięgała po nowości wydawnicze ze swojej branży. Marek uzyskał tytuł doktora i zwolnił, by pobyć z rodziną.
Kiedy Zuzia skończyła 15 miesięcy, zaczął się kolejny rok akademicki. Dziewczynka poszła do żłobka, ale dzięki elastycznemu charakterowi pracy Kariny i Marka już o 14 była z powrotem w domu ciesząc się czasem spędzanym z rodzicami. I oni się cieszyli. Zgrabnie udawało im się łączyć pracę zawodową i opiekę nad dzieckiem. Realizowali się zarówno jako rodzice jak i naukowcy.
Do czasu. Ich plan nie zakładał drugiego dziecka. Drugiej ciąży. Drugiej tak długiej przerwy w pracy. Kiedy dowiedziała się o ciąży nie zwolniła. Dalej prowadziła zajęcia ze studentami, wakacje poświęciła na pisanie artykułów. Otwarty przewód doktorski zobowiązuje. I dorastająca Zuzia także. Poza tym swoje już w domu odsiedziała. I po powrocie do pracy, po rocznym urlopie macierzyńskim zrozumiała, że bardzo jej brakowało życia zawodowego. Wykładów, seminariów i konwersatoriów.
Na szczęście (tak mówi Karina) Marcinek urodził się tuż przed świętami, kiedy na uczelni jest trochę luźniej. W tym roku przewidziała dla studentów zaliczenie w formie pisemnej, żeby móc sprawdzić prace w domu. Ale od nowego semestru nie przewiduje dla siebie taryfy ulgowej.
Od rana z Marcinkiem jest niania. Czasem pomaga też popołudniami. Przy małym oczywiście, bo przecież Zuzia jest już duża, świadoma i potrzebuje mamy.
To Marek ma czas dla obojga. Zuzia z pomocą taty czyta książki braciszkowi, podaje pieluchy, śpiewa mu kołysanki. Spędza czas z tatą i z braciszkiem. Albo z mamą.
Karina twierdzi, że nie faworyzuje córeczki, ani jej nie rozpieszcza. Pierwsze dziecko urodziła w dogodnym momencie życia. Drugie nie. Teraz po prostu nie może sobie pozwolić na przerwę. Jak będzie za rok, dwa, trzy? Tego nie wie. Wie natomiast, że nie jest typem mamy która całkowicie rezygnuje z własnych planów i marzeń.