
Mówi się o "nienarodzonych dzieciach", o lekarzach i ich sumieniach, o posłach, o stanowisku kościoła. Tak, jakby ta sprawa kobiet w ogóle nie dotyczyła. Jakby to nie one były w ciąży, rodziły dzieci których z różnych względów mieć nie mogą bądź nie chcą. A aborcja dotyczy przede wszystkim kobiet.
Może zainteresować cię także: "Szatan to wymyślił." Katoliczki jak nie chcą, niech tego nie robią. Usunęłam ciążę, bo chciałam
Kobieta w Polsce ma prawo przerwać ciążę jeśli ta jest wynikiem gwałtu, jeśli płód jest trwale uszkodzony, bądź jeśli ciąża zagraża życiu lub zdrowiu matki. Tyle teorii. W rzeczywistości co rusz media donoszą o sytuacjach takich jak głośna sprawa prof. Chazana, który nie skierował pacjentki na zabieg przerwania ciąży, gdyż to godziło w jego sumienie. Bo w sprawie aborcji bierze się pod uwagę dobro lekarza, kobiety nie. Sama znam smutny przykład kobiety, która będąc w ciąży w pełni kwalifikowała się do przeprowadzenia zabiegu z uwagi na uszkodzenia płodu. Gdyby urodziła, dziecko nie miałoby żadnych szans na przeżycie. Jednak zanim do zabiegu doszło, w nieskończoność powtarzano bolesne badania i piętrzono formalności. Jakby sam fakt, że nie będzie miała upragnionego dziecka nie był wystarczająco bolesny. Bo formalności są ważne, kobieta nie.
Przed kilkunastoma laty o aborcji mówiło się w kontekście liberalizacji obecnego prawa. Nic z tego nie wyszło, ale przynajmniej jakaś debata była. Teraz? Jeśli ten temat jest podnoszony publicznie, to tylko w kontekście zaostrzenia prawa (które i tak jest wyjątkowo restrykcyjne w porównaniu do innych krajów europejskich).
Może zainteresować cię także: Urodzisz, nawet jakbyś miała urzeć. Ciąża w wyniku gwałtu - nic nie szkodzi, to ustawa zdecyduje o twoim życiu
Brak możliwości przeprowadzenia zabiegu aborcji? Nie żartujmy. Kobieta, która taką decyzję podjęła ma do dyspozycji nie tylko bogatą ofertę podziemia aborcyjnego. Jako obywatelka Unii Europejskiej może wyjechać za dowolnie wybraną polską granicę i legalnie przeprowadzić taki zabieg. Owszem, taka podróż kosztuje, ale nie aż tak dużo. Wiele kobiet na to stać. A kogo nie stać? Najbiedniejszych. Nie stać na to bezrobotnej matki trójki dzieci, regularnie gwałconej przez męża alkoholika, dla której dostęp do antykoncepcji to abstrakcja. I wielu innych kobiet, które żyją w biedzie. Tylko one nie mają dostępu do aborcji, bo nie mają na nią pieniędzy. Ale przecież nie liczy się kobieta, tylko arbitralnie narzucony przez państwo zakaz.
„Zwolennicy aborcji” – tak jakby osoby z tzw.opcji „pro-choice” optowały za przeprowadzaniem aborcji na potęgę. Powinno się mówić „zwolennicy prawa do aborcji”. Przeciwnicy prawa do aborcji to „obrońcy życia”, tak jakby ich oponenci regularnie biegali po mieście z maczetami i mordowali ludzi. „Ustawa antyaborcyjna” – a przecież poglądy osób krytykujących obecny stan prawny naprawdę trudno nazwać „proaborcyjnymi”. „Nienarodzone dziecko”, zamiast płód. Nawet powszechnie używane określenie „usunięcie ciąży” jest błędne. Ciąża jest stanem, którego się nie da usunąć, można go przerwać. Usunąć można płód. Ciężko jest brać udział w debacie, w której jednej stronie przypisano same nieprecyzyjne i pejoratywne określenia.