Droga czytelniczko,
Tak, tak. Zwracam się do ciebie. To prawda – nie znam twojego imienia, nie wiem ile masz lat i skąd pochodzisz. Ale wiem, że trafiłam pod dobry adres. Że mnie wysłuchasz i mam nadzieję zrozumiesz, dlaczego to piszę. Bo nawet jeśli to nie ty, to może ktoś tobie bliski. Kobieta, którą znasz, z którą się przyjaźnisz, albo z którą po prostu wczoraj przypadkowo zamieniłaś kilka zdań.
Dlaczego w ogóle piszę? Bo już naprawdę nie wiem jak poradzić sobie ze złością, która mnie zalewa, gdy po raz kolejny słyszę od kobiety, że jest samotną mamą. Ale samotną w swojej własnej ocenie.
Podnosi ci się ciśnienie na samą myśl o tym, co napisałam? Że nie wiem co mówię, że pewnie wydaje mi się, że wiem cokolwiek o życiu, że to i tamto. Zanim przelejesz swoją złość na mnie, to posłuchaj co mam ci do powiedzenia, przeczytaj do końca i dopiero wtedy zabierz głos.
Dziś po prostu przelała się czara mojej goryczy. Wykonuję zawód, dzięki któremu spotykam się z ludźmi. Prywatnie również blisko mi do wielu rodzicielskich problemów o których słyszę. A słyszę naprawdę wiele. Przede wszystkim o tym, że panna x nie chce brać ślubu. Bo i po co. Tak jest łatwiej. Tu się coś wykombinuje, tam zaświeci oczami – w końcu bez obrączki na palcu to już samotna mama. To i becikowe się należy, i kosiniakowe, i może nawet 500, jeśli szczęśliwie jest już mamą nie jednej, ale dwóch uroczych pociech. O miejsce w żłobku prościej, w kolejce ludzie przepuszczą jak usłyszą, że samotna mama. No bo przecież po co panna x miałaby kłamać?
Zapytasz co wydarzyło się dziś? Chętnie ci opowiem. Piłam kawę z koleżanką z dawnych lat. Fajna, atrakcyjna dziewczyna. Zawsze uśmiechnięta, pogodnie nastawiona do świata i ludzi. Podjechała nowym, rodzinnym SUVem, firmowa torebka, smartfon, markowe okulary. Narzeczona bogatego narzeczonego. Mama dwóch ślicznych dziewczynek. Samotna mama. No bo przecież samotna, prawda?
Ślub – to powoli niemodne. Modne jest narzeczeństwo. Kasę tymczasem lepiej wydać na egzotyczne wakacje, nowy samochód albo spłacić część kredytu. Dzieci zrozumieją, poza tym niby dlaczego miałaby im cokolwiek tłumaczyć. Takie są czasy, wartości nie wyznajemy żadnych – albo te, które wyznajemy są dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Tak czy siak teraz nie żyje się w konkubinacie czy na kocią łapę, ale w związku partnerskim, nieformalnym. I co najważniejsze – z wyboru.
Myślisz podobnie? Chcesz tak żyć, prawda? Nikt cię do tego nie zmusza – więc dlaczego narzekasz?
Ja po naszym spotkaniu nie mogłam się pozbierać. Chcesz wiedzieć dlaczego? Dlatego, że bliska mi przyjaciółka jest samotną mamą. Nie „samotną” z wielkim domem pod warszawą, zaręczynowym brylantem na serdecznym palcu i kochającym facetem czekającym z romantyczną kolacją. Ona nie jest samotną mamą z wyboru. Nie jest samotną mamą na własne życzenie. Jest samotną mamą, ale w przeciwieństwie do niejednej „samotnej” nie narzeka. A ma na co.
Każdy ma na co. To prawda. Pogoda nie taka, kasy ciągle za mało, szef wymaga za wiele. A teraz pomyśl sobie, że odprowadzasz dziecko do przedszkola przed ósmą rano. O dziewiątej zaczynasz pracę za średnie pieniądze na drugim końcu miasta. Decydujesz się na nią, bo średnie są lepsze niż niewielkie, które miałaś wcześniej. A długi same się nie spłacą. Masz wyrozumiałego szefa, który pozwala ci wyjść kwadrans wcześniej, bo wie, że i tak podróż do domu zajmie ci półtorej godziny. Wpadasz do przedszkola przed osiemnastą. Krzesełka stoją już na stolikach, podłogi umyte a twoje dziecko śpi na środku dywanu przytulone do starego, wyblakłego już ukochanego misia. I przez sen woła ciebie. Pada ze zmęczenia, więc niesiesz je do domu. Jest tak stęsknione, że nie chce się od ciebie odkleić. Wreszcie zasypia, a ty siadasz do pracy. Dzięki bogu, że wpadło ci kilka dodatkowych zleceń, bo ten miesiąc był wyjątkowo obfity w wydatki. Na zasiłek, pomoc czy jakiekolwiek wsparcie szansy nie masz, bo przecież twój wspaniały, już na szczęście były zrobił wszystko, żebyś nie dostała ani grosza.
Panna x i powie pewnie „oj tam, oj tam”, bo przecież żadne życie nie jest usłane różami. Ale może przynajmniej ty zastanowisz się przez chwilę. Chciałabyś być na miejscu mojej przyjaciółki i wracać do pustego domu? Chciałabyś tłumaczyć dziecku dlaczego tatuś nie wraca? Czy to oznacza, że tatuś go nie kocha? A czy ty na pewno go kochasz? Miałabyś siłę walczyć o siebie i o dziecko każdego dnia? Wstawać z łóżka i tłumaczyć mu, że świat nie jest taki zły, jak mu się wydaje? Dziecku, które ma przecież tylko ciebie. Naprawdę chciałabyś być samotną mamą?
Wiem, że byś nie chciała. Dlatego zanim po raz kolejny powiesz komuś, że jesteś samotną mamą zastanów się. Czy samotna mama wraca do domu w którym czeka facet? Kładzie się do łóżka obok mężczyzny, którego kocha? Obok ojca swojego dziecka? A później uprawia z nim długi i namiętny seks. Albo szybki numerek – wedle uznania. Czy zasiada do śniadania w gronie rodziny? Jeździ na wspólne wakacje i spędza leniwie święta?
Tak, mam prawo mówić o tym głośno. Mam prawo zabrać głos w sprawie, która również mnie dotyczy.
Jestem mamą. Jestem narzeczoną. Z wyboru. Nie mam w szufladzie odpowiedniego dokumentu z odpowiedniego urzędu i nie nabywam dzięki temu prawa do mówienia o sobie jako o samotnej mamie. Jeśli kiedykolwiek, nawet nieświadomie użyłam takiego sformułowania, to przepraszam i obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię. Bo nie mam prawa. Ty też nie masz, droga panno x. Dlatego zanim powiesz tak o sobie po raz kolejny, ugryź się w język. I pomyśl o facecie, do którego za chwilę się przytulisz.
Miej szacunek dla innych, ale przede wszystkim dla samej siebie. Chcesz być ofiarą, czy tylko chcesz, żeby inni tak cię odbierali?