Fot. Flickr / [url=https://www.flickr.com/photos/98198789@N02/15254280602/]Lyndsay Esson[/url]  / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC[/url]
Fot. Flickr / [url=https://www.flickr.com/photos/98198789@N02/15254280602/]Lyndsay Esson[/url] / [url=https://creativecommons.org/licenses/by/2.0/]CC[/url]

Poniedziałek rano. Choć większość ludzi pracy nienawidzi tej pory dnia i tygodnia, dla nich to święto. Na stole świeże pieczywo, jajecznica i aromatyczna kawa. Zapytacie, w czym tkwi haczyk? W tym, że taki dzień zdarza się raz, może dwa razy w miesiącu.

REKLAMA
On pracuje w jednej z największych spółek w Warszawie. Jest odpowiedzialny za sieć komputerową. Czasem śmieje się, że jeśli nic nie robi, to znaczy że dobrze pracuje. Bo jego zadaniem jest nadzorowanie wszystkich procesów i pilnowanie, by sprzęty współpracowały odpowiednio. Co prawda nie przynosi pracy do domu, ale wykonuje ją w takich godzinach, że nie zawsze w nim jest. W tygodniu 3 zmiany po 8h, w weekendy dyżury dwunastogodzinne.
Ona jest wedding plannerką. Wspólnie z dwiema przyjaciółkami zajmują się wszystkim, czego przyszli pastwo młodzi potrzebują. Sala, zespół, jedzenie, samochód ślubny, kwiaty, fotograf, suknia, noclegi dla gości i wszystkie inne mniej lub bardziej oczywiste ślubne kwestie. Teoretycznie wolny zawód. Ale żeby utrzymać się na rynku nie wolno pozwolić sobie na taryfę ulgową. Wstrzelenie się w jej grafik graniczy z cudem.
Klasyczny poniedziałek
To zdecydowanie nie ten z jajecznicą kawą i czasem wolnym. On wychodzi do pracy po piątej. Wstają oboje, bo szkoda dnia. I przynajmniej mają chwilę, żeby pogadać. Kiedy wychodzi , ona ma czas na szybki prysznic (czasem dłuższą kąpiel). Potem kawa i maile – na szczęście jeszcze w piżamie. W domu zazwyczaj decyduje się tylko na owsiane ciastko do kawy. Śniadanie zjada już na mieście, pracując. Jak sama podkreśla to kocha w tej pracy najbardziej. Że spotkania biznesowe nie muszą odbywać się w czterech nudnych ścianach. Wybiera klimatyczne kawiarenki, wyszukuje uroczych miejsc. Albo spotyka się w tych, które zaproponują kliencie – dzięki temu ich poznaje, wie, czego będzie mogła się po nich spodziewać i czego będą oczekiwali od niej.
Lunch, obiad, kolacja – zazwyczaj w salach weselnych. Czasem z klientami, czasem z przyjaciółkami z którymi prowadzi firmę. Poznają nowe miejsca, próbują nowych dań. Właściwie wszystko co robi ocenia pod kątem pracy.
Nieco lepiej jest w czwartek
On idzie do pracy na nockę, zaczyna dyżur o 22giej. Ona ostatnie spotkanie ma o 17tej. Jest więc szansa na kolację. W domu oczywiście. Przy jej systemie życia posiłek we własnej kuchni jest najbardziej atrakcyjny. On chciałby się jeszcze zdrzemnąć nim wyjdzie do firmy, bo cały dzień jeździł po serwisach komputerowych – w ten sposób udaje im się trochę dołożyć do domowego budżetu. Ona marzy o długiej gorącej kąpieli i lampce wina. Właściwie mijają się w drzwiach do sypialni. Ale i tak nie był to najgorszy dzień. Rano wypili wspólnie kawę, złapali się na lunch i teraz wspólna kolacja. Można zaliczyć go do udanych.
Był taki moment kiedy z czwartku robili sobie sobotę. Dokładnie tak. Oboje brali tego dnia wolne, spali do południa, jechali na wycieczkę za miasto i kochali się długo i namiętnie. Gdy było chłodniej wynajmowali pokój w hotelu, latem w plenerze. Ale później przybyło obowiązków, czas się skurczył, z wolnych czwartków zrobiły się wolne czwartkowe popołudnia później już tylko wieczory. Teraz jest wspaniale, jeśli widzą się dłużej niż kwadrans.
Rodzinne niedziele
Małżeństwem są od trzech lat. Rodziców i teściów mają blisko, więc widują się regularnie. I choć ciągle słyszą pytanie o powiększenie rodziny wszystkich zainteresowanych tematem zbywają (jeszcze) kulturalnie. Bo praca, większe mieszkanie, lepsze zarobki. W odpowiedzi słyszą, że niepotrzebnie, że da się tak jak teraz, że rodzice im pomogą. Jaka jest prawda? Czas. A właściwie jego brak. Ale oboje przyznają, że to błędne koło. Muszą pracować, żeby mieć za co żyć. Ludziom się wydaje, że na tym co robią zarabiają kokosy. Jeśli któreś z nich zrezygnuje z pracy, żeby zając się dzieckiem, stracą część dochodu. Więc jeszcze nie teraz. Jeszcze rok, może dwa. Trochę odłożą, jej firma umocni się na rynku, będzie mogła spokojnie zająć się wychowywaniem dziecka.
Zresztą jak można myśleć o dziecku w sytuacji, w której prawie planować trzeba seks. On wraca po 22giej, ona od 7 ma spotkania. U niego wolny sobotni wieczór oznacza samotny wieczór, bo ona przecież jest na jakimś weselu. Niedzielne popołudnie, które mogliby spędzić w kinie ona spędza na kanapie w salonie, bo on akurat ma dyżur.
Ale udaje się. Nie narzekają. Twierdzą, że to tylko przejściowa sytuacja, że jeszcze chwila i wszystko się zmieni. On zna grafik z miesięcznym wyprzedzeniem, ona dopasowuje wolne do niego i czasem poniedziałkowy poranek trwa przez cały dzień. Wtedy kochają się powoli, romantycznie i bez perspektywy spóźnienia na kolejne spotkanie. A o obiedzie bardziej ostro, niekoniecznie w sypialni. Po to by wrócić do porannego klimatu po wspólnej kąpieli w wannie.
Wiedzą, że ten czas, który mają teraz, zabierze im dziecko. Dlatego wolą poczekać. A to, co mają zostawić sobie.