
REKLAMA
Drogie Mamadu, nie wiem nawet, od czego zacząć, ale muszę to z siebie wyrzucić. Wczoraj był mój wieczór panieński. Teraz leżę w łóżku, pije hektolitrami wodę z cytryną, nafaszerowałam się tabletkami przeciwbólowymi i mam wrażenie, że umieram. Z jednej strony mnie nosi, serce wali jak oszalałe, a za chwilę mam paraliż całego ciała i łzy leją się strumieniami. Wieczór zaczął się cudownie. Moja przyszła świadkowa zorganizowała wszystko z taką precyzją, że nie mogłam się nadziwić. Atrakcji, jakie nam zapewniła i klubów, które odwiedziłyśmy, nawet nie zlicze. Na co dzień, nigdy nie udaje nam się zebrać w pełnym składzie, dlatego było to wyjątkowe spotkanie, jak za dawnych lat. Wolałabym jednak nie zdradzać szczegółów. Mam wrażenie, że w moim mieście wszyscy się znają i też zaglądają czasami na mamadu.
Ostatnie co pamiętam to taniec, śmiech, kolejny drink przy barze i kilku kolesi kręcących się koło nas. To było ok. 1 w nocy. Jeszcze to, że wyszłam zapalić papierosa, a nie cierpię papierosów! To był już znak, że powinnam przestać pić. Ale nie byłam już zdolna go odczytać. Zwłaszcza, że obok mnie pojawił się jeden z tych natrętnych chłopaków, który okazał się nie tylko przystojny, ale i zwyczajnie miły.
Pamiętam, że wróciłam do stolika przy którym siedziały moje szalone koleżanki, a mój "papierosowy znajomy" czasami kręcił się koło nas z kolegami i zerkał na mnie. Gdy na mnie spoglądał, zwyczajnie odwzajemniałam się uśmiechem. A może tylko tak mi sie wydaje? Może ja już z nim flirtowałam? Nie pamiętam... Podobało mi się jego zainteresowanie. Zwłaszcza, że dawno nie wychodziłam w takie miejsca i nie miałam okazji poczuć się atrakcyjna, zdobywana. Z naczeczonym kochamy się bardzo, mamy cudowne dzieci (no i znowu rycze), ale częściej jesteśmy przyjaciółmi, kumplami, nie patrzymy na siebie już w ten sposób.
Potem nie pamiętam już nic. Nic, co by tworzyło jakąś logiczną całość. Nie wiem jak to się mogło stać... Obudziłam się u tego faceta w mieszkaniu. Goła i przerażona. Minęło ładnych parę minut, zanim zebrałam myśli i moje ciało zaczęło mnie słuchać. Chciałam uciekać, już! Natychmiast! Obudził się ON, zaproponował śniadanie, kawę... Spojrzałam na zegarek, była 7. Nie mogłam ogarnąć myśli, ale wiedziałam, że muszę uciekać.
Gdy weszłam do domu wszyscy jeszcze spali. Szybki prysznic i wskoczyłam do łożka. Obok mojego narzeczonego. Przebudził się i spytał jak było. Odpowiedziałam, że fajnie. On, ze swojego kawalerskiego wrócił wcześnie. A ja? Ja MATKA, Narzeczona... Zrobiłam coś takiego...Zasnęłam. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale się udało.
W domu nikogo nie ma. Pewnie poszli na sanki, albo zakupy. Co będzię jak wrócą? Mam atak paniki! Jak ja im wszystkim spojrzę w oczy?! Ja ich tak wszystkich kocham... Wiem jedno. Nie przyznam się. Nie powiem mu nigdy. Nie mogę. Ale jak ja mam dalej z tym żyć? Dlaczego człowiek jest w stanie zrobić coś takiego osobie którą kocha, po tylu wspólnych latach? Mój mężczyzna zna mnie i widzi taką, jaką jestem. Taką kocha i akceptuje. W dresie, o poradku z nieświeżym oddechem, kiedy jestem smutna, bezradna, zła...
Na pewno nie mam już ochoty na babskie wyjścia. Nigdy! Nie chciałabym "go" spotkać. A jak go spotkam będąc gdzieś z rodziną? Serce mi wyskoczy.... Mogłam po prostu mniej wypić, przecież to proste.