
REKLAMA
Mój ojciec zachorował, gdy miałam 25 lat. Nowotwór złośliwy i 5 miesięcy życia – tak brzmiał wyrok. Jeśli będzie miał szczęście, dożyje roku. Miał pecha, zmarł po 4 miesiącach. Miesiącach pełnych bólu i cierpienia. Patrzyłam jak gaśnie w oczach, jak z silnego niegdyś mężczyzny zamienia się w faceta, który nie ma siły utrzymać w ręku szklanki.
Byłam jego córką
Moim obowiązkiem było więc być przy nim i trzymać go za rękę. To ja dodawałam mu otuchy, to ja przekonywałam, że wszystko będzie dobrze, to ja ocierałam z jego twarzy łzy. Było mi ciężko, a nawet bardzo ciężko. Nigdy nie myślałam, że jestem z nim aż tak związana, że jego odejście aż tak mnie zaboli. Ojciec niewiele miał wspólnego z tatusiami, którzy sadzają swoje córki na kolana, chodzą z nimi na spacery, bawią się wspólnie i przytulają, gdy te wrócą do domu z rozbitym kolanem. Mój ojciec był twardym człowiekiem, nie okazywał uczuć. Facet, który okazuje emocje? To nie facet. Tak twierdził.
Moim obowiązkiem było więc być przy nim i trzymać go za rękę. To ja dodawałam mu otuchy, to ja przekonywałam, że wszystko będzie dobrze, to ja ocierałam z jego twarzy łzy. Było mi ciężko, a nawet bardzo ciężko. Nigdy nie myślałam, że jestem z nim aż tak związana, że jego odejście aż tak mnie zaboli. Ojciec niewiele miał wspólnego z tatusiami, którzy sadzają swoje córki na kolana, chodzą z nimi na spacery, bawią się wspólnie i przytulają, gdy te wrócą do domu z rozbitym kolanem. Mój ojciec był twardym człowiekiem, nie okazywał uczuć. Facet, który okazuje emocje? To nie facet. Tak twierdził.
Nawet wtedy, gdy leżał w szpitalnym łóżku, nie usłyszałam od niego dobrego słowa. Byłam jego dzieckiem, musiałam więc przy nim trwać. Tak twierdził. Nie dyskutowałam, nie spierałam się. Zresztą, ja też tak myślałam.
Może zainteresować cię także: Opiekunka, partnerka, niezastąpiona pomoc. "Mamo, dziękuję, że jesteś taką dobrą babcią dla moich dzieci"
Była jeszcze mama
Choć „była” to za duże słowo. Gdy usłyszała, że ojciec umiera, po energicznej, trochę przemądrzałej i ciekawskiej starszej pani, nie było już śladu. Nie, nie dlatego, że kochała ojca do szaleństwa. O miłości już dawno nie było mowy. Wielokrotnie chciała spakować walizkę, wziąć mnie za rękę i odejść. Nigdy tego nie zrobiła. Bała się. Wcale nie chodziło o to, że sobie nie poradzi. Bała się samotności.
Choć „była” to za duże słowo. Gdy usłyszała, że ojciec umiera, po energicznej, trochę przemądrzałej i ciekawskiej starszej pani, nie było już śladu. Nie, nie dlatego, że kochała ojca do szaleństwa. O miłości już dawno nie było mowy. Wielokrotnie chciała spakować walizkę, wziąć mnie za rękę i odejść. Nigdy tego nie zrobiła. Bała się. Wcale nie chodziło o to, że sobie nie poradzi. Bała się samotności.
To ja zajęłam się organizacja pogrzebu i podtrzymywaniem mamy na duchu. Miałyśmy już tylko siebie. Rodzina? Była, ale nie utrzymywałyśmy z nimi bliskiego kontaktu. Musiałam stanąć na wysokości zadania, zająć się mamą, domem, pracą. To ja musiałam zadbać o domowy budżet, choć miałam dopiero 25 lat. Z jednej, maminej pensji, nie dałybyśmy rady.
10 lat później miałam już swoją rodzinę
Męża, fantastyczną córeczkę i wiernego psa. Mama nie chciała z nami zamieszkać. Zawsze twierdziła, że dzieci powinny żyć swoim życiem. Pod jednym dachem z rodzicami? To kiepski pomysł. Kiedy zachorowała, wspomnienia powróciły. Znów miałam przed oczami cierpiącego ojca i płaczącą matkę. Znowu musiałam zakasać rękawy i stanąć na wysokości zadania. Najpierw niedowierzanie, potem łzy i strach. Przejdziemy przez to, damy radę – myślałam. Znów najbliższą mi osobę musiałam przekonywać, że wszystko będzie dobrze.
Męża, fantastyczną córeczkę i wiernego psa. Mama nie chciała z nami zamieszkać. Zawsze twierdziła, że dzieci powinny żyć swoim życiem. Pod jednym dachem z rodzicami? To kiepski pomysł. Kiedy zachorowała, wspomnienia powróciły. Znów miałam przed oczami cierpiącego ojca i płaczącą matkę. Znowu musiałam zakasać rękawy i stanąć na wysokości zadania. Najpierw niedowierzanie, potem łzy i strach. Przejdziemy przez to, damy radę – myślałam. Znów najbliższą mi osobę musiałam przekonywać, że wszystko będzie dobrze.
Chemia, operacja, oczekiwanie na wyniki. Nowotwór, który pozbawił moją mamę piersi, dał za wygraną. Myślałam, że wygrałyśmy, że wszystko będzie już dobrze. Jednak mama, coraz słabsza i coraz starsza, miała problemy z pamięcią. Zdarzało się, że nie wyłączyła kuchenki, zapominała gdzie jest, nie wiedziała, jak trafić do domu.
Alzheimer
Kiedy obcy człowiek w białym fartuchu przekazywał mi tę wiadomość pomyślałam: „Nie, teraz już nie dam rady. Nie mam tyle siły”. Jak mam ją w sobie znaleźć? Jak mam to wszystko zorganizować? Nie wiedziałam. Byłam pewna tylko jednego – moja mama nie może już być sama.
Kiedy obcy człowiek w białym fartuchu przekazywał mi tę wiadomość pomyślałam: „Nie, teraz już nie dam rady. Nie mam tyle siły”. Jak mam ją w sobie znaleźć? Jak mam to wszystko zorganizować? Nie wiedziałam. Byłam pewna tylko jednego – moja mama nie może już być sama.
Sprzeciwiała się, płakała, prawie histeryzowała, gdy pakowałam jej walizki. Musiała z nami zamieszkać, to była jedyna możliwość. Mąż niechętnie, ale zaakceptował nową sytuację. Nasze nowe życie w niczym nie przypominało tego dawnego, dobrze znanego. Namiętność między mną a moim mężem dawno wygasła. „Mam się kochać z tobą, gdy twoja matka śpi za ścianą?!” krzyczał odpychając mnie. Bolało.
Kiedy były lepsze dni, a mama była dawną mamą, uśmiechałam się i cieszyłam, że wszyscy jesteśmy razem. Było dobrze. Tak normalnie. Takich dni było jednak coraz mniej, a my…powoli zaczęliśmy się od siebie oddalać. „Powinniśmy porozmawiać. Jakoś rozwiązać tą sytuację. Dłużej tak być nie może. Chcę, żeby było jak dawniej” – powiedział mąż pewnego zimowego poranka. Ja też tego chciałam, ale…co mogę zrobić? To moja matka.
-A dom opieki? Tam będzie miała profesjonalną opiekę, towarzystwo, nie będzie sama – zapytał mój mąż.
-Tutaj też nie jest sama. Przecież jest opiekunka…
-Opiekunka, która zabiera całą twoją pensję. Żyjemy z mojej pensji, oszczędności i marnej emerytury twojej matki. Chcieliśmy Zosię zapisać na kurs językowy. Skąd mamy wziąć pieniądze? Nie możemy nigdzie wyjechać, nie możemy wyjść do kina, do restauracji. Nie możemy normalnie żyć. Dobrze wiesz, że są lepsze dni, ale i gorsze. Gdy przychodzą te złe, boję się wrócić do domu. Nie chcę słyszeć krzyku, płaczu...Wiem, że to twoja matka. Zadbajmy o nią ale...inaczej.
-Tutaj też nie jest sama. Przecież jest opiekunka…
-Opiekunka, która zabiera całą twoją pensję. Żyjemy z mojej pensji, oszczędności i marnej emerytury twojej matki. Chcieliśmy Zosię zapisać na kurs językowy. Skąd mamy wziąć pieniądze? Nie możemy nigdzie wyjechać, nie możemy wyjść do kina, do restauracji. Nie możemy normalnie żyć. Dobrze wiesz, że są lepsze dni, ale i gorsze. Gdy przychodzą te złe, boję się wrócić do domu. Nie chcę słyszeć krzyku, płaczu...Wiem, że to twoja matka. Zadbajmy o nią ale...inaczej.
Choć bardzo się tego wstydzę, przyznałam mu rację. Ja też tęskniłam za dawnym życiem. Za spokojem, bezpieczeństwem, miłością. Nie chcę już się bać. Nie chcę już dłużej zastanawiać się, czy moja matka jest bezpieczna, czy nic jej nie jest. Nie chciałam też sama podejmować tej decyzji. Porozmawiałam z mamą, wtedy, gdy był dobry dzień, gdy była "dawną mamą". Nie krzyczała, nie protestowała. Zgodziła się. Pamiętam jej słowa: "Musisz żyć własnym życiem".
Każdego dnia budzę się zlana potem. Sięgam po telefon, dzwonie do domu opieki, aby upewnić się, że moja mama ma się dobrze. Tylko wtedy mogę zacząć dzień. Czy mam wyrzuty sumienia? Każdego dnia. Gdy przekraczam próg domu opieki i widzę mamę siedzącą w kącie i próbującą przeczytać gazetę, łamie mi się serce. To ja powinnam siedzieć obok niej i jej czytać. Być przy niej. Trzymać ją za rękę. Jak kiedyś, gdy umierał ojciec... Zrobiłam to dla swojej rodziny. Dla mojego męża, dla mojej córki i dla...siebie. Musicie mnie oceniać?