Jedna robi najlepsze pierogi na świecie, inna specjalizuje się w szalonych zabawach. A łączy je to, że dla swoich wnuków są niezastąpionymi, najlepszymi na świecie babciami.
Dziadkowie na odległość
Wizyta u teściów? Z jednej strony Paulina i Maciek mieliby kilka innych pomysłów na spędzenie tak wyczekiwanego weekendu, a z drugiej strony wiedzą, że to spotkanie jak zawsze będzie radosne i ważne. Dla nich, ale oczywiście przede wszystkim dla ich dzieci.
To u babci ich dzieci dostają swój ulubiony barszczyk z uszkami (oni sami nie mają czasu na przygotowanie tak czasochłonnych potraw). To babcia zna dziesiątki dziecięcych piosenek, które potrafi śpiewać godzinami. To dziadek ma czas na kilkugodzinny spacer i zabawę na świeżym powietrzu z wnukami. Teściowie z przyjemnością podejmują się wszelkich aktywności przy dzieciach, a maluchy za dziadkami po prostu przepadają.
- To jak podróż do czasów mojego dzieciństwa – mówi Paulina. - Dzieci zapominają o play station i komputerze, spędzają długie godziny na świeżym powietrzu i wspaniale się bawią. Oczywiście na co dzień też staramy się z całych sił poświęcać im jak najwięcej czasu na podobne aktywności, ale oboje pracujemy w pełnym wymiarze godzin, czasem to naprawdę ponad nasze siły. – wyjaśnia.
Poza tym dzieciaki po prostu uwielbiają rodziców Maćka. W relacjach z rodzicami Maćka a dziadkami dzieci nie wszystko jednak układa się idealnie. Zdarzają im się spory o pewne kwestie związane z wychowaniem dzieci. Paulina i Maciek są przeciwnikami dawania dzieciom słodyczy, dziadkowie - przeciwnie. W końcu jednak udało im się osiągnąć kompromis. – Rodzice trochę się ograniczają, a my przymykamy oko na ten batonik czy lizak wręczony dzieciom od czasu do czasu – mówi Maciek – a dzieci bardzo szybko nauczyły się, że to, co jest dozwolone u dziadków, jest niedostępne na co dzień.
Maćka i Paulinę dzieli od rodziców dwieście kilometrów odległości. A mimo to starają się, by odwiedzać ich chociaż raz w miesiącu. Owszem, bywa to trochę męczące. Ale uśmiechy na buziach ich dzieci i szczęście w oczach dziadków jest warte trudów podróży.
Babcia, czy równa babka?
Pierogi? Ciasto domowej roboty? Sterylnie czysty dom? Nie, to nie jest w stylu mamy Marty. Jej matka Barbara nie ma ta czasu. Jest zawsze w biegu. Albo ma zajęcia sportowe, albo przesiaduje w stowarzyszeniu działającym na rzecz równouprawnienia kobiet, które współtworzy, albo ma właśnie zaplanowane wyjście z koleżankami do kina lub na kawę.
Co to za babcia? - można byłoby spytać. A odpowiedź brzmi: najlepsza na świecie.
Bo Barbara mimo napiętego grafiku zawsze jest w stanie wygospodarować czas dla wnuczki. Oczywiście nie ma wtedy mowy o lepieniu pierogów. Babcia zabiera dziewczynkę na wycieczki za miasto, chodzi z nią do teatru na spektakle dla dzieci, ostatnio razem wybrały się do kina.
Pewnego razu kiedy Marcie wypadło coś pilnego i potrzebowała opieki dla córeczki, zadzwoniła do mamy. Ta jak zwykle była zajęta, tym razem pracą w stowarzyszeniu. Postanowiła jednak pomóc córce i podjechała do niej samochodem, by wziąć wnuczkę ze sobą.
Marta miała wyrzuty sumienia, że dziecko będzie musiało siedzieć w biurze przez kilka godzin. Okazało się jednak, że niepotrzebnie się zamartwiała. - Dawno nie widziałam, by moje dziecko było tak podekscytowane jak wtedy, kiedy wróciło ze stowarzyszenia – opowiada Marta – moja córka z przejęciem opowiadała o tym, jak pomagała układać dokumenty i uczestniczyła w dorosłym zebraniu. Nie wiem jak moja mama to zrobiła, ale dziecko od tamtej pory uwielbia odwiedzać ją czasem w jej pracy i „pomagać”.
Dopiero podczas rozmów ze znajomymi na temat rodziców i teściów Marta przypomina sobie, że układy panujące w jej rodzinie należą do nietypowych. Te wszystkie opowieści o niedzielnych obiadach, babciach przesiadujących z dziećmi w parku – ona w ogóle tego nie zna. Czy żałuje? Skądże! U niej w domu i tak nikt nie lubi rosołu, a to, co jej mama daje swojej wnuczce jest po prostu bezcenne.
- Moja mama jest wzorem kobiecej siły, niezależności, kreatywności. Cieszę się, że moje dziecko ma taki wzorzec – mówi Marta. I chociaż ona i jej mama nie zawsze się ze sobą zgadzają i miewają drobne sprzeczki, to Marta uważa swoją matkę za babcię idealną. – Mama czasem doprowadza mnie do szału, ale w jej relacjach z moją córką nie zmieniłabym niczego! – zapewnia.
Bez babci po prostu się nie da!
Kasia i Marcin nie chcieli za bardzo obciążać rodziców Kasi opieką nad dzieckiem, chociaż mieszkali bardzo blisko siebie. Nie było między nimi większych konfliktów, po prostu uważali, że obowiązek zajęcia się dziećmi należy do nich, nie do dziadków. Nieustanna zależność od pomocy rodziców? Nie, to nie było w stylu Kasi.
Kiedy Kasia wracała do pracy po urlopie macierzyńskim i załatwiała dla synka miejsce w żłobku, jej mama zaproponowała, że to ona zajmie się chłopcem. Kasia i Marcin grzecznie podziękowali mamie, ale odmówili i zdecydowali się na żłobek. Niestety, nie wszystko poszło tak gładko jak przewidywali.
Chłopiec zaczął nieustannie chorować, ponadto nie mógł się zaklimatyzować w nowym miejscu. A Kasia nie mogła znieść tego, że codziennie gdy idzie po synka zastaje go zalanego łzami. W końcu zdecydowała się na kilka dni zrezygnować ze żłobka i zostawić synka u swojej mamy.
Efekt był bardzo zadowalający. Dziecko było szczęśliwe, a babcia? Twierdziła, że opieka nad wnukiem wcale jej nie męczy. Kasia wiedziała, że mama nie mówi całej pracy, bo maluch był wyjątkowo aktywny i potrafił dać w kość. A jednak po długim namyśle zdecydowali się z Marcinem zrezygnować ze żłobka i powierzyć opiekę nad nim babci i dziadkowi.
Chłopiec przestał chorować, był zadowolony. A po kilku miesiącach wrócił do żłobka, ale jedynie na dwie, trzy godziny dziennie. Potem czekał na powrót rodziców z pracy u babci i dziadka.
Nieustająca sielanka? Brak jakichkolwiek konfliktów między rodzicami dzieci a dziadkami? Trudno jest nawet wyobrazić sobie takie idealne relacje. A jednak zainteresowana wnukami babcia, pełna dobrych chęci babcia to najfajniejsze, co może trafić się dziecku w dzieciństwie. Niezależnie od tego, czy umie i lubi lepić pierogi, czy też nie.