Czekałam na ten list. Tak długo, że już traciłam nadzieję. Obawiałam się, że nigdy nie trafi w moje ręce. Dobrze znam jej historię, chciałam jednak, aby to ona o niej opowiedziała.
Nie, to nie ostrzeżenie. To też nie apel. To historia, jakich wiele (?) Dziś o sobie mówi: "Głupia". Zmarnowała kilka miesięcy życia, i jak sama przyznaje, na własne życzenie. Nauczka? Dość bolesna.
Drogie Panie i Drodzy Panowie Bez obaw. Nie będę publicznie wylewać swoich żali. Nie będę pisać, jaka jestem nieszczęśliwa i jak bardzo powinniście mi współczuć. Nie powinniście. Jestem głupia. Czy głupim ludziom należy się współczucie?
Otóż nie. Głupotę nie zawsze można wytłumaczyć i usprawiedliwić. A czy miłość jest dobrym usprawiedliwieniem? E tam. Motyle w brzuchu i klapki na oczach to kiepskie wytłumaczenie.
Moja rada? Nie zakochuj się.
Adama, bo niech tak ma na imię, poznałam w internecie. Tak, wiem – banalne. Dobrze wiedząc jakie niebezpieczeństwa kryje sieć i że wysoki brunet z zawadiackim uśmiechem, może być łysym niewysokim grubaskiem, byłam ostrożna.
Kilka nocy przed monitorem i już wiedziałam. Nie, o żadnej miłości mowy być nie mogło. Przyjaźń? To chyba też zbyt dużo. Może piwo od czasu do czasu? Plan idealny.
Mój wirtualny blondyn o brązowych oczach okazał się być…po prostu blondynem o brązowych oczach. Brak rozczarowania dobrze rokuje? Bardzo dobrze.
Po dwóch miesiącach w sieci, przenieśliśmy się do prawdziwego świata. Rozmawialiśmy o wszystkim. Pracy, przyjaźniach, miłościach, marzeniach, ambicjach, skrywanych gdzieś głęboko pragnieniach. Czułam się przy nim tak, jak przy dobrym, starym przyjacielu.
Kiedy mnie pocałował, świat nie zawirował, a ja nie oszalałam. Pragnęłam miłości, jasne. Miałam wtedy 31 lat, a gdzieś z tyłu głowy plan na przyszłe życie. Takie, w którym jest mąż i są dzieci. Jeszcze nie wiedziałam, czy Adam to ten, z którym chciałabym być aż do grobowej deski. Ale…to poważny kandydat.
Zaryzykowałam.
Powoli uczyliśmy się siebie, jeszcze lepiej poznawaliśmy. Trochę jak w liceum, zaczęliśmy od trzymania za ręce, przytulania, a dopiero potem wskoczyliśmy do łóżka. Rewelacyjny, zaskakujący, pełen namiętności. Taki właśnie był nasz seks.
Nie mogłam już uciekać, wzbraniać się. Uczucie przyszło, i choć nie spadło jak grom z jasnego nieba i nie wywróciło mojego życia do góry nogami, poddałam mu się całkowicie.
Idiotka. Kretynka. Wariatka. Jeśli znacie jeszcze jakieś dobre określenia, piszcie śmiało.
Nie mieszkaliśmy razem. Chciałam, ale stwierdził, że mamy jeszcze czas. Widywaliśmy się trzy, cztery razy w tygodniu. Łóżko dzielił ze mną jedynie z poniedziałku na wtorek i z czwartku na piątek. Ostrzegawcza czerwona lampka? E tam.
Do kina chodziliśmy tylko raz w miesiącu. I choć w naszym mieście aż trzy centra handlowe oferują filmową rozrywkę, my zawsze wybieraliśmy to na obrzeżach. Mniej uczęszczane, zawsze wolne miejsca i można poczuć się swobodnie, tak twierdził. Czerwona lampka? E tam.
Znajomi? Tylko moi, albo wspólni, poznani gdzieś, kiedyś. On - mało towarzyski, skryty, nieśmiały. Powinnam zrozumieć? Rozumiałam. Czerwona lampka? E tam.
Wspólny weekend? Ooo…tutaj to temat na dobrą książkę. Ma dużo pracy, więc musi pracować (to najczęściej). Chora matka daleko (to raz w miesiącu). Chory on (raz na dwa miesiące). Męski wypad (dość często, bo chyba nie mam nic przeciwko?). Razem udało nam się wyjechać raz. Weekend w górach i wymykający się z telefonem co kilka godzin on. Czerwona lampka? E tam.
Dlaczego nie zabierzesz mnie do siebie? Zapytałam po miesiącu bycia-nie-bycia razem. „Mieszkam z kolegą, to jego mieszkanie, a on nie lubi obcych. Poza tym ci sąsiedzi…okropnie podejrzliwi, awanturujący się. Nie chcę żebyś była tego świadkiem”. Troskliwy, prawda? Czerwona lampka? E tam.
Wspólne zdjęcia? „Super! Ale nie wrzucaj do sieci”, słyszałam. Nie wrzucałam. Wiem, skryty, nieśmiały, nie lubi zdjęć, chroni prywatność. Godne podziwu. Czerwona lampka? E tam.
Zakochana kobieta to głupia kobieta.
Nie zaniepokoiło mnie, że ma aż 3 telefony. Również to, że gdy jest ze mną wszystkie są wyłączone. Ani to, że dodzwonienie się do niego gdy znikał graniczyło z cudem.
Mój facet zapomniał, że jest mężem innej.
Jak się dowiedziałam? No, banalnie. Zadzwoniła jego żona i grzecznie zapyta, dlaczego uprawiam seks z jej mężem. Cóż, przestraszona i zaskoczona odparłam: „Bo jest dobry w łóżku”.
"Chcę odejść od żony, liczysz się tylko ty"
"Daj mi szansę, proszę"
"Zacznijmy wszystko od początku" Słyszałam przez kolejne tygodnie. Powiedziałam "NIE" i wreszcie podjęłam mądrą decyzję.
Moja historia to nie ostrzeżenie dla tych, których wirtualny, randkowy świat całkowicie pochłonął. To dla Was, dziewczyny. Czas ściągnąć klapki z oczu i reagować. Coś cię niepokoi? Reaguj. Wymyka się z telefonem? Reaguj. Znika? Reaguj!
Nie bądź tą drugą. Tą gorszą. Tą na przegranej pozycji. Chyba, że chcesz być głupia. Jak ja.