"Moja historia jest smutna, ale kończy się happy endem. Tak prawdę mówiąc, nadawałaby się na scenariusz jakiejś hollywoodzkiej superprodukcji. I pewnie za oceanem zostałaby przyjęta z dużym entuzjazmem. Ale tu gdzie się wydarzyła główną bohaterkę napiętnowano".
W tej historii jest jednak sporo pozytywnych akcentów. I sama główna bohaterka przyznaje, że z perspektywy czasu cieszy się z tych wszystkich wydarzeń. I dodaje, że z negatywnymi komentarzami i krzywymi spojrzeniami sobie poradzi.
Cała opowieść zaczyna się zupełnie po polsku, bez fajerwerków, bez planu filmowego i bez scenariusza. Paulina (na prośbę bohaterki imię zostało zmienione) z mężem wiodą zwykłe, jak sama określa – szare, życie. Mają całkiem dobre prace, mieszkanie z resztką kredytu do spłaty, plany na zakup działki pod dom i dwie kilkuletnie córki.
Twierdzę, że każda para, każda rodzina jest jakaś, wyjątkowa. Ma cechę która ją wyróżnia. Ale odpowiedź dla Pauliny nie jest taka oczywista.
”Nasze życie jest szare. Było szare, bo po ostatnich wydarzeniach się zmieniło. Codzienność mnie zabijała. Powoli, ale skutecznie. Budzik, kawa, budzenie dziewczynek, śniadanie, praca, lunch, zabawa z dziewczynkami, kolacja… codziennie. Różniły się tylko wieczory. Nawet weekendy mieliśmy zaplanowane ze sporym wyprzedzeniem. I dość schematyczne. Od czasu do czasu trafiała się delegacja.
Mój mąż miał sporo projektów, czasami przynosił pracę do domu. Zanim obejrzeliśmy film czy poszliśmy spać ja też zaczęłam siadać do komputera.
Zaczęło się niewinnie. Znajomy znajomego na Facebooku, jakieś ciekawe wydarzenie, koncert. Zaczęłam się interesować spotkaniami z ludźmi, odnawianiem znajomości, bywaniem. Zdarzało mi się wychodzić z domu, co wcześniej robiłam niechętnie. Mąż mnie w tym wspierał, twierdził, że to dobrze mi zrobi. Rzeczywiście zaczęłam czuć się lepiej.
Na forum trafiłam przez przypadek. Stamtąd przeniosłam się na czat. Myślałam, ze one już nie istnieją, że to było modne, kiedy byłam w szkole podstawowej. Myliłam się. Przez ‘pokój’ przewijało się mnóstwo osób. Mniej lub bardziej ciekawych. Podobały mi się dyskusje zbiorowe. Zupełnie anonimowe wymiany poglądów, burzliwe rozprawy na jakiś gorący temat. Ale prywatne wiadomości ignorowałam.
Ale jeden z użytkowników nie odpuszczał. Zagadywał, zaczepiał. W końcu się wściekłam i odpisałam. Zaczęło się dość nieprzyjemnie, ale szybko zmieniłam zdanie. Był czarujący, miły. Zaintrygowały go moje wypowiedzi na forum. Brałam poprawkę na to, że ludzie w sieci sprytnie kreują swój wizerunek, ale odpowiadało mi to, że z nim rozmawiał. Miałam odskocznię od codzienności. Brakowało mi tych cech u męża. Sama zresztą też nie mówiłam wszystkiego.
Ale nawet mój mąż zauważył zmianę. Chciało mi się wstawać rano, miałam energię, przez cały dzień czekałam na rozmowę z nim. Chciałam pięknie wyglądać, dobrze się czuć. Czasem nawet w trakcie seksu wyobrażałam sobie, że zamiast mojego męża jest on… Pogubiłam się w tym. Ale mój mąż też się zmienił. Zaczął bardziej o siebie dbać. Ale zaczął też dbać o mnie – przynosił kwiaty, gotował kolacje.
Po roku zaprosił mnie na spotkanie. Odmówiłam. To wyglądało za pięknie i bałam się, że wszystko zepsuję. Że ten balonik pęknie. I ze zrobię krzywdę rodzinie. Ale nie ustępował i w końcu się zgodziłam.
Umówiliśmy się w uroczym, bardzo kameralnym miejscu. Mój mąż wyjechał w delegację. Z dziewczynkami została moja mama. Powiedziałam jej prawdę, ale nie była zachwycona.
Nie byłam bez winy. Nie miałam prawa go oceniać, denerwować się, potępiać. Ale miałam prawo odejść. Nie byłabym w stanie mu więcej zaufać. On mi też nie…”
Paulina utrzymuje z mężem poprawne relacje. Są w trakcie rozwodu. Na zmianę opiekują się dziewczynkami.
„Choć oboje jesteśmy winni, wszystko spadło na mnie. To ja jestem w oczach bliskich tą gorszą. Jak mogłam się tak zachować. Jakim prawem. A mój mąż? To on pracuje więcej, to on ma dużo stresu, może po prostu potrzebował odskoczni.
Dlaczego powiedziałam o happy endzie? Bo dla mnie ta historia tak się skończyła. I choć po 12 latach szczęśliwego małżeństwa zostanę rozwiedzioną mamą z dwójką dzieci - nie to jest kluczowe. Odzyskałam pewność siebie, pozbyłam się nudy w życiu. Nie, nie stabilizacji i bezpieczeństwa – właśnie nudy i monotonii.
Co boli najbardziej? To, że mąż nie stanął po mojej stronie. Nie musiał, ale twierdził, że czuje się tak samo jak ja. I to, że rodzina mnie spisała na straty. Pozytywy też są – wiem, na kogo mogę liczyć i z kim szczerze rozmawiać. To najcenniejsze, co wyniosłam z tej przygody.
Nie nawiązuję już znajomości on-line. Wyciągnęłam wnioski z tej historii i jestem inną kobietą”.