- Zniszczył mnie.
- Co to znaczy, że Cię zniszczył?
- Dokładnie to. Jestem przez niego spaczona. Będę już do końca życia.
- Nie musi tak być.
- Nie musi. Ale warunek jest jeden. Musiałby mnie odczarować. A nie zrobi tego.
- Skąd wiesz?
- Zniknął. Wiem, że istnieje, ale nie dla mnie. Nie będę się prosiła.
- Tak to zostawisz?
- Żywię się nadzieją, że zrobi to za niego ktoś inny. Chcę wierzyć, że tak można.
- Nadzieję mieć trzeba.
- Mam. Ale jeśli karma istnieje, to nadzieja nie ma z nią szans.
Aż chciałoby się powiedzieć: Dziewczyno, ogarnij się! Masz swoje życie, jesteś piękna, młoda, ambitna. Właściwie cały świat stoi przed Tobą otworem. W czym tkwi problem?
Pewnie gdyby określenie w czym tkwi problem było proste, to nie byłoby naszej rozmowy. Ani jej problemu.
„Ludziom wydaje się, że to takie łatwe. Że przesadzam i trzeba żyć dalej. Ja żyję dalej, tylko moje życie jest niepełne. Ale właściwie to moja sprawa, prawda? Niby prawda, ale każdy czuje się w obowiązku mnie pouczać, pocieszać, wyjaśniać mi jak zbudowany jest świat i mówić co mam robić”.
Alicja jest wysoką brunetką. Inteligentną, wykształconą, z bardzo ciętym językiem. Taką, którą albo ktoś uwielbia, albo nienawidzi. Ale podział jest, jak często bywa w takich sytuacjach, dość klasyczny. Zazwyczaj uwielbiają ją mężczyźni, a nienawidzą kobiety.
Choć od jakiegoś czasu to się zmienia. Kobiety przestały być zazdrosne. Skoro jej się nie układa, to przecież nie ma o co. Facetów traktuje ostro, więc przestali się za nią uganiać tak jak wcześniej.
Zawsze miała powodzenie. Zawsze z niego korzystała. Nie zakochiwała się. Facetów testowała i szybko podejmowała decyzje czy zasługują na kolejną szansę. Zazwyczaj nie dawali rady. Byli zbyt leniwi, za mało zaangażowani, mieli odmienne upodobania.
Aż trafiła kosa na kamień. Wysoki, przystojny, zabawny – idealny kandydat na partnera.
Dostał drugą, trzecia i kolejną szansę. Okazało się, że podchodził do życia podobnie. Też pozwalał sobie na szybkie strzały, nie angażował się w związek, który potencjalnie nie miał sensu, czekał na nią.
„Nie czułam się tak nigdy wcześniej. Wszystkie znajome ciągle mówiły o tym bezpieczeństwie, potrzebie przytulania, rezygnowania z siebie dla drugiej osoby. Czasem nie mogłam słuchać tego ich pier***. A potem przyznałam im rację. Nie wiedziałam, że mogę się tak czuć, że drzemie we mnie tyle ciepła, empatii i zrozumienia. I że facet nie musi mnie irytować. Nie musi wkurzać tym, że jest i tym, że go nie ma. I że potrafię tęsknić. Na samą już myśl, że następnego dnia nie będziemy się widzieć przez cały dzień”.
Nie było jak w bajcie
Były sprzeczki, kłótnie i seks na zgodę. Jak w normalnym związku. Sama łapała się na tym, że mówi tylko o nim, myśli tylko o nim, że świata poza nim nie widzi.
„Ala, tak to było w liceum, opanuj się. Śmiałam się i moje koleżanki też się śmiały. Ale zazdrościły mi. Tej beztroskiej, nastoletniej miłości. Naszej wspólnej pozycji i partnerskiego układu. Chodzenia z głową w chmurach i rozsądku jednocześnie. I tego jacy byliśmy. Piękni, zadbani, jak wyjęci z serialu”.
Ale czar prysł. Nie było wielkiego wesela i gromadki dzieci. Nie było happy endu. Właściwie nie było niczego. Wróciła do domu z delegacji i zastała puste szafy. Jego ubrania, książki – wszystko zniknęło. Telefon był poza zasięgiem. Zostawił tylko kartkę. Krótkie przepraszam.
I zniknął. Dzwoniła, pisała, pojechała do jego biura, ale dowiedziała się, że już tam nie pracuje. Siostra zabrała ją na urlop, bo stała się cieniem człowieka. Pomogli jej bliscy. I psychotropy.
„To jest jak żałoba wiesz? Każdy musi ją przeżyć po swojemu. I wróci do świata żywych we właściwym dla siebie czasie. Dla mnie on umarł a ja jeszcze się nie pozbierałam. Owszem – pracuję, uśmiecham się. Czasem nawet idę z kimś na randkę. Ale moje myśli są przy nim.
Mężczyzn porównuje do niego bez oporów
On był moim ideałem, facetem o jakim marzyłam, z jakim chciałam spędzić resztę życia. Dlaczego mam teraz oszukiwać kogoś, a tym bardziej siebie. Jego kocham nadal. Czy jeszcze kiedyś tak prawdziwie i szczerze pokocham? Nie wiem. Wiem, że jeśli się zwiążę z kimś, to musi spełniać moje oczekiwania. A łatwo nie będzie”.
Pytam Alicję, czy nie ma dość tych uwag, że czas goi rany, że złamane serce to nie koniec świata, że jeszcze znajdzie ‘tego jedynego’. A ona śmieje się w głos.
- To stek bzdur. Nauczyłam się wpuszczać je jednym uchem, a wypuszczać drugim.
- Śmiejesz się. A twierdzisz, że umarłaś.
- Bo tak się czuję. Że nie będzie już tak samo. Wiem, że teraz patrzę na życie przez pryzmat jego. Stworzył mnie, nauczył, że można. I zostawił bez słowa.
- Gdybyś mogła coś zmienić…
- Chciałabym się dowiedzieć się dlaczego.
- Ruszyłabyś dalej?
- Ruszyłam. Ale zrobiłabym to inaczej.