Gdy córka skończyła roczek, postanowiłam, że czas wracać do pracy. Długo zastanawiałam się, żłobek czy niania? Ostatecznie, ze względu na koszty i chęć integrowania córki z rówieśnikami, wybraliśmy z mężem żłobek i... to były trzy miesiące tortur!
Z jednej strony, chciałam wrócić do pracy. Wszystkie moje koleżanki, matki i te bez dzieci, pracowały pełną parą. Mówiły: "Pomyśl o sobie, o swojej karierze, rozwoju, o przyszłości dla siebie, wyjdź z domu, do ludzi, zakopiesz się w pieluchach...". Miały dużo racji. Ciężko było znaleźć choćby chwilę dla siebie. Mąż pracował dużo i do późnych godzin nocnych, ale zarabiał całkiem nieźle.
Mogłam zostać dłużej z dziećkiem w domu, jednak pokusa była duża. Mieć coś innego, swojego, swój świat, poza domem.
Codziennie odprowadzałam córkę, a potem... wyłam pod żłobkiem. Słyszałam jak ona płacze, a właściwie drze się wniebogłosy. Po kilku tygodniach było bez zmian. Wiem, że jeszcze nikt od tego nie umarł i dzieci w końcu się przyzwyczajają.
Ale mi pękało serce. Do tego, nie chciala tam jeść, więc sama gotowałam i zostawiałam córkę z pudełkami jedzenia. Skutek i tak był dość marny. W tym czasie, co tydzień meliśmy infekcję, potem potrzebny był antybiotyk, a na koniec zaraziła się ospą... .