Klasyczny poranek. Przed 6 rano dziecko marudzi i domaga się zmiany pieluchy na suchą. Facet odwraca się plecami, bo wstawał do niej w nocy. To fair, ale serio nie mogę się doczekać dnia, w którym pośpię do południa.
Szykuję śniadanie z dzieckiem uwieszonym u rogu szlafroka. I marudzącym z głodu. Ja też jestem głodna, ale nie mam komu pomarudzić. Więc w ciszy i z godnością znoszę jęki dochodzące do mnie z poziomu podłogi. I udaję, że nie zauważam rosnącego natężenia.
Wreszcie zasiadamy do stołu. Masło, kaszka, banan (czy co tam aktualnie spożywamy) są wszędzie. We włosach, na świeżym bodziaku, na moich okularach i na podłodze.
Telefon numer 1 – mama. A powinnaś, a nie powinnaś, a sprawdź, a zadzwoń, a musisz…
Na szczęście luby nadciąga z kawą. Jeszcze ciepłą.
Telefon numer 2 – Pani z callcenter.
Łyk kawy, trzy strony w książeczce o wróżce, która zgubiła pyłek kwiatowy i…
Telefon numer 3 – teściowa. Przyjadę, ugotuję, pomogę, zabiorę na spacer, a ty odpocznij, zrób sobie wolne, umów się na kawę. Jesteś zmęczona, poirytowana. Wy młodzi nie macie na nic czasu…
Dziecko śpi. Jest prawie 11, więc czas wymienić piżamę na dres. W końcu to wolna sobota.
Telefon numer 4 – przyjaciółka. Umęczona życiem, zapracowana, jej trzylatka nie daje szansy odpocząć, mąż bierze nadgodziny przez co ona nie ma czasu dla siebie.
Nie patrzę, kto jest szczęśliwym numerem 5. Wyłączam telefon.
Ten tekst nie jest o narzekaniu. Nie jest o zmęczeniu i nie jest o braku czasu. Nie jest o tym jak trudno być matką, żoną i kochanką. Ani nie o tym, że życie po dziecku się zmieniło.
Macie ochotę narzekać – bardzo proszę. Macie ochotę użalać się nad sobą – śmiało. Ale przestańcie skupiać się tylko na tym.
Życie po dziecku jest inne. Jest pełniejsze. Jest ciekawsze. Jest trudniejsze. Nie można się wyspać, dom nie zawsze wygląda perfekcyjnie, a mama zasługuje na wolny wieczór. To nie jest prawda objawiona i nie jest to wiedza pozyskana wczoraj. I naprawdę mam dość mamy, babci, ciotki, teściowej i przyjaciółki w kółko powtarzających mi, że tak jest.
Wiem o tym, do jasnej cholery. Wiem doskonale jak wygląda moje życie. Wiem, co mnie frustruje, co mi przeszkadza i czego mi brakuje. Wiem, że pośpię do południa kiedy dziecka nie będzie w domu. Po co w kółko o tym mówić?
Czy zamiast ciągłego powtarzania, że matka też kobieta nie lepiej podejść do tematu od drugiej strony?
Kocham podróże. Więc pewnie kupimy bilety i polecimy na wakacje do Hiszpanii. Nie chce mi się słuchać, ze z małym dzieckiem, że nie odpocznę, że to będzie trudne. Boże! Dlaczego mam nie odpocząć? Odpoczywam przy dziecku. W ciepłych krajach odpocznę podwójnie. Jaka trudna podróż? Kiedy 20 lat temu nasi rodzice pakowali się w 5 osób do malucha i jechali nad morze to nie była trudna? Nie załamujcie mnie…
Najlepiej dajcie mi spokój.
Wiem, że też wiecie. Że macie mi wiele do powiedzenia. Że wy zrobilibyście inaczej, lepiej.
Wiem.
Ale ja zrobię po swojemu. Nie chcę twojej pomocy, droga mamo, bo potrafię ugotować dziecku obiad. I zamiast weekendu na działce, wolę weekend w mieście. Nie chcę, droga teściowo, żebyś przyjeżdżała i pomagała zajmować się dzieckiem. Doskonale sobie radzę, a przynajmniej mam w domu ciszę. Nie chcę, droga przyjaciółko, słuchać trzy razy w tygodniu twoich przemyśleń. Wiem, że nasze dzieci są w podobnym wieku, ale nie wychowujemy ich tak samo.
Chcę to wszystko zrobić po swojemu. Kocham Was, ale pozwólcie mi żyć.
Nie mówcie w kółko o Matce Polce, o czystych domach, pomocy przy dziecku i wieczornych chwilach odpoczynku. Skoro tyle o tym mówicie, to może same tego potrzebujecie. Więc się tym zajmijcie, a mi pozwólcie po prostu cieszyć się życiem.
Moim życiem. Moim dzieckiem, moim domem i moim partnerem. Po swojemu. Bo wcale nie wiecie lepiej i już czas najwyższy to zrozumieć.