O piątej rano obudził mnie krzyk. Moje dziecko jest już wyspane i się nudzi. Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że zasnęło o 1:30 z powodu zapchanego przez katar nosa. Niby zwykłe przeziębienie, nic wielkiego, a jednak. A może małe potworki chorują tak jak mężczyźni?
Czyta pielucha, świeży kaftanik i czas na śniadanie. Kaszka – źle. Kanapka z twarożkiem - źle. Jajecznica na masełku – źle. Na ratunek przychodzi bajka. I kanapka i jajecznica znikają w okamgnieniu.
Na dworze deszcz, w domu katar – ze spaceru nici. Wyciągam zapas dawno nieużywanych zabawek i odnoszę rodzicielski sukces.
Poza tym, mam najlepszą szefową na świecie – pozwoliła mi spędzić dzień w domu z chorym dzieckiem i pracować zdalnie. Rewelacja. Siadam do komputera i słyszę wrzask. Zabawka utknęła pod szafą. Ale jestem mamą, wiec odsuwanie komody w celu uratowania koziołka matołka to problemy na porządku dziennym. Kryzys zażegnany.
Otwieram skrzynkę mailową, odpalam MamaDu.pl i wszystkie niezbędne do pracy programy. Nie wspomniałam, ze udało mi się rano zrobić kawę. Udało się, to prawda i właśnie wypijam pierwszy, jeszcze ciepły łyk. Podejrzane prawda? No właśnie, ta cisza trwała za długo i w ostatniej chwili złapałam turlający się w moją stronę słoik. Wrzask.
Kuchnia zamknięta. Sypialnia zamknięta. Łazienka zamknięta. Zestaw nieszczęść.
Dziecko ląduje na kolanach. Źle. Na podłodze przy koszu z prasą - źle. W kojcu – najgorzej. W końcu przewieszam ją przez kolana, opieram łokcie na jej plecach żeby móc napisać maila i… działa. Dziecko ma frajdę. Przez kwadrans. W końcu ile można się cieszyć, kiedy jest się chorym.
Książki – źle, klocki – źle, banan – źle. Nie wyrabiam. Dzwonię – do kogo? Oczywiście, że nie do męża. Co on mi pomoże. Dzwonię do innej matki. Takiej, która zrozumie. Zrozumie podwójnie – dlatego wykręcam numer redaktor naczelnej.
„Żelki? Nie, jest za mała. To może chociaż opakowanie po żelkach? Moje dziecko ma rok, nie mam w domu czteroletniego urwisa, dlatego nie mam żelków. Fakt… ja z nerwów zjadłam swojej wszystkie żelki. To może bajki? Nie działają. A drzemka? Odmowa. A smoczek? Poleciał za szafę. To już sama nie wiem. Ale wiesz co? Każda mama chce prześwięcić swoje dziecko przynajmniej raz dziennie. Codziennie. Jeśli już to poczułaś, to teraz będzie coraz lepiej”.
Na kolanach źle, na rękach źle, w foteliku do karmienia źle. Czwarty raz zmieniam pieluchę. Nie muszę chyba dodawać, że jednym okiem i połową ręki pracuję.
W końcu widzę, że dziecko pada. Korzystam więc z okazji, wyciągam smoczka zza szafy i… córka śpi.
Zabrałam laptopa do sypialni i piszę patrząc na tego małego aniołka. Jednym zdaniem? To jest naprawdę koszmarny dzień, a dopiero dochodzi południe.
Żadna z nas nie jest Matką Polką, bo nikt nie jest idealny. Czasem mamy posprzątany dom porządnie, a czasem z grubsza. Czasem obiad jest dwudaniowy z deserem, a czasem zamawiamy pizzę. Nie ma w tym nic złego.
Nie chcę napisać, że rozumiem matki, które robią krzywdę swoim dzieciom. Ale rozumiem, że są takie które tracą cierpliwość, którym puszczają nerwy i takie, które czasem głośno powiedzą, że mają dość. I marzą tylko, żeby maluch uciął sobie drzemkę. Albo żeby wyzdrowiał i wrócił do przedszkola. Bo o tym, że większość mam tak myśli jestem przekonana.
Dziecko uczy wielu nowych rzeczy. Kiedy kobieta staje się matką z automatu jest ekspertem w wielu nowych dziedzinach, Ale, to czego moim zdaniem dziecko uczy najbardziej, to cierpliwość. Najpierw cierpliwie wstajemy w nocy by je nakarmić, później bawimy się klockami, później czekamy aż zawiąże buty, aż wreszcie czekamy aż znajdzie wolny weekend i w natłoku zawodowych i prywatnych obowiązków wpisze w swój kalendarz „odwiedzić mamę”.
Kocham moje dziecko nad życie. Nie pamiętam czasów, kiedy nie miewałam takich dni jak dziś. I nigdy nie zamieniłabym złego dnia na dzień bez dziecka. Ale przyznaję bez bicia, że czasem mam ochotę zamknąć się w łazience, włączyć pralkę i zawinąć głowę ręcznikiem, żeby nie słyszeć stękania, marudzenia i krzyku. I żeby móc spokojnie skorzystać z toalety bez małego stworka przyklejonego do prawej nogawki. I napić się ciepłej kawy.
Dziś mam zły dzień, ale wierzę, że moje dziecko wstanie z łóżeczka ‘prawą nogą’. I może jego druga część już nie będzie taka zła? Zresztą jak wstanie to na pewno się uśmiechnie i pewnie zapomnę, że miałam jej dość. Do kolejnego takiego poranka.
Tak czy siak zrobiłam sobie ciepłą kawę, ale chyba przyzwyczaiłam się do zimnej. Bo ta w ogóle mi nie smakuje.