„Krzysia urodziłam dość późno. Byłam już sporo po trzydziestce, ale wcześniej się nie udało. Przy porodzie wystąpiły komplikacje i wiedzieliśmy już wtedy, że Krzyś będzie jedynakiem. Ale naprawdę nie wiem na jakim etapie popełniliśmy błąd. Dla niego ważniejsze od rodziny, od wartości które staraliśmy się mu wpajać są firmowe buty”.
Maria te sowa wypowiada przede wszystkim ze smutkiem. Ale mam wrażenie, że w jej głosie jest też nadzieja na to, że coś podpowiem, że coś jej doradzę, że coś może się zmienić. Ja byłam od tego, żeby wysłuchać. Chciałabym, żeby to pomogło.
„Tak naprawdę nie wiem, kiedy się zaczęło. Teraz Krzyś jest gimnazjalistą i widzę to wyraźnie, ale wcześniej nie niepokoiłam się. Może to błąd? Jest późnym dzieckiem, jedynym, ale staraliśmy się go nie rozpieszczać. Czy zawsze miał to co chciał? Nie od razu, ale zazwyczaj spełnialiśmy jego marzenia. W domu nigdy się nie przelewało, ale robiliśmy co w naszej mocy, żeby nie czuł się gorszy, żeby nie odstawał od grupy.
Jestem księgową, nie nadążam za młodzieżowymi trendami
Mąż pracuje w kolejnictwie. To Krzysztof zawsze wiedział co słychać w świecie elektroniki, to ona nas edukował i uświadamiał. Jeśli mówił, że potrzebuje takiego a nie innego modelu telefonu to mu ufaliśmy. Podobnie było z butami, plecakiem czy innymi przedmiotami, które były mu potrzebne”.
Zjawisko, o którym opowiada Maria nazywamy Lovemarks. Co to takiego? To w najprostszym tłumaczeniu zamiłowanie do marki. Na czym polega? Jeśli rozmawiamy o twórcach marek, to na kreowaniu znaków towarowych, firmowych i całej linii produktu opartym na emocjach. Z punktu widzenia konsumentów wygląda to podobnie, to znaczy w grę wchodzą emocje.
W 2004 roku Kevin Roberts stworzył teorię Lovemarks Nazwał zjawisko, w którym marka jest już nie tylko pierwsza w świadomości człowieka, ale również pierwsza w sercu. Kiedy darzymy ją najwyższym szacunkiem i nieskrywaną miłością. Takie właśnie marki, które stały się czymś więcej to właśnie Lovemarks.
Co więc zrobić jeśli nasze dziecko rośnie na materialistę? Maria właśnie takiego słowa używa rozmawiając ze mną o swoim synu. „Krzysztof chce takie buty, a nie inne. Taką bluzę a nie tańszą. Taki telefon. Taki zegarek. Takie spodnie. Nigdy nie negocjowaliśmy, nie podważaliśmy jego decyzji. Staraliśmy się – prędzej lub później sprawić mu przyjemności kupić wymarzoną rzecz. Zazwyczaj nie były to zachcianki. Syn nie prosił nas o produkty z kosmosu. Każdy człowiek musi mieć buty, kurtkę, koszulki, więc nie były to wygórowane potrzeby”. Jak się zachować, kiedy u naszego dziecka zauważymy przywiązanie do określonego produktu?
Maria sama przyznaje, że nie negocjowali z Krzysiem, nie przekonywali go i nie próbowali zrozumieć skąd wybór takich, a nie innych butów. Bo się na tym nie znali. Czy to dobre rozwiązanie? Lepiej udawać że jest się ekspertem od sportowych plecaków czy zaufać dziecku? Co zrobić, jeśli naprawdę nas nie stać na dany produkt. Jak wytłumaczyć dziecku, że ważne jest właśnie być a nie mieć?
Maria przyznaje, że sama nie wie, kiedy to się zaczęło. Spróbowałyśmy cofnąć się w czasie i nagle okazało się, że może już pod koniec podstawówki? A właściwie to na początku. Po komunii, kiedy dzieciaki zaczęły się przechwalać, pokazywać co kto dostał. „Nigdy u nas w domu nie było wielu firmowych rzeczy. Krzyś wolał mieć wygodne buty a nie z odpowiednim znaczkiem. Telefon miał dzwonić a nie wyglądać. Nie wiemy gdzie popełniliśmy błąd. W którym miejscu powinniśmy byli postąpić inaczej” opowiada Maria. Ale odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta.
Maria głośno przy mnie analizuje i zastanawia się. Niepotrzebnie się pogrąża i dołuje. Jestem pewna, że to nie pomaga. Ale Maria nie przestaje. I rozpacza, bo Krzysztof dostał dorywczą pracę i sam odkłada na niektóre rzeczy. Jeśli nie chcą zgodzić się na zakup czegoś, to robi to sam. Twierdzi, że nie potrafią z nim rozmawiać, że oddalają się od siebie. Że dla Krzysztofa ważniejsze niż rodzina, wspólne święta, czas spędzony razem są markowe buty. I zastanawia się głośno, że może, gdyby miała córkę…
Mam nadzieję, że rozmowa z psycholog, którą przytoczyłam pomoże Marii i wszystkim innym mamom, które borykają się z podobnym problemem. Jeśli nie, to może warto porozmawiać z terapeutą osobiście? A najpierw z własnym dzieckiem.
Liczne badania zarówno Polskie jak i zagraniczne, nawet cytowane już w mamadu.pl, wykazują, że prawie połowa pytanych nastolatków zwraca uwagę na marki, które wybiera, pragnąc mieć te, które są drogie i popularne wśród rówieśników. Ta tendencja dotyczy także młodszych dzieci. Podejrzewam, że gdybym spytała swoich młodych pacjentów czy lepiej być czy mieć, to mimo tego, że to wrażliwe i mądre dzieci, powiedzieliby, że mieć.
Dlaczego? Dlatego, że w wieku adolescencji bardzo ważna jest opinia rówieśników, znacznie ważniejsza niż dla osób po 30 czy 40 roku życia. Opinia młodych ludzi zaś przeważnie budowana jest na płytkich wartościach takich jak posiadanie.
Katarzyna Kucewicz
Nie złośćmy się na nie. Nie oceniajmy go, że jest płytkie, spróbujmy je zrozumieć. Warto od początku wskazywać dzieciom inne wartości niż posiadanie - uczyć dziecko jak atrakcyjna jest wiedza, bystrość, poczucie humoru, brak kompleksów. Uczmy dzieci poczucia własnej wartości chwaląc je, dopingując i pokazując swoją postawą, że my także siebie samych lubimy. Zakompleksiony rodzic bowiem nie wychowa pewnego siebie dziecka - nie ma szans.
Katarzyna Kucewicz
Jeśli jednak dziecko chce i upiera się, że bez danej markowej rzeczy jego pozycja w klasie czy w szkole będzie zagrożona rozważmy to, na przykład umawiając się z dzieckiem, że kupimy daną rzecz, ale powiedzmy za dwa, trzy tygodnie. Bo najgorsze co robi się dzieciom to spełnianie ich zachcianek od razu, impulsywnie. Bez odroczenia, bez poczekania. Dziecko zaś, które umie poczekać, to dziecko, które w przyszłości będzie miało umiejętność odraczania przyjemności, a nie ślepego podążania za impulsami.
Jeżeli nie możemy sobie pozwolić na zakup drogiej rzeczy dziecku postarajmy się spędzać z nim czas. Brzmi może trywialnie, ale naprawdę to wartość jaka może przyćmić nawet wielką chęć na ładny gadżet. Rozmawiajmy z dzieckiem, bawmy się z nim, pozwalajmy mu na to żeby wyraziło swoją złość że czegoś nie ma. Ale wyjaśnijmy że te drogie gadżety są po pierwsze - zwykle dla dorosłych, a po drugie zaproponujmy coś w zamian. Może wyjazd za miasto, może łyżwy, albo wspólne gry planszowe.
Katarzyna Kucewicz
Najczęściej taki problem mają dzieci, których rodzice wcześniej spełniali od razu ich zachcianki, dzieci rodziców nadopiekuńczych (często starszych, albo rodziców samotnych). Generalnie dzieci, którym nie stawia się granic od początku, wskazując na ważne wartości.
Katarzyna Kucewicz
Nie ma reguł. Zarówno chłopcy jak i dziewczynki mają podobne myślenie nastawione na to, by jak najlepiej wypaść przed rówieśnikami. Mądry rodzic będzie to wyważał, dyskutował z dzieckiem i wyjaśniał.
Spotkałam w swoim gabinecie wielu zamożnych rodziców, którzy wcale nie kupują dzieciom iPhonów czy innych gadżetów, tylko wdrażają im do głowy zupełnie inne wartości niż posiadanie. Rodzice bez własnych kompleksów będą umieli tak rozmawiać z dzieckiem, by tłumaczyć, że w życiu ważne jest coś innego niż właśnie posiadanie. Budujmy przyjacielski autorytet u dzieci, wtedy nasze słowa będą silniejsze niż słowa koleżanek czy kolegów z klasy.