Wystarczy chwila, aby stracić wszystko. Wystarczy jedna zła decyzja, aby stracić to, co w życiu najważniejsze. Boleśnie przekonała się o tym Hania, która dziś stara się posklejać swój jeszcze do niedawna idealny świat.
-Chyba powinnam zacząć tradycyjnie: Mam na imię Hanna i zrujnowałam swoje życie. Swoje, mojego męża i mojej córki. Podjęłam jedną złą decyzję, a potem patrzyłam jak cały nasz świat znika. Patrzyłam i już nic nie mogłam zrobić.
Hania ma 38 lat i jeszcze do niedawna mówiła o sobie „korpo-mama”. Pracując w dużej firmie i zajmując się prowadzeniem projektów, świetnie łączyła bycie bizneswoman z rolą matki. Wszystko grało. Wszystko działało. Fajne życie, fajny mąż, świetne dziecko. Czy można było chcieć czegoś więcej?
-Widzisz...nigdy nie jest tak, że masz wszystko. Zawsze chcesz więcej. Nie doceniasz tego, co jest. Wiesz dlaczego powiedzenie, że człowiek zaczyna doceniać coś, gdy to straci, jest tak bardzo popularne? Bo jest tak bardzo prawdziwe. Banalne, prawda? – przekonuje mnie Hania.
Sierpień 2015
To był kolejny duży projekt. Hania zostawała po godzinach, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Perfekcja przede wszystkim. W tym czasie ich 9-letnią córką zajmował się Wojtek. Rodzina najważniejsza, ale za coś trzeba przecież żyć. To był czas, kiedy to Hania bardziej dbała o domowy budżet. I to było dla nich OK.
-Nie, nie powiem Ci, że przez to, że mój mąż był „wolnym strzelcem” i czasem przez kilka miesięcy to ja nas utrzymywałam, sprawiło, że przestał być dla mnie atrakcyjny. Wpisałabym się pewnie w schemat z kolorowych gazet, ale nie. Z naszym intymnym pożyciem wszystko było jak należy. Skutecznie walczyliśmy z próbującą się wkraść rutyną. Udawało się.
Październik 2015
Gdy dwumiesięczny projekt dobiegł końca, a klient był zadowolony przyszedł czas na uroczystą kolację. Pojawił się ON. Związany służbowo z klientem choć nie do końca z projektem.
-Usiadł obok mnie, założył nogę na nogę i patrzył. Byłam wykończona i jak najszybciej chciałam się znaleźć w domu. Obiecałam Basi, że następnego dnia będę cała dla niej. ZOO, kino, obiad na mieście, plac zabaw. Ona nie pójdzie do szkoły, ja nie pójdę do pracy. Ot, taki babski wypad.
Jeden kieliszek wina, drugi, trzeci, kolejny i to przyjemne uczucie odprężenia. O planach następnego dnia, Hania już nie pamiętała. Był tylko ON i jego ramiona. Potem...była pustka.
-Upiłam się jak nastolatka. Urwał mi się film. Dasz wiarę? Mam 38-lat, a zachowałam się jak gówniara. Obudziłam się w pokoju hotelowym. W JEGO pokoju hotelowym. Kiedy wyszedł z łazienki zapytałam tylko: „Czy my uprawialiśmy seks?”. Idiotyczne pytanie biorąc pod uwagę oczywistą odpowiedź.
15 połączeń nieodebranych i 6 smsów od zmartwionego Wojtka.
-Powiedziałam, że za dużo wypiłam. Że straciłam rachubę czasu. W końcu, że spałam u koleżanki. Kajałam się i prosiłam o wybaczenie. O zdradzie nie wspomniałam. Nawet jej dobrze nie pamiętałam. Było mi wstyd, że obudziłam się obok obcego faceta całkowicie naga. Było mi wstyd, że pozwoliłam sobie na skok w bok. Chciałam jak najszybciej wymazać to z pamięci.
Listopad 2015
Kolejny projekt i kolejny klient. ON.
-Nie wiem dlaczego i nie wiem w którym momencie pomyślałam, że chciałabym zaszaleć. Nie od razu wylądowaliśmy w łóżku. Chyba obojgu było nam jeszcze wstyd. Spotykaliśmy się regularnie omawiając biznesowe sprawy. Potem zeszliśmy na bardziej prywatny grunt. Okazało się, że coś nas łączy. On uwielbiał wspinaczkę, ja też kiedyś ją uwielbiałam. Kiedyś, kiedy jeszcze miałam na nią czas. Nie, nie myśl, że chcę się usprawiedliwiać. Nie da się usprawiedliwić tego, że zauroczona wdałam się w trwający kilka tygodni romans.
Podstawa to dobra organizacja
-Wierz mi, nie tylko w pracy. Mając romans przede wszystkim. Kombinowałam jak nastolatka, żeby nie wydało się dlaczego znowu wrócę później do domu. Bo szef się uwziął, bo nie wyrobiłam się z pracą, bo koleżanka chora i trzeba pomóc – sypałam kłamstwami jak z rękawa. Nie byłam tym zmęczona. Chyba nawet podobało mi się to.
Początek grudnia 2015
-Pamiętam dobrze. Był czwartek. Lało jak z cebra. Przed pójściem do hotelu postanowiliśmy zjeść coś w knajpie nieopodal. Wojtek zobaczył nas przez okno. 30 minut po tym jak otrzymał telefon od zaniepokojonego kolegi, który nie do końca rozumiał dlaczego jakiś facet całuje jego żonę. Tak...tyle o ostrożności.
Święta spędziliśmy już osobno.
-Moja babcia mawiała, że każdy zasługuje na drugą szansę. Każdy, czyli ja też. O drugiej szansie Wojtek nie chciał jednak słyszeć. Zaciął się. Był nieugięty. Zaczął mówić o rozwodzie, a ja udawałam, że tego nie słyszę.
Styczeń 2016
-Jeszcze do niedawna byłam matką, żoną i kochanką. Dziś jestem już tylko matką dziecka, które nie chce mnie znać.
-Wojtek o wszystkim powiedział Basi. Uznał, że jest już na tyle duża, że poradzi sobie z nową sytuacją. Poradziła sobie wyrzucając mnie ze swojego życia.
„Nie jesteś już moją mamą. Nienawidzę cię. Wszystko zepsułaś” - usłyszałam z ust 9-latki. Zabolało. Należało mi się, prawda?
-Mieszkamy oddzielnie i choć nie mamy jeszcze rozwodu, jasne dla mnie jest, że Wojtek nie traktuje mnie już jak swoją żonę. Gardzi mną. Pamiętam jego stale powtarzające się pytanie: „Dlaczego?”. Pamiętam siebie nie potrafiącą na nie odpowiedzieć.
Hania każdego dnia stara się skontaktować z córką. Ta wciąż jednak odrzuca jej połączenia. Już wie, dlaczego mamy nie było na wywiadówce. Już wie, dlaczego mama nie miała czasu na kino. Już wie, dlaczego to tata wieczorami czytaj jej bajki, choć mama obiecała, że dziś już na pewno będzie.
-Nie wiem dlaczego zrujnowałam 10 lat wspólnego, normalnego i szczęśliwego życia. Zepsułam wszystko dla chwili szaleństwa i dreszczyku emocji. Nie pytaj mnie, czy było warto. Znasz odpowiedź.
Dziś Hania walczy o sądowe ustanowienie kontaktów z Basią, choć ta nie chce matki widzieć. Dziewczynka mieszka z ojcem, który dziś jest jej całym światem.