Beata nigdy dotąd nie miała powodów by kwestionować to, że jej związek ma sens. Bo niby dlaczego miałaby? Przecież ona i Michał byli zgodnym małżeństwem, mieli dwójkę dzieci, pięknie urządzone mieszkanie. Do refleksji skłoniła ja dopiero rozmowa z przyjaciółką, która właśnie rozstawała się ze swoim partnerem. Beata usiłowała odwieść koleżankę od decyzji o zerwaniu, co tylko tą zirytowało.
- A niby po co miałabym tkwić w relacji, która jest skończona? Nie mamy dzieci, wynajmujemy razem mieszkanie, po prostu się stamtąd wyprowadzę! – obruszyła się. Beata uświadomiła sobie wtedy, że żyje w zupełnie innym świecie, niż jej koleżanka. Co to w ogóle znaczy, że „relacja się skończyła?”. Czy „relacja” jej i Michała też się skończyła, bo mają już dawno za sobą pierwszą, pełną miłosnych uniesień fazę związku? Myśląc w ten sposób nigdy nie założyłaby rodziny!
Namiętność czy przyzwyczajenie?
A uniesienia między nimi przecież były i to jakie! Nigdy nie zapomni klatki schodowej w jej bloku udekorowanej przez Michała różami i listów miłosnych, które przesyłał jej tradycyjną pocztą, chociaż emaile już od dawna były powszechnym środkiem komunikacji. Potem było pierwsze wspólne mieszkanie, ślub jak z bajki, oczekiwanie na ich pierwsze dziecko... Było im ze sobą dobrze. A jednak poczuła, że czegoś w jej związku od dawna brakowało.
Zaraz po ślubie wzięli kredyt i kupili mieszkanie. Potem nastała era dzieci. Beata urodziła pierwszego synka, po półtora roku znów zaszła w ciążę, mieli drugiego chłopca. Po roku od jego narodzin Beata na dobre wróciła do pracy, mieli w końcu duży kredyt do spłacania.
I życie toczyło się swoim torem: praca, kolacja, odrabianie lekcji z chłopcami, wieczorem wspólne oglądanie telewizji. Weekendy to był czas sprzątania, planowania jadłospisu na cały tydzień, zakupów. Resztę czasu poświęcali na spacer lub turniej gier planszowych z chłopcami, od czasu do czasu spotykali się ze znajomymi. Może czasem czuła znudzenie, ale nie umiała niczego zmienić. Poza tym taka rutyna dawała chłopcom poczucie bezpieczeństwa.
"Zmiany? Nie dla mnie!"
A jednak Beata nie mogła przestać myśleć o słowach i postawie swojej przyjaciółki. Uderzyło ją to, jak bardzo miały one życiowe cele i priorytety. Dla niej sensem życia były dzieci, w związku najważniejsze było wzajemne zrozumienie, a w życiu zawodowym możliwość połączenia pracy z obowiązkami rodzinnymi. Dla jej przyjaciółki najważniejsze w życiu było to, by nie mogła narzekać na nudę, w związkach liczyła się namiętność i pasja a w pracy ciekawe wyzwania i możliwość rozwoju.
Beata jedno wiedziała na pewno: nie żałowała drogi, jaką w życiu wybrała. Zaczęła się tylko zastanawiać nad tym, co ją właściwie łączy z Michałem. Namiętność? To się zgubiła gdzieś pomiędzy planowaniem zakupów na cały tydzień a wyliczaniem raty kredytu. Seks? Zdarzał im się raz na miesiąc lub dwa. Porozumienie dusz? Byli zgodni na co dzień, sprawnie dzielili się obowiązkami. Ale już od lat nie prowadzili wielogodzinnych, pasjonujących rozmów jak Julie Delpy i Ethan Hawke w „Przed wschodem słońca”. Kiedyś to był ich ukochany film, a teraz? Po prostu oglądali to, co akurat było emitowane w telewizji. Wspólne wyzwania? Pod warunkiem, że takim można nazwać spotkanie się przy piwku zawsze z tymi samymi znajomymi, którzy prowadzą tryb życia podobny do nich.
Wnioski? Ona i Michał byli jak dobrze prosperujące przedsiębiorstwo. Razem byli w stanie podołać trudom rodzicielstwa, potrafili udźwignąć ciężar zaciągniętego kredytu, do tego darzyli się szacunkiem i potrafili miło spędzić ze sobą czas. Jednak kiedy jedno z nich wyjeżdżało na dłużej, nie było tęsknoty. Namiętność już dawno między nimi wygasła. Łączyło ich przywiązanie i przyzwyczajenie. No i oczywiście dzieci i kredyt.
Czy Beata chciałaby poszukać czegoś więcej w życiu? Jeszcze raz poczuć, jak to jest być samą, a potem zakochać się w kimś do szaleństwa? Ku swojemu zaskoczeniu uświadomiła sobie, że tak. W jej życiu i jej związku brakuje jakichkolwiek emocji. Ona i Michał nawet kłócili się bez pasji! A czy kiedykolwiek zrobi coś, by to zrealizować? Chłopcy byli już całkiem duzi, ale nigdy nie posunęłaby się do tego, by zniszczyć im rodzinę. A podział majątku?
Mieszkania, które będą jeszcze spłacać latami? Nie po to to wszystko budowali, by miała kiedykolwiek to burzyć dla miłosnych uniesień. Tak jak było, było dobrze. I tylko czasem w głębi duszy zazdrościła koleżance, która mogła sobie pozwolić na to, by po prostu spakować się i wyprowadzić z wynajętego mieszkania.