Ma dwóch chrześniaków, za trzecim razem odmówił. „Bycie chrzestnym to tylko kupowanie prezentów!”
List do redakcji
18 stycznia 2016, 16:06·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 stycznia 2016, 16:06
Kiedy przed kilkoma laty moja kuzynka poprosiła mnie, bym był chrzestnym jej synka, rozpierała mnie duma. Niedługo potem znajomi poprosili mnie o to samo, oczywiście zgodziłem się być chrzestnym ich córki. Traktowałem to jako wielki zaszczyt, a teraz żałuję, że się zgodziłem. Więcej tego błędu nie popełnię.
Reklama.
Odmówić kuzynce zostania chrzestnym jej dziecka? To w ogóle nie wchodziło w grę. Starannie przygotowałem się do uroczystości, nie wyobrażałem sobie, by mogło być inaczej. Tak się złożyło, że dwa miesiące później był chrzest znajomych córeczki. Żartowałem sobie, że jestem na bieżąco, od razu mogę przygarnąć jeszcze kilku chrześniaków.
Prezenty, prezenty, prezenty!
Co ja sobie wtedy myślałem? Muszę przyznać, że mimo czasochłonnych przygotowań, nie przemyślałem dobrze decyzji o zostaniu czyimś chrzestnym. Fakt, że aż dwie pary z mojego otoczenia zwróciły się z tym do mnie mile połechtał moje ego. Poza tym w takich sprawach przecież się nie odmawia.
Z kuzynką nie widywaliśmy się często, ot kilka spotkań w roku przy okazji rodzinnych uroczystości. Jednak teraz przy każdej okazji rodzice naciskali mnie, bym kupił dla chrześniaka jakiś wyjątkowy prezent. Wyjątkowy, czyli drogi. I nie tylko moi rodzice tego oczekiwali. „Twój chrzestny przyszedł, idź zobacz, co ci kupił” – wyszeptał któregoś razu mąż kuzynki do mojego chrześniaka, gdy stałem w progu. Co miałem zrobić? Kupowałem.
Sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej niezręczna, kiedy na świat przyszła siostra mojego chrześniaka. Nadal czułem presję rozpieszczania chłopca, ale nikt nie oczekiwał ode mnie tego samego wobec jego siostry. Było mi niezręcznie faworyzować jedno z dzieci. Czy dziewczynka to rozumie, dlaczego dla jej brata jestem „lepszym wujkiem”? Byłem zapraszany na urodziny chłopca, a jej nie. Ona w żaden sposób nie była zachęcana do kontaktów ze mną, jej brat owszem. Oczywiście ona też miała chrzestnych, ale to nie zmieniało faktu, że ja czułem się w kontaktach z tymi dziećmi niekomfortowo. Czy jej chrzestni też są naciskani by faworyzować ją a pomijać chłopca? Wydaje mi się to bardzo sztuczne.
Sztywne spotkania rodzinne
Jeszcze dziwniej potoczyły się relacje z moimi znajomymi, którzy wybrali mnie na chrzestnego dla swojej córki. Jak to ze znajomymi bywa – kontakt się rozluźnił. Znaliśmy się z pracy, z której szybko odszedłem. Na spotkania towarzyskie jakoś nie było czasu. Ja znalazłem sobie nowe towarzystwo, kontakt się urwał. Oczywiście poza urodzinami i imieninami dziecka.
Praktycznie nie utrzymywałem już kontaktów ze znajomymi, a byłem zapraszany na uroczystości rodzinne, gdzie zasiadałem wśród cioć i wujków. Czułem się bardzo niezręcznie.
Jednak kiedy zacząłem odmawiać udziału w takich spotkaniach, znajomi wyrażali spore niezadowolenie. „Chcesz, żeby dziecko chrzestnego nie miało?” – wysyczała mi kiedyś do słuchawki koleżanka, kiedy chciałem wykręcić się od kolejnego spotkania. Tak jakby ujrzenie mnie raz na kilka miesięcy cokolwiek zmieniło w życiu tej dziewczynki.
A dziecko? Nie miałem z nim żadnego kontaktu, przecież widzieliśmy się dwa razy do roku! Nic dla niej nie znaczyłem i trudno się temu dziwić. A jakikolwiek wpływ na jej wychowanie? Nie żartujmy. Do moich obowiązków należało jedynie stawienie się na zaproszenie i przyniesienie prezentu. Nic więcej.
A jednak chyba jestem dobrym materiałem na chrzestnego, bo niedawno kolejni znajomi poprosili mnie o to. Tym razem jednak nie wahałem się ani chwili i odmówiłem. Wolę urazić ich raz, niż potem latami znosić wysokie wymagania wobec mnie i utrzymywanie sztucznych konwenansów. No i stanąłem przed jeszcze jedną trudną decyzją. Już za kilka miesięcy na świecie pojawi się moje dziecko. Kogo wybiorę na chrzestnych? Kogo ja będę zadręczał, by kupował drogie prezenty i karnie stawiał się na rodzinnych uroczystościach? Decyzja zapadła bardzo szybko: chrztu nie będzie!