Wspólne dziecko, wspólny dom, wspólni znajomi, razem spędzany czas wolny – na tym polega przecież wspólne życie. Czy jeśli dodamy do tego wspólną pracę, to będzie już za wiele? A jednak jest wiele par, które łączy nie tylko życie prywatne, ale i zawodowe. Jak oni to wytrzymują?
W domu partner, w pracy szef
Julia z zawodu była specjalistką do spraw hr. Z reguły to ona zatrudniała i przygotowywała wypowiedzenia, ale tym razem nadeszła pora na nią. W jej firmie przeprowadzono cięcia budżetowe, w ramach których zwolniono ją z pracy. Nie obawiała się o swoją przyszłość, w końcu kto jak kto, ale ona znała się na rekrutacjach. A i tak znalezienie zatrudnienia okazało się łatwiejsze niż sądziła, pomógł jej w tym mąż. Maciek był szefem dużego działu w agencji pracy tymczasowej, udało mu się znaleźć miejsce dla żony.
Kiedy tylko pojawiła się w firmie, ludzie trzymali dystans, w końcu była żoną szefa. Plotkowano, że dostała pracę po znajomości. I słusznie, bo taka była prawda. Tyle tylko, że Julia była naprawdę dobrym hr-owcem. Niezależnie od tego, jak bardzo się starała i tak wszyscy uważali, że jest jej łatwiej, bo jest żoną szefa.
To nie był jedyny problem, jaki napotkała Julia. Kiedyś bardzo lubiła gdy wieczorem opowiadała mężowi o swoim dniu, on jej o swoim. Żywo omawiali swoje sprawy zawodowe, realizowane projekty, pomysły, plany. Dla obojga to było bardzo wzbogacające. A teraz, kiedy nieustannie widzieli się w pracy, to przestało mieć sens.
Ponieważ Julia i Maciek zawsze świetnie się dogadywali, to nie spodziewali się, że może być inaczej, gdy będą razem pracować. Bardzo się pomylili. Faktem było, że on pomógł jej dostać pracę, ale dla obojga było jasne, że Julia będzie traktowana dokładnie tak samo jak pozostali pracownicy. Tyle tylko że nie wiedziała, jak trudnym i wymagającym szefem jest Maciek. Nie znosi sprzeciwu, nie daje podwładnym szansy realizacji własnych pomysłów… nie znała go od tej strony. Dla niej, przyzwyczajonej do partnerskich relacji z Maćkiem, to był szok. Czuła się bardzo nieswojo, kiedy musiała posłusznie wykonywać jego polecenia. A jednak profesjonalizm zwyciężył i pracowała tak, jak oczekiwał od niej Maciek. Tyle tylko, że niezależnie od tego, jak bardzo się starała i tak miała opinię tej, której jest łatwo i wszystko może, bo jest żoną szefa.
Po kilku miesiącach wspólnej pracy w ich związku przestało się układać. Relacje z pracy zaczęły rzutować na ich relacje w domu. Układ partnerski jakoś się zatarł, po prostu on był szefem a jej to bardzo nie odpowiadało. Wiele razy o tym rozmawiali, starali się, by między nimi było jak dawniej, ale to nie działało. W końcu zadecydowali, że taki stan rzeczy zagraża ich związkowi. Julia postanowiła poszukać sobie nowej pracy i jak najszybciej odejść z firmy męża. W końcu na rekrutacjach znała się jak mało kto.
Wspólne cele, wspólne dziecko, wspólna firma
Agnieszka i Rafał pracowali razem niemal od zawsze. Poznali się w pracy w agencji public relations, przez wiele lat zajmowali sąsiadujące ze sobą biurka. I chociaż ich relacje na tym nie cierpiały, to praca zaczęła im odpowiadać coraz mniej. Oboje czuli, że firma nie wykorzystuje w pełni ich potencjału. Dlatego zdecydowali się na odważny krok: odeszli i założyli własny biznes. Mieli niewielki kapitał na start, doświadczenie, kontakty ale i tak za swój największy atut uważali wzajemne zaufanie i to, jak świetnie im się razem pracuje.
Początki na swoim nie należały do łatwych. Jednak udało im się pozyskać kilku klientów, wyrobili sobie opinię skutecznych i kreatywnych fachowców. Świetnie im się razem pracowało. Obawiali się tylko, jak uda im się pogodzić życie rodzinne i zawodowe, gdy na świecie pojawi się dziecko – Agnieszka była w ciąży.
Rodzicielstwo właścicieli firmy okazało się zupełnie inne niż rodziców pracujących dla kogoś, na etacie. A z drugiej strony przecież to oni byli szefami, więc mogli dostosować funkcjonowanie firmy do potrzeb ich rodziny. Na początku Agnieszka musiała i chciała zwolnić tempo w pracy. Szybko jednak wróciła do obiegu. W opiece nad ich synkiem pomagały obie babcie, a oni mogli dalej rozkręcać firmę. I na całe szczęście nie musieli siedzieć w pracy od dziewiątej do siedemnastej, a pracowali kiedy chcieli i gdzie chcieli.
To był dla nich układ idealny. Inspirowali się nawzajem, świetnie dogadywali, rzadko kłócili. I chociaż mieli dużo pracy, udało im się zorganizować życie zawodowe tak, by mieć czas dla dziecka. Nie tylko wieczorami, ale także w ciągu dnia. Często udawało im się wyrwać z pracy by wybrać się z małym na plac zabaw. A że potem musieli spędzać wieczory nad laptopem i kończyć pracę? To im w ogóle nie przeszkadzało.
Znajomi czasem pytali ich, jak wytrzymują tyle czasu ze sobą. Nie umieli odpowiedzieć na to pytanie, bo nie widzieli problemu. Powierzenie spraw firmy komuś innemu niż życiowy partner? Praca dla kogoś obcego? Nie, to w ich przypadku w ogóle nie wchodziło w grę.
Moje biuro przy stole, twoje na kanapie
Hania i Zbyszek nigdy nie pracowali razem. I było mało prawdopodobne, by kiedykolwiek to miało nastąpić – ona była dziennikarką, on informatykiem. Tyle tylko, że w pewnym momencie swojego życia zawodowego oboje, niezależnie od siebie podjęli decyzję o tym, by rzucić pracę na etacie i zacząć pracę jako wolny strzelec.
Dopiero kiedy zaczęli pracować na własny rachunek dotarło do nich, z czym to się wiąże. Siedzieli całymi dniami razem w domu, każde przy swoim komputerze. „Czy my ze sobą tyle wytrzymamy?” – zastanawiali się. Okazało się, że wspólna praca może być całkiem przyjemna.
W porze obiadowej robili sobie przerwę, szli do kuchni i gotowali coś pysznego. Albo schodzili do pizzerii, która mieściła się na parterze ich budynku. A kiedy mieli dość pracy, zawsze mogli zniknąć w sypialni na szybki seks zanim któreś z nich pojechało do przedszkola po ich córkę. Która para ma tak dobrze?
Bawili się świetnie, jednak szybko zorientowali się, że nie są wstanie dotrzymać terminów. Wiedzieli, że muszą zmienić swoje luźne podejście do pracy z domu, bo inaczej stracą cenne zlecenia. Ustalili więc zasady, których zaczęli sztywno się trzymać. O lubił pracować przy stole, ona na kanapie – nazwali więc te miejsca swoimi „biurami”. Z czasem planowali urządzić sobie małe kąciki do pracy, na razie to musiało wystarczyć. Jedli wspólny lunch, ale tylko w wyznaczonych godzinach. Nie zagadywali się, nie przeszkadzali sobie. Zadziałało.
Pozostał jedyny minus: po pracy mieli już siebie trochę dość. Dlatego kiedy ona odbierała córkę z przedszkola, on wychodził pobiegać. Kiedy to on zajmował się dzieckiem, ona zajmowała się swoimi sprawami. No chyba że razem zajmowali się dzieckiem – tego nigdy nie mieli dość.