Reklama.
Wczesny ranek, na zewnątrz przymrozek, place zabaw opustoszałe. Tylko jedna mama próbuje przekonać synka, żeby odpuścił sobie wspinaczkę po oszronionych szczebelkach. „Zejdź proszę, bo się poślizgniesz i spadniesz”. Ale prośba nie działa. „Chodź, bo spóźnisz się do przedszkola a mama do pracy”. To również nie pomaga. „Będzie mi naprawdę przykro. Chyba rozważę odłączenie kanału z bajkami”. Padła konkretna nazwa, ale nie dosłyszałam. Aż na koniec – skuteczne „Jeśli zejdziesz to po drodze kupię Ci żelki”.
Według mojego własnego słownika psychoterapeuty szantaż jest najgorszą, ale niestety i najpopularniejszą metodą wychowawczą. Polega na zmuszaniu dziecka do wykonywania określonych czynności, albo pod rygorem kary, albo otrzymania nagrody. Szantaż służy przede wszystkim osobie szantażującej, żeby szybko osiągnęła swój cel. Nie pozwala na negocjacje, na rozwiązanie kompromisowe, ani na traktowanie dziecka w sposób demokratyczny.
W skrajnych przypadkach, kiedy rodzice stosują komunikaty zagrażające poczuciu bezpieczeństwa, w rodzaju „jeśli chcesz żeby mama była zdrowa to posprzątaj klocki“ to nie wahałabym się powiedzieć, że szantaż bywa i formą przemocy psychicznej.
Oczywiście, być może gros rodziców powie, że nie widzi niczego złego w takim dyscyplinowaniu dzieci. Szybko można osiągnąć cel, dziecko jest grzeczne i posłuszne. Ale pamiętajmy, że wychowujemy je nie dla siebie tylko dla świata i przekazujemy mu taki wzorzec komunikacyjny, który przecież potem będzie stosował w dorosłości. Wówczas dziecko wobec przykładowo swojego przełożonego będzie również pokorne, z odwiecznym poczuciem winy i tłumieniem swoich emocji.
Szantaż drastycznie obniża pewność siebie, przez to że zabiera dziecku autonomię. Dzieci takie mają w sobie poczucie bycia ułomnymi, niespełniającymi oczekiwań, rośnie w nich frustracja i złość do rodziców, zatem emocjonalnie się od nich oddalają. A jeśli są bardziej krnąbrne to potrafią tę broń stosować wobec rodziców i sami próbować ich szantażować. To całkowicie zaburza relacje.
Jeśli już wybitnie blisko nam do szantażowania, to zamiast karcenia zachęcam do stosowania reguł konsekwencji. Ten komunikat jest dość podobny do szantażu a jednak ma nieporównywalnie inne przesłanie. Zamiast powiedzieć, „ odrobisz lekcje, albo mama będzie bardzo smutna i nie będzie spała w nocy“ możemy powiedzieć dziecku, że jeśli nie odrobi lekcji, to konsekwencją będzie np. brak deseru czy oglądania dobranocki. Dobrze jest w ogóle z dzieckiem negocjować konsekwencje, być może nawet niech samo je wymyśla.
Przykładowo - jeśli chcemy by posprzątało swoje rzeczy ustalmy to przed rozpoczęciem zabawy. Wtedy dziecko ma poczucie wyboru, tego że jest szanowane, że traktuje się je na równi. Oczywiście początkowo może wybrać, że jednak nie odrabia lekcji, licząc że tę dobranockę i tak obejrzy. Tak się nie może stać, musimy być konsekwentni, nawet jeśli będzie to najpierw okraszone sporymi histeriami.
Ale pocieszę, że owe dramatyzacje dzieją się tylko początkowo, potem dziecko uczy się odpowiedzialności za swój wybór.
Warto jest motywować dziecko wzbudzając w nim tak zwaną motywację wewnętrzną, czyli wewnętrzne przekonanie, że się czegoś chce, że to co proponuje rodzic jest ciekawe. Krótko mówiąc, aby dziecko chciało sprzątać bo sprzątanie jest fajne i potem super się bawić w takim czystym pokoju, a nie że sprzątanie jest okropne, ale potem dostaje się nową zabawkę.
Pamiętajmy też, że nie zawsze musimy koniecznie przekonać je do naszej racji. Jeśli dziecko nie chce jeść marchewki choćby nie wiem co, to niech jej nie zjada na siłę. Ma prawo nie być takie jak my, nie musi być idealnie zdyscyplinowane, jeśli buntuje się i nie chce np. grać na pianinie to pozwólmy mu na to. Dzieci nie są po to żeby zaspokajać nasze niespełnione marzenia.
[i]Zastanawiam się kto tu kogo szantażuje. Czy rodzic, który da ciastko jak dziecko zejdzie z huśtawki czy jednak ten maluch który zejdzie tylko za ciastko? Chyba ta druga opcja. Nagradzanie słodyczami za to że dziecko nas nie słucha (bo to się do tego sprowadza!) jest błędem wychowawczym i należy unikać tego jak ognia. Mały tyran to często dziecko wychowywane w stylu liberalnym, czyli dziecko które bardziej się nagradza niż wyciąga konsekwencje, dziecko które samo sobą zarządza a rodzice pielęgnują jego spontaniczną aktywność, praktycznie bez żadnych granic. W moim odczuciu jest to równie patologiczny model jak szantaż, ponieważ znowu uczy niewłaściwej komunikacji.
Odradzam te hasła, natomiast zachęcam by szantaż zamieniać na rozmowę o konsekwencjach, jeszcze przed przystąpieniem do zabawy.[/i]
Generalnie jest to naprawdę słaba metoda, ale sporadycznie stosowana, nie wyrządzi dziecku trwałej szkody. Tylko pytanie po co i w jakich okolicznościach wujek czy babcia mieliby się posuwać do szantażu? Jeśli to metoda zaczerpnięta z naszej rodziny to warto porozmawiać z resztą aby starała się unikać takich sformułowań. Wyjaśnijmy rodzinie jak komunikujemy się z dzieckiem i poprośmy o współpracę.