Nasi rodzice byli poważni, wymagający, surowi. Niewielu z nich siadało na podłodze i bawiło się klockami, jeszcze mniej robiło zupę z błota lub grało w piłkę na podwórku. Rodzic to był rodzic, a nie kumpel z boiska.
Dzisiaj jest inaczej. I chociaż narzekamy na brak czasu, pracujemy po 10 godzin dziennie, staramy się być bliżej naszych dzieci. Tata, który turla się po podłodze udając groźnego smoka, to coraz bardziej popularny domowy obrazek. „Jaki super ojciec!” - myślimy. Ale gdy rodzic z tej podłogi nie wstaje, nie stawia granic, nie wymaga, chce być „cool” przez cały czas, staje się rodzicem niedojrzałym. Bo bycie wyluzowanym za bardzo, na dłuższą metę, w wychowaniu bardzo przeszkadza.
Pogoń za młodością
„Jakby ktoś pytał, to jestem twoją siostrą” - słyszę za plecami w jednym z centrów handlowych. Za chwilę mija mnie matka z dorastającą córką. Były na zakupach, zmierzają w stronę kawiarni. Śmieją się i plotkują. Widać, że mają dobry kontakt. Ale dlaczego matka tak bardzo chce zrezygnować ze swojej rodzicielskiej roli? Kto dla kogo jest autorytetem?
Problem w tym, że nie chcemy się zestarzeć. Dziś młodość jest w cenie, a okładki kolorowych magazynów wyznaczają kanony piękna. Walczymy z oznakami starości za wszelką cenę, ku uciesze koncernów kosmetycznych i gabinetów medycyny estetycznej. Starzenie się z godnością nabrało zupełnie innego znaczenia. Matki ubierają się jak nastolatki, zachowują jak nastolatki i w pewnym momencie tracą świadomość, że zaczynają wyglądać karykaturalnie (naciągnięte i opuchnięte od botoksu). Zamiast dawać przykład córkom, same się na nich wzorują.
Zobacz jacy jesteśmy fajni!
Okres dojrzewania się wydłuża, twierdzą psychologowie. Dorośli w wieku 30 lat dopiero zaczynają myśleć o rodzinie, ale wciąż uważają, że mają na to jeszcze czas. I na pewno nie chcą być w przyszłości nudnymi „starymi”. Chcą być nowocześni. "Nasi rodzice byli sztywniakami, my chcemy być bliżej naszych dzieci i ich problemów" - mówią.
Znajoma znajomej jest samotną matką. Zaszła w ciążę w wieku 22 lat. Z mężem jej się nie ułożyło. Rozstali się. Miesiąc temu była z córką w studiu tatuażu. Obie zrobiły sobie tatuaż na prawym nadgarstku. Sentencję "Live your life". Mama chciała zrobić córce prezent na 17 urodziny. Czy o taką bliskość i porozumienie z dziećmi chodzi?
Niedojrzali 30-40 latkowie wolą kumplować ze swoimi dziećmi zamiast je wychowywać. Z dumą paradują w koszulkach z bohaterami kreskówek, noszą kolorowe spodnie, modne fryzury, trampki. I wszystko byłoby w porządku, gdyby za tym, że chcemy być fajni, podążała także odpowiedzialność za nasze zachowanie. Dzieci patrzą. I naśladują.
Gubimy się w tych wychowawczych mądrościach
Najzwyczajniej w świecie dostajemy zawrotu głowy. Jedni mówią „bądź stanowczy”, inni „bądź przyjacielem”, „wspieraj” i „wymagaj”, "nie krzycz”, ale „bądź stanowcza”. Nie chcemy powielać błędów naszych rodziców. Czujemy, że nasze dzieciństwo nie było idealne. Dlatego rozpieszczamy, pozwalamy na wszystko, ustępujemy naszym dzieciom.
Kolejny przykład?
Na jednym z portali tatuś chwalił się, że czasami popija piwko ze swoim nastoletnim synem. „A dlaczego nie? Chyba lepiej, żeby pił w domu niż ma to robić gdzieś po kątach?” - tłumaczył.
Chcemy być lubiani
I to za wszelką cenę. To nasz największy problem. Chcemy być lubiani przez wszystkich, chcemy mieć dobrą relację ze swoimi dziećmi, żeby przychodziły do nas, zwierzały się, opowiadały szczegóły ze swojego życia. Boimy się okresu dojrzewania, boimy się buntu, słów „nienawidzę cię”, dlatego chcemy się z nimi przyjaźnić za wszelką cenę. Pozwalamy na wiele, żeby tylko dzieci uważały nas za świetnych rodziców. Mamy jednak błędne założenie, bo fajny rodzic niczego nie daje, nie pokazuje, nie wymaga. To przecież takie fajne, gdy razem obgadujemy i naśmiewamy się z sąsiadów, rodziny, koleżanek z klasy syna lub nauczycieli. Tylko z czasem nasz autorytet, jeśli jeszcze taki mamy, też może upaść.
Myrzuty sumienia
Nie jesteśmy perfekcyjni. Nikt od nas tego nie wymaga, a jednak chcemy tacy być. Dużo pracujemy, wracamy późno. „Poświęcam mu mało czasu i jeszcze mam wprowadzać dyscyplinę? Co ze mnie za rodzic?” - mówi znajomy. Dlatego robimy wszystko, żeby im zrekompensować nasze niedociągnięcia wychowawcze. I w rezultacie zbyt mocno się na nich koncentrujemy. Popadamy w skrajność dzieciocentryzmu. Podwozimy, zawozimy, chronimy, kupujemy, zamiast wychowywać. Dopiero potem orientujemy się, że coś jest nie tak, że dzieci robią, co chcą, nie słuchają się, wymagają od nas coraz więcej i więcej, źle się do nas odzywają, lekceważą.
„Duże bobasy”, czyli niedojrzali dorośli
Są dwudziestolatki, którzy sami biorą życie w swoje ręce, wyznaczają cele, szukają swojego miejsca na świecie. I są tacy, którzy czekają, aż dorosną. „Ja jeszcze się nie wyszalałem, mam czas na dorosłe życie i podejmowanie decyzji. Nie chce teraz o tym myśleć”. To częściej mężczyźni niż kobiety (chłopcy niż dziewczęta).
Jakie dzieci wyrastają w domu rodziców, którzy są tylko fajni? Nieporadne, niesamodzielne, zagubione, uciekające od odpowiedzialności i podejmowania decyzji. Często mieszkają z rodzicami bardzo długo, nawet gdy już pracują i mogłyby się usamodzielnić. Albo nie pracują, bo trudno im uwierzyć w siebie i nie mogą odnaleźć się na rynku pracy. Włosi nazywają je baboccioni, czyli "duże bobasy".
Na koniec: Jak się przyjaźnić z dziećmi?
Według amerykańskiego terapeuty dziecięcego Jamesa Lehmana zdrowa relacja dziecka i rodzica nie jest relacją przyjacielską. Powinna mieć natomiast dwa wymiary: emocjonalny (miłość, przywiązanie) i funkcjonalny (karmienie, ubieranie, pomoc w lekcjach, uczenie norm społecznych, stawianie granic, wymagań itd.). Z czasem rodzic powinien coraz bardziej skupić się właśnie na tym drugim wymiarze. Uczyć właściwego zachowania, samodzielności, przydatnych w życiu umiejętności, nawet jeśli od czasu do czasu usłyszy „nienawidzę cię”, „jesteś najgorszym rodzicem na świecie”.