Żelki, cukierki, batoniki na prezent dla dziecka? Trujecie maluchy słodyczami, ale moje zostawcie w spokoju!
List do redakcji
14 grudnia 2015, 15:40·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 grudnia 2015, 15:40
Witamy się w drzwiach, wymieniamy uprzejmości, goście wręczają mi butelkę wina, a mojej córce kolorową torbę, po brzegi wypełnioną słodyczami. To się powtarza niemal przy każdej wizycie znajomych w naszym domu. Oczywiście intencją gościa jest sprawienie dziecku radości. Tylko że efektem jest konsternacja gospodarzy.
Reklama.
Na wstępie powinnam jednak wyjaśnić, w czym tkwi problem. Prowadzimy w domu bardzo zdrową kuchnię, a efektem tego jest to, że nasza córka nie je słodyczy. Owszem, pieczemy ciasta, przygotowujemy różne słodkości. Czasem je nawet kupujemy, kiedy mamy pewność co do ich składu. Jednak na nafaszerowane cukrem, syropem glukozowo-fruktozowym i olejem palmowym „pyszności” nie ma w naszym domu miejsca.
Mamy do tego prawo. Rozumiem, że taki pogląd na słodycze nie wszystkim może się podobać. Wiem, że mało kto w tej kwestii jest tak restrykcyjny jak my. Jednak tak z mężem zdecydowaliśmy – mamy do tego prawo. Sami nie jemy śmieciowego jedzenia, dlaczego więc mielibyśmy dawać je naszej córce?
Bezcukrowe wychowanie dziecka kosztuje nas sporo wysiłku Opanowaliśmy sztukę pieczenia ciast bez dodatku cukru, umiemy w pięć minut wyczarować szybki deser lub podwieczorek w zdrowej, bezcukrowej wersji. Odkąd tylko rozpoczęliśmy rozszerzanie diety naszej córki, wyszukiwaliśmy przepisy, próbowaliśmy, analizowaliśmy składy dostępnych w sklepach produktów. Nasz trud się opłacił: nasza 6-letnia córka ma zdrowe nawyki żywieniowe, nie ma żadnych problemów z nadwagą (w odróżnieniu do wielu jej koleżanek i kolegów), ma zęby w idealnym stanie. Bardzo chcielibyśmy ten stan rzeczy utrzymać. My sobie z tym poradzimy, grunt, by inni nie przeszkadzali.
Nasza córka nie jest przez nas uczona tego, że każda wizyta gościa w domu oznacza prezent dla niej. Wolimy, by ucieszył ją widok dawno nie widzianej cioci, a nie nowa zabawka, lub co gorsza, paczka słodyczy. Niestety, bardzo często już w progu nasza córka otrzymuje porcję łakoci, którą można byłoby obdzielić całą jej grupę w przedszkolu. I nie myślcie, że nie próbowałam tego zmienić. Nie raz tłumaczyłam znajomym i rodzinie, prosiłam, żeby nie przynosili słodyczy naszemu dziecku – na nic.
Ten z pozoru niewinny gest to dla nas duży problem Bo jak wytłumaczyć sześciolatce, że nie wolno jej zjeść batonika od cioci? Kolorowe opakowania, często ozdobione wizerunkami ukochanych postaci z bajek z punktu widzenia dziecka prezentują się bardzo zachęcająco. A jeśli dziecko przyzwyczai się do smaku przesłodzonych, sklepowych słodyczy obawiamy się, że przestanie jej smakować to, co sami przygotowujemy: desery słodzone ekologicznymi suszonymi daktylami, bananowy chlebek, razowe bułeczki z żurawiną.
Wiele razy słyszałam pobłażliwe komentarze odnośnie naszych nawyków żywieniowych. Według wielu ludzi przesadzamy, dziecku nic się nie stanie jak zje kupnego batonika. Cóż, jeśli chcecie truć dzieci śmieciowym jedzeniem, to trujcie. Ale swoje, nie cudze!
Wiem, że nie każdy rodzic w kwestiach żywieniowych jest tak restrykcyjny jak my. W niektórych domach pozwala się na słodycze od czasu do czasu, w innych jest pełne przyzwolenie na jedzenie słodkości, w niektórych panują jeszcze inne zasady i ograniczenia. Jednak niezależnie od tego, jak odżywiane jest czyjeś dziecko, zastanówmy się dwa razy, zanim sprawimy mu paczkę cukierków. Bo niezależnie od tego, czy dane dziecko takie jada czy nie, ten upominek z pewnością nie wyjdzie mu na dobre. A jeśli już ktoś koniecznie musi kupić dla dziecka jakąś słodkość – niech przynajmniej spojrzy na opakowanie i przeczyta skład.