Życie uczyniło ze mnie kochankę, która rozbiła czyjś związek - czy tego żałuję?
List do redakcji
14 grudnia 2015, 12:52·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 grudnia 2015, 12:52
Podobno wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono. Teraz wiem, że to prawda. Możemy się zarzekać, że nigdy czegoś nie zrobimy, ale nie jesteśmy się w stanie tego dowiedzieć, dopóki życie nie postawi nas przed wyborem. Mówią też, że okazja czyni złodzieja. Mnie uczyniła kochanką i kobietą, która z premedytacją rozbiła czyjś związek. Nie umiem wam powiedzieć, czy tego żałuję.
Reklama.
To była przyjaźń
Poznałam go na imprezie, którą organizowali nasi wspólni znajomi. Przyszedł sam, ale w rozmowie szybko wyszło, że od trzech lat jest w związku, niedawno nawet razem zamieszkali. Nie powiem, zrobiło mi się trochę smutno, bo od razu wpadł mi w oko. Był nieziemsko przystojny i miał zabójczy uśmiech. Zostaliśmy sobie przedstawieni i natychmiastowo pogrążyliśmy się w rozmowie. Był błyskotliwy, inteligentny, oczytany… ideał! Przypomniał mi się tekst piosenki Alanis Morissette: „To jak spotkanie mężczyzny moich marzeń, a potem poznanie jego pięknej żony. Czyż to nie ironia?”. Tak, to była ironia.
Wymieniliśmy się numerami telefonu, bo okazało się, że mam w domu książkę, której nigdzie nie mógł dostać. Następnego dnia po imprezie zaprosił mnie na kawę, żeby dokonać wymiany (też obiecał przynieść mi powieść). Utonęłam w miękkim fotelu i w jego zielonych oczach. Nie mogliśmy przestać ze sobą rozmawiać! Nie chciałabym żebyście zrozumieli mnie źle, nie flirtowałam z nim, ani on ze mną. Rozmawialiśmy o literaturze, filmie, teatrze… nie było w tym nawet cienia erotycznego napięcia, tylko we mnie wszystko się gotowało. Wychodząc z kawiarni zapytał, czy chciałabym za kilka dni to powtórzyć. Chciałam.
Błędne koło
Spotykaliśmy się dość regularnie. Kawy, spacery, obiady… Podobno jego dziewczyna wiedziała, że poznał przyjaciółkę, choć nie wiem czy przyznawał jej się do wszystkich spotkań. Powietrze iskrzyło, buzie nam się nie zamykały, ale dłonie dalej trzymaliśmy grzecznie przy sobie. Chcieliśmy chyba sami się oszukać, że to nie zdrada, że skoro nie flirtujemy, to przecież jesteśmy fair. Chyba dlatego zakochałam się w nim tak mocno, miałam czas żeby dobrze go poznać, usłyszeć wszystkie jego historie, poznać sekrety. Wieczorami zwijałam się w kulkę na tapczanie i umierałam na myśl o tym, że zasypia przytulony do swojej kobiety.
Coś we mnie pękło. Nie wiem, może to hormony, a może każdy człowiek ma jakąś granicę wytrzymałości. Któregoś dnia spojrzałam na niego i nawet nie próbowałam go uwieść, nie miałam siły na babskie sztuczki, muśnięcia dłonią czy próby pocałunku. Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam: „Zakochałam się w tobie”. Byłam bezbronna, odsłoniłam się całkowicie i czekałam na cios. Zamiast tego przytulił mnie mocno i długo trzymał w ramionach. Powiedział zdanie, którego złapałam się jak ostatniej deski ratunku: „Jeżeli kiedyś posunę się za daleko, obiecuję że nigdy się nie wycofam.”.
Chcę, żebyś ją zostawił
Nie musiałam długo czekać, żeby stało się coś więcej. Tamtego wieczoru coś pękło, zaczęło się coś, czego nie mogliśmy już powstrzymać. Niedługo później mnie pocałował. Powtórzyło się to na kolejnym spotkaniu i na następnym. Wciąż miałam w głowie to jedno zdanie, czekałam, ale on nie wracał do tamtej rozmowy. Wzięłam sprawy w swoje ręce i przypomniałam mu to, zapytał czego oczekuję, a ja powiedziałam: „Chcę żebyś ją zostawił i był ze mną.”.
Powiedziałam to wprost i z pełnym przekonaniem. Ja… osoba, która kilka miesięcy wcześniej dałaby sobie uciąć rękę, że nigdy nie wejdzie w czyjś związek. Gardziłam takimi kobietami, uważałam że są egoistyczne i perfidne. Tymczasem, wiedziałam tylko jedno, że chcę jego, jego i tylko jego. Czułam się paskudnie wobec tej dziewczyny, próbowałam się usprawiedliwić, gdyby ją naprawdę kochał, to nie zaangażowałby się w relację ze mną, mówiłam sobie.
Myślicie, że ją zostawił? Oczywiście, że nie. Zwodził mnie jeszcze tygodniami, obiecywał, zarzekał się, że mają kryzys i czeka aż ten związek sam się rozpadnie. Zrywał ze mną kontakt i znów go nawiązywał. Schudłam 7 kilo i opuściłam się w pracy. Postanowiłam, że dłużej nie wytrzymam na tej emocjonalnej huśtawce. To był impuls. Chwyciłam za komputer i napisałam do jego kobiety, wysłałam jej wszystko, nasze zdjęcia, zrzuty ekranu z rozmowami… Nie wiem na co liczyłam, ale on już nigdy więcej się do mnie nie odezwał. Wiem tylko, że się rozstali. Zostałam z tą nieznośną pustką. Mam na imię Asia i wiem już, że jestem zdolna rozbić czyjś związek. Wstyd mi.