ruslan117 / 123RF Zdjęcie Seryjne
ruslan117 / 123RF Zdjęcie Seryjne
Reklama.
Studiowała trochę w Polsce, trochę w Stanach. Tam poznała swojego obecnego męża. „kiedy poznałam M. zakochałam się jak szalona. Miałam za sobą dwa dość poważne związki – po ich zakończeniu z każdego dość długo się leczyłam. Z M. było inaczej od samego początku. Coś ‘kliknęło’. Gadaliśmy na każdy temat, mieliśmy wspólne zainteresowania, wyobrażenia o życiu i podobne plany na przyszłość”.
Kiedy wrócili do kraju on dostał pracę w firmie komputerowej, ona została specjalistką w jednej z międzynarodowych korporacji. Po niecałych trzech latach znajomości wzięli ślub. „Było bajkowo – opowiada Aneta – wesele było duże, ale Ci wszyscy goście byli Nam bliscy. Chcieliśmy takiego przyjęcia. Sala w starym stylu, przygaszone światła, swing. Było piękniej, niż marzyłam”.
Kupili działkę, postawili dom, Aneta dostała awans i podwyżkę, a niedługo potem zaszła w ciążę. Wszystko zgodnie z ich planem. Co poszło nie tak? Aneta twierdzi, że nic. Może gdyby coś nie wyszło tak jak chcieli byłoby inaczej.
Bogna ma 28 lat, pracuje w wydawnictwie. Choć biuro jest maleńkie zajmuje się projektami na dużą skalę. „Zawodowo nie mam na co narzekać. Zarządzam grupą wspaniałych, kreatywnych osób, realizujemy świetne zadania, wcielamy w życie Nasze pomysły i to daje mi ogromną satysfakcję. W życiu osobistym też nie mam powodu do narzekania. Mam super męża, super syna, planujemy niebawem drugiego bobasa”. A jednak coś nie gra. „Każdy dzień jest taki sam. Rano wspólne śniadanie, przedszkole, praca, zakupy, wspólna obiadokolacja – bo żadne z Nas nie siedzi w biurze do późna – później, kiedy mały już śpi mamy czas dla siebie. Czasem pracujemy, czasem przychodzi do nas niania, żeby posiedzieć z synem, wtedy możemy wyjść we dwoje. I tak jest ciągle. Stan permanentnego szczęścia i powodzenia mnie męczy. Może to ze mną jest coś nie tak?”
„W moim życiu nie brakuje szaleństwa, emocji, nie jest tak, że nic się w nim nie dzieje, mimo, że moja praca wydaje się zabijać wszelaką kreatywność i polot” opowiada z uśmiechem Ewa, radca prawny. Specjalizuje się w prawie budowlanym. Prywatnie żona i mama dwóch chłopców. „Mam w domu trzech facetów, dlatego nie mam oporów by zrobić czasem coś tylko dla siebie. Wybieram jakiś zabieg u kosmetyczki lub babskie zakupy. Ale uwielbiam spędzać czas z mężem. Razem jeździmy na koncerty – jesteśmy muzycznymi ‘freakami’. Poza tym spędzamy dużo czasu z chłopcami. Na rybach, pod namiotem, jeździmy na wycieczki rowerowe. Nie nudzimy się. A jednak czasem tęsknię za nudą którą przeżywaliśmy przed laty. Nudą pełną jakiegoś takiego podekscytowania, może niedosytu sobą nawzajem?”
„Od samego początku było Nam wspaniale - przyznaje Aneta - chodziliśmy na randki, robiliśmy sobie niespodzianki, zaskakiwaliśmy się. Kiedy to się skoczyło? Nie wiem. Nadal wychodzimy na kolacje we dwoje, jeździmy na wakacje, mamy córeczkę z którą uwielbiamy spędzać czas. Kochamy się. Ale coś się zmieniło. Mam 36 lat i może po prostu się już starzeję? Choć zawsze myślałam, że ta młoda ja wewnątrz nie przestanie skakać z radości kiedy mąż sprawi jej niespodziankę. Ktoś pomyśli – pewnie ma kasę, ma wszystko i nie umie się cieszyć. To prawda – finansowo nie mamy na co narzekać, stać nas na wszystko. Mamy mało czasu, ale pewnie to doskwiera każdemu. Ale nie mówimy teraz o złotych górach, nie cieszy mnie nawet bukiet kwiatów. Tzn. cieszy mnie, ale nie tak jak kiedyś".
We wszystkich rozmowach przewija się słowo rytm dnia, plan dnia, zwyczaje. A po jakimś czasie każda przyznaje, że chyba wkradła im się rutyna. Ale wyraźnie boją się tego słowa. Czy rutyna jest zła? Czy to właśnie ona sprawia, że coś gaśnie, że się wypala?
Aneta: „Może wszystko było za dobrze, nigdy nie poczuliśmy tej adrenaliny pt. ‘coś może się nie udać’. Może gdybyśmy musieli zawalczyć, coś poświęcić, wspólnie poradzić sobie z jakimś problemem to ta iskierka by nie zgasła. Nie zrozum mnie źle. Teoretycznie niczego mi nie brakuje. Ale tęsknię za starą mną, tą, która czuje ‘motylki w brzuchu’ za każdym razem kiedy wita męża w progu domu”.
Bogna podkreśla, że czasem ma wrażenie, że zrobiło się nudno. „Nie kłócimy się, nie sprzeczamy, po prostu informujemy się o różnych rzeczach lub coś wspólnie ustalamy. Jesteśmy podobni i chyba zadziałał u Nas efekt ‘podobieństw, które się przyciągają’. Czasem się zastanawiam, czy w takich związkach gdzie przyciągnęły się przeciwieństwa i gdzie jest więcej emocji na co dzień jest ciekawiej. Nie wiem i nie chcę się dowiedzieć. Kocham moją rodzinę i kocham mojego męża, ale chciałabym znaleźć lekarstwo na rutynę i ożywić te emocje, które towarzyszyły Nam gdy się poznaliśmy”.
„Nigdy nie myślałam o skoku w bok” mówi Ewa „nawet przez sekundę. Nie potrzebuję zdradzić, żeby upewnić się czy kocham męża. Bo wiem, że go kocham. Może po prostu tak wygląda dojrzała miłość – że wspólny koncert w plenerze czy seks w samochodzie już nie wywołują tyle emocji co kiedyś. Wiesz czego najbardziej się boję? Że z każdym rokiem będzie coraz gorzej. Że przestanę się cieszyć z tego, z czego cieszę się dzisiaj. I że nie będę umiała na tym zapanować, tak jak nie umiem zapanować nad swoimi przysłowiowymi ’motylami’. Chciałabym, żeby wróciły. Chciałabym je zatrzymać, a nie wiem jak…”
Trzy niesamowite kobiety – mają pracę, rodzinę, dom, pieniądze. Pozornie mają wszystko. Nie mają jedynie pewności, czy uda im się jeszcze poczuć te „motyle”, które tak dobrze pamiętają. Czy to w ogóle możliwe w stałym związku?