![Fot. [url=http://www.shutterstock.com/pic.mhtml?id=277148033&src=id] LoloStock[/url]/Shutterstock](https://m.mamadu.pl/8fc49b5a5bf4da02351cfdeb2a284cb2,360,0,0,0.jpg)
REKLAMA
Podzieliłam się swoim zdziwieniem z kilkoma koleżankami i zamiast oburzenia nastała cisza.
Niemożliwe - mówię.
Dlaczego? - pytam.
Cisza.
Niemożliwe - mówię.
Dlaczego? - pytam.
Cisza.
Gdy myślimy „zdrada”, od razu mamy w głowie męża, który zdradza żonę.
Ale przecież z kimś musi tę żonę zdradzać? - mówią niby w żartach.
Okazuje się, że częściej jest to czyjaś żona. Dlaczego? Oboje szukają romansów, z których „nic nie będzie”, żadnego wiązania się, żadnych głębszych uczuć.
Ale przecież z kimś musi tę żonę zdradzać? - mówią niby w żartach.
Okazuje się, że częściej jest to czyjaś żona. Dlaczego? Oboje szukają romansów, z których „nic nie będzie”, żadnego wiązania się, żadnych głębszych uczuć.
Dziewczyny nie chcą o tym mówić.
- Dobra, powiem, może ku przestrodze, może nie. Nagrywaj - mówi Malwina.
- Dobra, powiem, może ku przestrodze, może nie. Nagrywaj - mówi Malwina.
Mąż był moim pierwszym „prawdziwym” chłopakiem
Malwina ma 41 lat, dwie córki w wieku 12 i 15 lat, tego samego męża od 16 lat i krótki romans za sobą: Z mężem chodziliśmy do jednego liceum. Zostaliśmy parą w ostatniej klasie i tak z mniejszymi i większymi kryzysami dotrwaliśmy do ślubu. Z nim był mój pierwszy raz. Byliśmy pewni tego, że chcemy być razem, żadnych wątpliwości typu „już nigdy z nikim się nie prześpię”. Tak długo byliśmy razem, że ten kolejny krok wydawał nam się naturalny. Dostaliśmy też duże wsparcie od rodziców, mieszkanie w dobrej dzielnicy. Mój mąż od zawsze był bardzo pracowity, założył firmę, która bardzo dobrze funkcjonuje do dziś. Żyjemy na przyzwoitym poziomie. Niczego nam nie brakuje.
Malwina ma 41 lat, dwie córki w wieku 12 i 15 lat, tego samego męża od 16 lat i krótki romans za sobą: Z mężem chodziliśmy do jednego liceum. Zostaliśmy parą w ostatniej klasie i tak z mniejszymi i większymi kryzysami dotrwaliśmy do ślubu. Z nim był mój pierwszy raz. Byliśmy pewni tego, że chcemy być razem, żadnych wątpliwości typu „już nigdy z nikim się nie prześpię”. Tak długo byliśmy razem, że ten kolejny krok wydawał nam się naturalny. Dostaliśmy też duże wsparcie od rodziców, mieszkanie w dobrej dzielnicy. Mój mąż od zawsze był bardzo pracowity, założył firmę, która bardzo dobrze funkcjonuje do dziś. Żyjemy na przyzwoitym poziomie. Niczego nam nie brakuje.
Ja miałam robić karierę na uczelni, ale zaszłam w ciążę i plany się trochę zmieniły. Nie widziałam się już w pracy naukowej. Po roku bycia w domu z dzieckiem zaczęłam pracować w firmie marketingowej, potem była kolejna ciąża.
Moje małżeństwo jest jak każde inne
Czas upływał nam na dziecięcych chorobach, zakupach, uroczystościach rodzinnych, kłótniach o brak czasu dla związku i coraz częstszych pytaniach „czy ty mnie jeszcze kochasz?” (niby na żarty, a jednak chciałam się upewnić). On pracował coraz więcej, bo ja siedziałam z dziećmi. Starałam się pracować zdalnie tyle, ile mogłam. Pisałam teksty PR-owe, dostawałam różne zlecenia marketingowe ze swojej firmy. Nawet nie wiem, kiedy ten czas upłynął. Wróciłam do firmy. Dzieci stały się bardziej samodzielne, coraz mniej mnie potrzebowały, dobrze się uczą. Ale w związku powiało nudą. Wcześniej, gdy dziewczynki były małe i cały czas coś się działo, nie miałam czasu o tym myśleć. Widziałam, że to już nie to, nie ma takiego zainteresowania, namiętności. Ale przecież tak jest w związkach? Zawsze miałam poczucie, że nie mogę być tylko matką i zapomnieć o tym, że jestem kobietą, bo bym zwariowała. Ale nadal brakowało tego żaru, który był kiedyś między nami.
Czas upływał nam na dziecięcych chorobach, zakupach, uroczystościach rodzinnych, kłótniach o brak czasu dla związku i coraz częstszych pytaniach „czy ty mnie jeszcze kochasz?” (niby na żarty, a jednak chciałam się upewnić). On pracował coraz więcej, bo ja siedziałam z dziećmi. Starałam się pracować zdalnie tyle, ile mogłam. Pisałam teksty PR-owe, dostawałam różne zlecenia marketingowe ze swojej firmy. Nawet nie wiem, kiedy ten czas upłynął. Wróciłam do firmy. Dzieci stały się bardziej samodzielne, coraz mniej mnie potrzebowały, dobrze się uczą. Ale w związku powiało nudą. Wcześniej, gdy dziewczynki były małe i cały czas coś się działo, nie miałam czasu o tym myśleć. Widziałam, że to już nie to, nie ma takiego zainteresowania, namiętności. Ale przecież tak jest w związkach? Zawsze miałam poczucie, że nie mogę być tylko matką i zapomnieć o tym, że jestem kobietą, bo bym zwariowała. Ale nadal brakowało tego żaru, który był kiedyś między nami.
Nagle wszystko zaczęło mi w Nim przeszkadzać.
Po tylu latach w związku głównie zostaje przyzwyczajenie. Każdy dzień taki sam, seks bez fajerwerków, mało czasu dla siebie. Czułam się niespełniona. Patrzyłam na męża i nagle wszystko zaczęło mi w nim przeszkadzać, drażnić. To, jak chodzi, jak przeżuwa jedzenie, jak się śmieje, jak ubiera, jak chrapie. Rzeczywistość nas trochę zjadała. Ja mu zarzucałam, że za mało czasu spędza w domu ze mną i z dziećmi (chyba głównie ze mną). On, że go nie doceniam, a przecież pracuje na dom, z jego pensji głównie się utrzymujemy (nie do końca, bo ja też dobrze zarabiam) i wszystko to robi dla mnie i dziewczynek. Zaczęliśmy działać jak w automacie. Śniadanie, „miłego dnia” rzucone w progu drzwi, podwożenie dziewczyn do szkoły, czasami sms w ciągu dnia „spóźnię się”.
Po tylu latach w związku głównie zostaje przyzwyczajenie. Każdy dzień taki sam, seks bez fajerwerków, mało czasu dla siebie. Czułam się niespełniona. Patrzyłam na męża i nagle wszystko zaczęło mi w nim przeszkadzać, drażnić. To, jak chodzi, jak przeżuwa jedzenie, jak się śmieje, jak ubiera, jak chrapie. Rzeczywistość nas trochę zjadała. Ja mu zarzucałam, że za mało czasu spędza w domu ze mną i z dziećmi (chyba głównie ze mną). On, że go nie doceniam, a przecież pracuje na dom, z jego pensji głównie się utrzymujemy (nie do końca, bo ja też dobrze zarabiam) i wszystko to robi dla mnie i dziewczynek. Zaczęliśmy działać jak w automacie. Śniadanie, „miłego dnia” rzucone w progu drzwi, podwożenie dziewczyn do szkoły, czasami sms w ciągu dnia „spóźnię się”.
Może zainteresować Cię także: "Coraz częściej zauważasz innych facetów. Nie czujesz się z nim komfortowo". 9 sygnałów, że jesteś w złym związku
To był kolega z pracy
Z jednej strony to najłatwiejszy układ, a z drugiej najtrudniejszy. Powiedzmy, że ma na imię Mariusz. Zawsze był takim „bawidamkiem”: adorował, otwierał drzwi i przepuszczał w przejściu, uśmiechał się rozbrajająco i mówił „jakbyś kiedyś chciała zdradzić męża, to wiesz…”. Takie biurowe żarty. Takie rubaszne przekomarzanie się, ale ja zawsze miałam swoje zasady i nie wchodziłam z nim w głębsze dyskusje. Wiedziałam, że ma żonę, dzieci nie miał, był młodszy. Pewnego wieczoru zostaliśmy trochę dłużej w pracy, mieliśmy do skończenia projekt. Zazwyczaj nie zostawałam po godzinach, ale tym razem musiałam, bo klient był strategiczny dla firmy. Do dzieci przyjechała babcia. Bez szczegółów. Zdradziłam męża.
Z jednej strony to najłatwiejszy układ, a z drugiej najtrudniejszy. Powiedzmy, że ma na imię Mariusz. Zawsze był takim „bawidamkiem”: adorował, otwierał drzwi i przepuszczał w przejściu, uśmiechał się rozbrajająco i mówił „jakbyś kiedyś chciała zdradzić męża, to wiesz…”. Takie biurowe żarty. Takie rubaszne przekomarzanie się, ale ja zawsze miałam swoje zasady i nie wchodziłam z nim w głębsze dyskusje. Wiedziałam, że ma żonę, dzieci nie miał, był młodszy. Pewnego wieczoru zostaliśmy trochę dłużej w pracy, mieliśmy do skończenia projekt. Zazwyczaj nie zostawałam po godzinach, ale tym razem musiałam, bo klient był strategiczny dla firmy. Do dzieci przyjechała babcia. Bez szczegółów. Zdradziłam męża.
Wtedy czułam się naprawdę cudownie, to napięcie, ciarki na plecach, podniecenie. Wiedziałam, że robię źle, ale to jest taka adrenalina, że nie sposób tego zatrzymać.
Nie jestem z siebie dumna
Smsowaliśmy. Wpisałam go pod „Ela Kowalska”, żeby było zwyczajnie, bez podejrzeń. Mąż i tak długo pracował, więc nie zauważał moich późniejszych powrotów. Zdawałam sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Nie chciałam, żeby było. Ale to był taki stan zakochania, motyle w brzuchu, dreszcze na plecach. Za tym tęskniłam tyle lat. Poczułam się kobietą, atrakcyjną, o którą można zabiegać, adorować, która jest jeszcze pociągająca, pomimo swoich lat. Co za próżność, prawda?!
Smsowaliśmy. Wpisałam go pod „Ela Kowalska”, żeby było zwyczajnie, bez podejrzeń. Mąż i tak długo pracował, więc nie zauważał moich późniejszych powrotów. Zdawałam sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Nie chciałam, żeby było. Ale to był taki stan zakochania, motyle w brzuchu, dreszcze na plecach. Za tym tęskniłam tyle lat. Poczułam się kobietą, atrakcyjną, o którą można zabiegać, adorować, która jest jeszcze pociągająca, pomimo swoich lat. Co za próżność, prawda?!
Nie jestem z siebie dumna. Może to głupie, ale zdradziłam męża, bo mi go brakowało. To bez sensu powiesz, trzeba było o tym rozmawiać, ale my nic innego od kilku lat nie robiliśmy!
Czy mam wyrzuty sumienia?
Mam i będę miała. „Co ja robię?” - myślałam. Ale to zawsze da się jakoś wytłumaczyć. „Mąż nie ma dla mnie czasu”, „Skąd mam pewność, że on mnie też nie zdradza?”. I właśnie, gdy pomyślałam o tym, że być może mój mąż też źle czuje się w tym związku i zrobił to, co ja, przyszło opamiętanie. Mój „romans” trwał dwa tygodnie, kilka spotkań. Na szczęście Mariusz nie miał problemu, żeby to przerwać, chyba dlatego myśląc o romansie wybieramy żonatych. Na początku w pracy było trochę niezręcznie, ale on nadal pełnił swoją rolę „biurowego Casanovy”.
Mam i będę miała. „Co ja robię?” - myślałam. Ale to zawsze da się jakoś wytłumaczyć. „Mąż nie ma dla mnie czasu”, „Skąd mam pewność, że on mnie też nie zdradza?”. I właśnie, gdy pomyślałam o tym, że być może mój mąż też źle czuje się w tym związku i zrobił to, co ja, przyszło opamiętanie. Mój „romans” trwał dwa tygodnie, kilka spotkań. Na szczęście Mariusz nie miał problemu, żeby to przerwać, chyba dlatego myśląc o romansie wybieramy żonatych. Na początku w pracy było trochę niezręcznie, ale on nadal pełnił swoją rolę „biurowego Casanovy”.
Kobiety nie są święte, chociaż lubimy za takie uchodzić. Gdy zwierzyłam się bliskiej koleżance okazało się, że nie jestem odosobnionym przypadkiem. Jej też się zdarzyło i jej sąsiadce i koleżance koleżanki. Jedne się rozwiodły z mężami, inne szybko kończyły swoje romanse, inne co jakiś czas „szukają wrażeń”. Wszystkie po czterdziestce. Kryzys?
Najdziwniejsze jest to, że moja relacja z mężem się poprawiła. Seks jest częściej, częściej też wychodzimy razem. Dziewczyny zostają same, a my idziemy do kina. Nie wiem, czy to moje podejście się zmieniło. Nie mówię o zdradzie, jak o lekarstwie na problemy w związku, bo muszę teraz żyć z tym, co zrobiłam. To dla mnie trudne, bo kocham męża. To było chwilowe zapomnienie. Nie mam już na to ochoty. Nie, nie powiem mu. Z wielu powodów.
Chcę raczej powiedzieć, że zanim pomyślimy o zdradzie trzeba się zastanowić, co mnie do tej zdrady popycha, czego mi brakuje i zacząć to naprawiać w swoim związku. Nie na zewnątrz.
Ale nie wierzę, że istnieje na świecie choćby jedna mężatka, która nigdy nie pomyślała o innym facecie w kontekście seksualnym. O facetach już nie wspomnę.