Nikt nie jest perfekcyjny. Praca, dzieci, dom, chwila czasu dla siebie – to wszystko naprawdę ciężko jest pogodzić. I biorąc pod uwagę, że doba ma jedynie 24 godziny, a nasze siły granice wytrzymałości, z czegoś zrezygnować trzeba. Najczęściej pada na sprzątanie, bo ważniejszy jest czas spędzony z dziećmi, z mężem, obowiązki zawodowe. W związku z tym powstało nawet sporo powiedzonek i memów internetowych: „Dobre mamy mają klejące podłogi, brudne domy i szczęśliwe dzieci”, „Prawdziwa mama ma brudną podłogę, pełen zlew i szczęśliwe dziecko” – zwykliśmy mawiać. Tak jakby to klejąca podłoga dawała dziecku szczęście.
Ewelina zawsze lubiła porządek. Bałagan, warstwa kurzu i brudne naczynia w zlewie sprawiały, że nie mogła się skoncentrować, źle się czuła. Nic dziwnego więc, że u niej w domu zawsze było idealnie czysto. Doskonale wiedziała, że koleżanki z podziwem oglądają jej mieszkanie, bo kiedy by się do niego nie weszło, było tam naprawdę czysto. Nie chodziło o to, by komuś zaimponować, to był po prostu jej styl. Jak udawało jej się utrzymać czystość, kiedy na świecie pojawiły się dzieci? Nie, wbrew wyobrażeniu innych, nie miała w zwyczaju szorować domowych zakamarków szczoteczką do zębów do trzeciej nad ranem.
Nonszalanckie podejście jej znajomych do kwestii czystości w domu doprowadzało ją do szału. „Wolę spędzić czas z dziećmi, niż szorować podłogę!”, „Mam tyle obowiązków, jak miałabym przy tym nie mieć wiecznie wypełnionego kosza z brudnymi rzeczami do prania?”, „Polerowanie podłogi? Bez żartów, wolę spędzić czas z rodziną!” – zwykły mawiać jej koleżanki. Tak jakby to brudna, śmierdząca podłoga była sekretem rodzinnego szczęścia.
U Eweliny w domu wszystko było kwestią organizacji. Używasz czegoś – potem odłóż to na miejsce. Pijesz kawę – wstaw filiżankę do zmywarki. Widzisz pierwsze pyłki kurzu na regale – weź do ręki ściereczkę i przetrzyj, to zajmuje kilka sekund. Dzieci od samego początku były uczone, że po skończonej zabawie zabawki wracają na swoje miejsce. Raz w tygodniu odbywało się generalne sprzątanie, w którym uczestniczyła cała rodzina.
Nigdy też nie myślała o domowych obowiązkach jak o swoich. „Ja mam pranie”, „Mamy mają brudne podłogi i szczęśliwe dzieci” – a gdzie tatusiowie? A gdzie dzieci? W jej domu każdy sprzątał po sobie, przy większych porządkach dzielili się obowiązkami. On mył podłogi, ona w tym czasie sprzątała kuchnię. Każdego dnia ktoś inny odkurzał mieszkanie, dzieci były na tyle duże, że też mogły to robić. I świetnie sobie radziły.
Ewelinę bolała łatka matki perfekcjonistki, która przedkłada idealnie wysprzątany dom nad rodzinne szczęście. Porządek nigdy nie był dla niej najważniejszy, był po prostu naturalnym stanem rzeczy. Czy ich rodzinne turnieje gier planszowych nie były ważnym elementem ich życia bo odbywały się w wysprzątanym, pachnącym świeżością salonie? Czy wspólne seanse kina domowego nie były udaną rodzinną rozrywką tylko dlatego, że zasiadali do nich na porządnie odkurzonym dywanie? Podejrzewała, że któregoś dnia już dłużej nie wytrzyma. I na „zabawną” uwagę o brudnych domach, lepiących się podłogach i szczęśliwych dzieciach w końcu odpowie: „wreszcie się ogarnijcie i przestańcie być brudasami!”