Pojawienie się dziecka na świecie to wielkie szczęście dla rodziców. Czasem jednak okazuje się, że poza szczęściem pojawia się również przytłoczenie obowiązkami, frustracja i wielkie zniechęcenie. Problemy i chwile załamania miewa każdy rodzic. Ale nie każdemu udaje się je przezwyciężyć.
Staracie się już?
„To kiedy dzidziuś?”, „Ale staracie się już?”, „Życzę wam, żeby jak najszybciej bocian was odwiedził” – im bliżej trzydziestki, tym częściej osoby w stałych związkach słyszą podobne pytania, uwagi, życzenia. I bardzo często starają się, nawet z dobrym skutkiem. Potem niekiedy okazuje się, że rodzicielstwo ich przerasta. Ale wtedy jest już za późno.
Klaudia i Arek mieli wszystko
Niezłe prace, za sobą piękne i huczne wesele, dom jednorodzinny. Oczywiście na kredyt, ale nie tak duży, rodzice pomogli im zgromadzić wkład własny. Czy czegoś im brakowało? Coraz częściej słyszeli pytania o to, kiedy planują dzidziusia. I zaczęli poważnie o tym myśleć. Przecież radzili sobie w życiu świetnie. Wielu ich znajomych wciąż mieszkało w wynajętych pokojach, miotało się od związku do związku, pracowało na umowach śmieciowych. Oni oboje mieli stabilną sytuację zawodową, ułożone życie osobiste, a zatem – dlaczego nie? I zaczęli się starać o dziecko. Mieli szczęście – już kilka miesięcy później Klaudia zobaczyła na teście ciążowym dwie kreski. W ich domu zapanowała radość.
Oczekiwanie na synka bardzo ich cieszyło
Także pierwsze dni po porodzie były dla nich niezwykłe. Jednak sytuacja szybko się zmieniła. Klaudia doskonale wiedziała, że opieka nad dzieckiem to trudne zadanie, jednak nie spodziewała się, że aż tak. Karmienie na żądanie? Przecież w praktyce to oznacza non stop. Żłobek? Synek bez przerwy był chory i musiała brać zwolnienie. Wyjście całą rodziną z domu na zakupy, do restauracji? Wszystko kręciło się wokół płaczącego malucha.
A Klaudia chciała wrócić do pracy, spotykać się z koleżankami, pobyć z mężem sam na sam. Brzmi egoistycznie? Doskonale wiedziała, że tak. Ale przecież ona i Arek też są ważni, nie wiedziała, jak ułożyć życie rodzinne, by wszystko nie kręciło się wokół dziecka. To nie jest tak, że nie kochała dziecka. Uwielbiała synka, uważała go za najsłodszą istotkę na świecie. Ale nie umiała cierpliwie znosić płaczu, pierwszych buntów, radzić sobie z dziecięcymi problemami.
Jaką była matką?
Przed samą sobą otwarcie się przyznawała: złą. Prowadziła dziecko do żłobka także wtedy, kiedy zaczynała się choroba. Kiedy tylko mogła, oddawała synka dziadkom. Wieczorami chętnie puszczała mu bajeczki na tablecie, bo to dawało jej święty spokój. Czy miała wyrzuty sumienia? Ogromne. Obiecywała sobie, że się zmieni, że w końcu zadba o synka. Ale to nigdy się jej nie udawało.
Macierzyństwo odłożone na później
Monika w ogóle nie myślała o macierzyństwie, była na to stanowczo za młoda. Miała dopiero 22 lata kiedy usłyszała diagnozę, która brzmiała dla niej jak wyrok: jest pani w ciąży. Co teraz? Jej chłopak, delikatnie mówiąc, nie był zachwycony tą wiadomością. A mówiąc precyzyjniej: rzucił ją. Ona nie chciała przerywać studiów. Mieszkała w akademiku, to, co zarabiała jako kelnerka w kawiarni i stypendium ledwo wystarczało jej na utrzymanie. Jak sobie poradzi, gdy pojawi się dziecko? Z pomocą przyszli jej rodzice.
Monika urodziła córeczkę na początku lipca. Żartowała, że zdecydowała się na taki termin, by wcześniej mogła zaliczyć sesję na uczelni. Oczywiście zdała wszystkie egzaminy, była ambitna i pracowita. Całe wakacje spędziła u rodziców zajmując się córeczką. A w październiku opuściła rodzinne strony i wróciła na studia.
Rzadko odwiedzała córeczkę, bo była oddalona od miejscowości rodziców o 300 kilometrów. Tłumaczyła, że jak skończy studia, znajdzie pracę, weźmie małą do siebie. Czas leciał, Monika obroniła pracę magisterską, nie musiała szukać pracy, bo już ją miała. Na ostatnim roku studiów znalazła zatrudnienie w korporacji. Polubiła nowe zajęcie, po okresie próbnym dostała małą podwyżkę, kilka miesięcy później awansowała. Część pensji zawsze przelewała rodzicom, dla małej. Oni jednak zaczęli dopytywać, kiedy Monika zamierza zająć się dzieckiem – mała miała już prawie cztery lata. Bardzo kochali wnuczkę ale byli zdania, że powinna być z mamą.
Monika nie wyobrażała sobie, jak miałaby się teraz zająć córeczką. Fakt, skończyła studia, zarabiała. Ale przecież mieszkała w kawalerce, jak pomieści się w niej z dzieckiem? I w końcu chciałaby poznać kogoś i ułożyć sobie życie. A jak ma to zrobić, jeśli po pracy będzie opiekować się córką? Czasem miała ogromne wyrzuty sumienia, obiecywała sobie, że częściej będzie odwiedzać dziewczynkę. A potem rzucała się w wir pracy i o obietnicy zapominała.
Tłumaczyła i sobie i rodzicom, że to co robi, jest dla dobra jej małej. Jaką dałaby jej przyszłość, gdyby nie skończyła studiów, nie znalazła dobrej pracy? Jednak rodzice coraz bardziej naciskali, w końcu udało im się ją przekonać. Piąte urodziny córeczka miała spędzić u Moniki i już z nią zostać. Monika postanowiła wyprawić jej najpiękniejsze urodziny. A jak poradzi sobie dalej, z dzieckiem? Nie wiedziała, tym była przerażona.