Czasem wystarczy niewiele, by wzbudzić w nas zazdrość – zbyt długie spoglądanie na inną kobietę, głupia uwaga lub komplement zaadresowany do innej. Momenty, w których zapala się na chwilę czerwona lampka. Czasem odganiamy te myśli od siebie, innym razem drążymy temat. A jeśli w związku nic nie zwiastuje zdrady? Może lepiej dmuchać na zimne?
Kodeks Karny
Artykuł 267 mówi „Kto bez uprawnienia uzyskuje dostęp do informacji dla niego nieprzeznaczonej, otwierając zamknięte pismo, podłączając się do sieci telekomunikacyjnej lub przełamując albo omijając elektroniczne, magnetyczne, informatyczne lub inne szczególne jej zabezpieczenie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.” W związku wolno nam więcej? Czy będąc z drugim człowiekiem możemy bezceremonialnie ingerować w jego prywatność?
Anna głupia nie jest
Anna jest perfekcjonistką, lubi trzymać rękę na pulsie i wszystko kontrolować. Kontroluje więc męża, ot tak, po prostu, bo ten ani nigdy jej nie zdradził, ani w żaden inny sposób nie zburzył jej zaufania. „Na bieżąco wiem co robi, z kim i o czym rozmawia. Dzięki temu mogę w porę odpowiednio i subtelnie zareagować” – tłumaczy.
Systematycznie (czyli kilka razy dziennie, a jakże!) przegląda jego telefon, skrupulatnie czyta smsy, sprawdza połączenia przychodzące i wychodzące. Robi to – jak mówi – mimochodem, ale faktycznie nie w obecności partnera. Anna głupia nie jest – billingi też sprawdza – kto wie, czy przypadkiem Wojtek zapobiegawczo nie usunął jakiegoś połączenia?
„Znam także wszystkie hasła do jego kont bankowych, poczty i portali społecznościowych. Nie podał mi ich, ale nie jest specjalnie ostrożny – wszędzie wpisuje to samo. Uważam, że w związku nie powinno się mieć przed sobą żadnym tajemnic.” Co innego tajemnice, co innego nieustanna inwigilacja – myślę. „Wojtek nie wie, że regularnie go sprawdzam. Dopóki nie zrobi nic złego nie dowie się.”
Mówi, że nie ma podstaw, by mu nie ufać i zaklina się na wszystkie świętości, że kocha go na zabój. Więc może ta miłość doprowadza ją do takiej paranoi? Gdzie kończy się niewinna zazdrość, a zaczyna destrukcyjna podejrzliwość i obłęd?
Baśka się nie szczypie
„W poprzednim związku byłam zdradzana. Chyba przez długi czas oszukiwałam się, że nic nie widzę. Tyle miesięcy żyłam w kłamstwie, a wystarczyło sprawdzić jego telefon i wiadomości na komunikatorze” – opowiada 35-letnia Basia, rozwódka, od 3 lat związana z Adamem.
Przez to, co przeszła z mężem nie ufa już mężczyznom, więc obecnego partnera sprawdza na wszelkie sposoby – „Robię to trochę za jego plecami. On nawet nie zdaje sobie sprawy, że zapraszając na kolację jego znajomych z pracy nie mam ochoty na miły wieczór, a jedynie chcę znaleźć sobie sprzymierzeńców, którzy w razie czego doniosą mi o zdradzie.”
Telefony, maile i rachunki to dla niej za mało, korzysta więc sporadycznie z pomocy koleżanek. „Proszę, by wysłały do niego jakaś miłą wiadomość lub zaproponowały spotkanie. On mi o tych wiadomościach nie mówi, co już wzbudza moje zaniepokojenie.” I jak sama mówi – jest pewna, że któregoś dnia ją zdradzi. Przecież wszyscy faceci są tacy sami.
Prywatność i intymność
Czy zakładając, że ktoś postąpi wobec nas nie fair i nieustannie go kontrolując jesteśmy w stanie zbudować normalny związek? Czy zaufanie nie jest jego podstawowym budulcem? Gdzie kończy się „dbanie o własny ogródek”, a zaczyna psychoza?