Dziś żałuję, że nie powiedziałam ci o adopcji, gdy byłaś mała. Może wszystko potoczyłoby się inaczej
List do redakcji
25 listopada 2015, 14:48·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 listopada 2015, 14:48
Jeszcze do niedawna myślałam, że wychowuje się w rodzinie, w której nie ma tajemnic i niedomówień. Moja mama jest nauczycielką, a tata pediatrą. Można by śmiało powiedzieć: całkowicie normalna rodzina. Nigdy niczego mi nie brakowało. Choć pieniędzy za dużo nie było, każdego roku jeździłam na kolonię i miałam to, czego akurat potrzebowałam. O żadnej patologii nie było mowy.
Reklama.
Z czasem, przestałam dogadywać się z rodzicami. Widziałam, że się starają do mnie dotrzeć, ale ja byłam w samym środku nastoletniego buntu. Miałam 15 lat, uciekałam z domu, zażywałam narkotyki...nic, czym chciałabym się chwalić. I nagle przyszedł ten dzień. Dzień, w którym zmieniło się całe moje życie. Dzień, w którym dowiedziałam się, że jestem adoptowana.
Sobotni, październikowy wieczór kilka lat temu
Imieniny siostry mojego ojca. Poszłam tam nie dlatego, że uwielbiałam swoją ciotkę, ale dlatego, że uwielbiałam dostawać od niej pieniądze. A że dostawałam zawsze, nie pomyślałam nawet, że tym razem będzie inaczej. Ale było. „Sprawiasz same problemy, twoi rodzice płaczą po nocach” - wykrzykiwała ciotka przy rodzinnym stole. Ja nie pozostawałam dłużna. Potrafiłam „odszczeknąć” i nie miałam żadnych oporów. Co dokładnie powiedziałam? Nie pamiętam, byłam trochę na haju. Pamiętam za to doskonale słowa ciotki: „Mogli cię nie brać”.
Cisza, która potem zapanowała trwała chyba całą wieczność Przerwał ją mój krzyk. „O czym ona mówi?”, „Jestem adoptowana?” - wykrzykiwałam. Moi rodzice chyba nie mieli innego wyjścia, musieli potwierdzić słowa ciotki. Co było potem? Uciekłam. Wróciłam po 2 dniach, bo nie miałam już pieniędzy. Mój dom nie był jednak już moim domem. Mama i tata nie byli już mamą i tatą. Mój pokój nie był już moim pokojem. Jedna wiadomość sprawiła, że wszystko stało się obce.
Co było potem, pamiętam jak przez mgłę. Wizyty u psychologa, ciągłe prośby mamy, abyśmy spokojnie porozmawiali...nic do mnie nie docierało. Czułam się oszukana i chciałam jedynie poznać swoich biologicznych rodziców. Postanowiłam, że zrobię wszystko, aby tak się stało.
Trafiłam do domu dziecka, gdy miałam 7 miesięcy
Od moich biologicznych rodziców zabrali mnie, bo jedyne pieniądze, które zarabiali, wydawali na alkohol. Po trwających wiele lat ciągach alkoholowych, po latach spędzanych w ośrodkach, stanęli na nogi. Miałam wtedy 8 lat i już od wielu lat miałam nową rodzinę. Innej, tej biologicznej, nie pamiętam.
-Czy moi biologiczni rodzice nie chcieli mnie odzyskać? - zapytałam mamy, gdy już emocję opadły, a ja powoli zaczęłam doceniać to, co zrobili dla mnie rodzice, których znam. - Chcieli. Miałaś wtedy 9 lat. Wszyscy jednak zdecydowaliśmy, że nie będziemy burzyć świata, który znasz. Dziś żałuje, że nie powiedziałam ci o adopcji, gdy byłaś mała. Może wszystko potoczyłoby się inaczej – odpowiedziała.
Z czasem, po wielu miesiącach złości, smutku, pretensji, zaczęliśmy znowu się jakoś dogadywać. Słowo „jakoś” jest tu bowiem kluczowe. Teraz już wiem, że nigdy nie będzie między nami tak, jak kiedyś.
Dziś mam 21 lat. W dniu moich 18 urodzin poznałam swoich biologicznych rodziców
To była wyłącznie moja decyzja. Wiedziałam, gdzie mieszkają. Wiedziałam też, że przez te wszystkie lata czekali na to spotkanie.
Jak było? Miło. To głupie, ale tak właśnie było. Mam oczy po mamie, a nos chyba po tacie. Śmieje się jak on i podobnie wymawiamy „r”. Tak, to geny. Po wielu wspólnie przepłakanych nocach, po dniach pełnych uścisków, dziś już wiem, że nie jesteśmy sobie obcy. Dziś, dobrze się już znamy. Dziś, trochę nadal boję się tego słowa, ale chyba...kochamy się. Dziś, mieszkamy razem. Jesteście zdziwieni? Niepotrzebnie. Tylko w ten sposób, mogę ich dobrze poznać. Nie będę też ukrywać, że w ich domu jest mi lepiej.
Dlaczego? Bo są tacy jak ja. To samo poczucie humoru, podobne zainteresowania. Wiem, że to nie oni mnie wychowali. Wiem, że to nie oni podarowali mi prawdziwy dom. I wiem też, że to nie dzięki nim jestem dziś taka, jaka jestem. Ale wiem też, że mnie kochają, że robią wszystko, aby naprawić swój błąd i odzyskać stracony czas.
Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła wybaczyć rodzicom, że nie powiedzieli mi o adopcji. Może byłoby lepiej? Prościej. Między nami nigdy już chyba nie będzie tak, jak kiedyś. Nie potrafię się przełamać. Czasem patrzę na nich i widzę zupełnie obcych ludzi. Tata nie jest już tym wiecznie uśmiechniętym tatą. Mama już nie śmieje się jak kiedyś. To moja wina?
Ostatnie święta spędziłam z moimi biologicznymi rodzicami. Nie dziwcie się, proszę. Chcę ich poznać, odzyskać. Kiedyś popełnili błąd i dokonali złych wyborów. Ale czy nadal muszą za to płacić? Ja chcę dać im szansę. Chcę, żebyśmy spróbowali.
Nie wiem, czy możliwe jest, abyśmy wszyscy byli szczęśliwi, abyśmy kiedyś wszyscy usiedli przy jednym stole. Chciałabym, ale nie wiem, jak mam to zrobić.
Dziś, chcę myśleć o sobie. Dziś, chcę być z mamą, dzięki której przyszłam na świat. Mam do tego prawo. To moja mama.