Moja znajoma ma trójkę dzieci i twarde domowe zasady. Jedną z nich jest reguła, że telewizor włączają jedynie dorośli i to na określone programy (wybrane wspólnie wcześniej), a najmłodszym dzieciom (5 i 7 lat) nie wolno oglądać reklam. Choć rodzice nie są tak samo konsekwentni w egzekwowaniu tej zasady (tata częściej „odpuszcza”), ich pociechy rzeczywiście nie powtarzają sloganów z reklamowych spotów (co najwyżej „przynoszą” je z przedszkola, w wersji trudnej do rozpoznania), a wielu „znanych” produktów po prostu nie kojarzą.
Ten ostatni fakt wywołuje zdziwienie wśród ich szkolno - przedszkolnych kolegów i koleżanek. Przecież moda na to, co markowe i „zareklamowane w telewizji” opanowała już uczniów podstawówek i szturmem wdziera się w beztroskie dotąd życie najmłodszych.
Zaczyna się „klasycznie”
W przedszkolu zjawia się jedno, dwoje dzieci z podobizną ulubionej postaci z bajki, która jest aktualnie popularna. Maluch wraca do domu i prosi: „Mamo, ja też chcę”. Kto nie ulegnie? Przecież to tylko koszulka...
Zwróciliście pewnie uwagę, że każdej disneyowskiej produkcji towarzyszy powiązana z nią ogromna akcja marketingowa. Dzieciom, które pokochają „Krainę Lodu” oferuje się bluzeczki, kubki, piórniki, plecaki, przybory szkolne, żelki (!), gumki do włosów i setki innych produktów ozdobionych wizerunkami bohaterów z tego filmu. Coraz częściej wystarczy, że jeden grupowy maluch pojawi się w szatni z takim „gadżetem”.
I co? A no wzbudza sensację i rozbudza apetyty całej grupy. Trzeba być mądrym rodzicem, by przystępnie wytłumaczyć tak małym pociechom, że posiadanie tych (zazwyczaj drogich, a wcale nie dobrej jakości) produktów nie stanowi o ich (dzieci) wartości, że to tylko chwilowa „zachcianka” spowodowana niewiele znaczącą i przemijającą modą...
Czy przedszkolak jest w stanie to zrozumieć? On przecież tylko chce mieć to, co inni, choć już powoli zaczyna kojarzyć popularne nazwy i rozumieć, że „jak się to ma” to jest się „dostrzeżonym”, ciekawym dla innych.
Co na to psycholodzy?
Biją na alarm, przestrzegając nas przed ryzykiem, jakie niesie ze sobą częste uleganie naszym maluchom w takich sytuacjach, zamiast przeprowadzenia z nimi mądrej, „uświadamiającej” rozmowy. Dzieciom grozi między innymi dorastanie w świadomości, że ich miejsce w społeczeństwie zależy od tego, czy mają to, co inni. Ich dzieciństwo skończy się szybciej, możliwe też, że nawiążą mniej bezinteresownych przyjaźni. Zdaniem psychologów, markowe ubranka czy drogie, modne gadżety dla tak małych dzieci powinny być prezentem wyjątkowym, jednostkowym.
Wśród starszych dzieci i młodzieży problem jest znacznie poważniejszy
Presja grupy jest o wiele silniejsza i strach przed odrzuceniem dużo bardziej „realny”. To, co masz na sobie jest szalenie ważne, a często wręcz stanowi o tym, czy jesteś akceptowany, czy nie. W niektórych środowiskach brak markowych butów czy ciuchów lub „wypasionego” telefonu skutkuje nawet ostracyzmem. Rodzice, nie chcąc by dziecko czuło się „inne”, zaciskają zęby i kupują najmodniejszy sprzęt lub popularne (aktualnie) w klasie buty sportowe. To naturalne, że są gotowi na wszystko, by dzieci były szczęśliwe. I wiem, że robią to w „dobrej wierze”, ale czy na pewno z dobrym skutkiem „na dłuższą metę”?
No bo w końcu jakie mają być te nasze dzieci? Nie możemy wymagać od nich by nie były konformistami, jeśli kupujemy im markowe ubrania by „nie odstawały” od grupy i miały „święty spokój”... Badania pokazują, że coraz większa liczba dzieci (48%) w wieku 11- 14 lat przy wyborze ubrań kieruje się marką, a nie - wygodą, jakością i osobistymi preferencjami. Ponad 30% ankietowanych dzieci z tego przedziału wiekowego nie potrafi odpowiedzieć na pytanie „Dlaczego wybrałeś właśnie ten produkt?” inaczej niż uzasadniając to znanym logo. O czym to świadczy? Młodzież traci zmysł krytyczny, nie wybiera tego, co podoba jej się naprawdę, tylko to, co popularne. Inaczej mówiąc rośnie wyznając zasadę: ”Lubię to, co lubią inni”. Oryginalność, próba wyróżnienia się z tłumu przestaje być cenioną zaletą.
My, rodzice stajemy dziś przed sporym wyzwaniem
Jak wychować nasze dzieci, by nie ulegały łatwo modzie i presji otoczenia? Czy wzorem mojej znajomej ograniczać od małego kontakt z reklamą, coraz częściej wykorzystującą „chwyty poniżej pasa” by omamić małego odbiorcę? Czy może po prostu być obecnym, rozmawiać i tłumaczyć, a przede wszystkim samemu stanowić przykład rozsądnego korzystania z tego bogactwa produktów? Warto o tym pomyśleć już teraz.