"Rekolekcje grozy" i "Rekolekcje jak egzorcyzmy" – tymi słowami media donosiły o sytuacji, która spotkała gimnazjalistów i licealistów w Gryficach. Brzmiało to trochę, jak tania sensacja, która może stanowić dodatkowy argument w walce o wycofanie lekcji religii ze szkół.
Kościół sam pod sobą dołki kopie?
Tak pomyślałam, kiedy przeczytałam o rekolekcjach w Gryficach i zaczęłam na ten temat rozmawiać z pewnym mądrym księdzem. Wspólnie się zastanawialiśmy, czy to medialna nagonka na tę parafię, a może personalne rozgrywki? Abstrahując od tego, ksiądz wyjaśnił mi, na czym polegała modlitwa, która stała się przyczyną pojawienia się informacji w mediach. Była modlitwą o łaskę Ducha Świętego i doświadczenie jego działania. Wśród grup charyzmatycznych w Kościele zdarza się , że towarzyszą temu znaki — upadek (tzw. spoczynek w Duchu Świętym), melodyjna modlitwa, a czasem pełen współczucia płacz albo radosny śmiech. I właśnie owe omdlenia i dziwne zachowania miały przerazić uczniów i samych nauczycieli, a może i rodziców.
Być może w tym przypadku zabrakło zwykłej rozmowy, wyjaśnienia dzieciom na czym modlitwa polega, przygotowania na to, co może się zdarzyć. Chcąc wyjaśnić tę sprawę próbowałam skontaktować się z proboszczem parafii – niestety nie chciał rozmawiać. Brak dialogu w tym momencie jest dla mnie największym zaniedbaniem, przecież powinniśmy rozmawiać, wyjaśniać sobie wątpliwości, to daje możliwość porozumienia i rozwoju. No, ale ja z tych naiwnych.
Burzliwe Polaków rozmowy
Dyskusja nad słusznością bądź jej brakiem lekcji religii w szkołach wraca od czasu do czasu jak bumerang. Prawda jest jednak taka, że pomimo podnoszonych głosów, od wielu lat w tym temacie praktycznie nic się nie zmienia. Obecnie za sprawą akcji „Świecka Szkoła” ponownie rozgorzały dyskusje pełne emocji. Inicjatorzy akcji zbierają bowiem podpisy pod zmianą ustawy o systemie oświaty, której nowelizacja zakładałby finansowanie lekcji religii z budżetu Kościoła, a nie jak to jest obecnie z budżetu państwa.
Artykuł 12 ustawy po zmianie miałby brzmieć:
Akcja „Świeckiej Szkoły” trwa zaledwie od kilku dniu, a na Facebooku już zebrała około 50 tysięcy fanów. Toczą się tam dyskusje na różnych poziomach, przytaczane są bardziej lub mnie racjonalne argumenty. Słowem, ilu Polaków, tyle opinii.
Ja jestem z pokolenia, które w szkole podstawowej na lekcje religii chodziło na salki katechetyczne. Do dzisiaj miło to wspominam, wspólne wyprawy na zajęcia, śpiewanie ze scholą, zabawy w chowanego podczas powrotu do domu. Kiedy religia trafiła do szkół, żałowałam, że nie będzie odbywać się przy parafii. Straciła na swojej atrakcyjności i stała się zwyczajnym szkolnym obowiązkiem. Miałam jednak szczęście do katechetów. Najpierw fantastyczna siostra zakonna, z którą można było porozmawiać o duchach, a później ksiądz, za którym szła młodzież, z którym można było dyskutować na wiele tematów.
Jak powszechnie wiadomo, obecnie religia w szkołach nie jest obowiązkowa, odbywa się na życzenie rodziców. Dzieci, które na religię nie uczęszczają mogą, chodzić na lekcje etyki lub przeczekać godzinę na szkolnym korytarzu czy świetlicy. Problemem jednak bywa fakt, że lekcje etyki odbywają się w godzinach, które nie sprzyjają obecności na nich uczniów, nie współgrają z ich planem i wymagają spędzenia dodatkowego czasu w szkole. Lekcje religii umieszczane są najczęściej (jeśli nie zawsze, ale nie sposób sprawdzić wszystkie szkoły) w planie między zwykłymi lekcjami.
Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Nietrudno zgadnąć śledząc chociażby internetowe wpisy, w których dużo jest opinii, że lekcje religii nierzadko służą do odrabiania zadań domowych z innych przedmiotów, że panuje na nich chaos, a katecheta powtarza to samo od kilku lat. Na korzyść lekcji religii nie przemawiają także medialne doniesienia – jak chociażby te z Gryfic.
Cóż, podobne historie niestety można by mnożyć.
I być może przykład z Gryfic nie był wcale drastycznym w porównaniu z tym, co się wydarzyło w pewnym gimnazjum. Historię opowiedziała mi jedna z nauczycielek. Rekolekcje prowadził ksiądz, który na co dzień przebywa na misji w Rosji. – Na pierwszych zajęciach ksiądz pokazywał dzieciom slajdy z Rosji. Opowiadał, ile jest tam śniegu, że dzieci mają do kościoła po 30 a nawet 40 kilometrów i nagle zaatakował młodzież słowami: A wy co robicie? Was bym postawił pod ścianą i rozstrzelał, tylko wiara mi nie pozwala. Ów ksiądz od razu trafił do gabinetu dyrekcji szkoły, gdzie otrzymał reprymendę. Skutkiem jego słów było to, że na drugi dzień przyszła jedynie 1/3 uczniów, a rekolekcjonista przez całe zajęcia grał na gitarze i śpiewał.
Sama byłam świadkiem sytuacji, kiedy syn znajomej, który przygotowywał się do przyjęcia pierwszej komunii odwlekając wyniesienie śmieci, kiedy usłyszał od babci: - Piotrek, ale ty jesteś leniwy, rozpłakał się mówiąc: - To znaczy, że pójdę do piekła, bo lenistwo to jeden z siedmiu grzechów głównych?
Oczywiście dużą niesprawiedliwością byłoby generalizowanie i mierzenie jedną miarą wszystkich katechetów. Przeczytałam wypowiedź nastolatka, który pisał o tym, że w gimnazjum na lekcjach religii miał sprawdziany z wiedzy o islamie i buddyzmie. Z pewnością jest tylu złych katechetów, co złych matematyków czy biologów i tylu samo bardzo dobrych, z powołaniem pedagogicznym.
Prawo do ateizmu
Jednak dyskusje nie toczą się, czy dzieci powinny uczyć się matematyki lub biologii, rozmawia się ewentualnie o metodach i podstawach programowych. Religia jest osobnym tematem. Dzieje się tak z pewnością, gdyż przede wszystkim uczestnictwo w niej jest dobrowolne, a jednak ocena z tego przedmiotu wlicza się do ogólnej średniej ucznia. Głos zaczęli zabierać rodzice, którzy nie wierzą i nie wyrażają zgody na uczestnictwo ich dzieci w lekcjach religii.
– Być może i pozwoliłabym chodzić moim dzieciom na religię, aby zdobyły wiedzę na temat chrześcijaństwa, ale słysząc i wiedząc jak te lekcje się odbywają, jakie metody przymusu stosują katecheci, nie chcę żeby były obiektem takich praktyk.
Ateiści w szkołach są mniejszością, zdarza się, że szkolnej codzienności zupełnie nie braną pod uwagę. Tak zadziało się w szkole podstawowej, do której uczęszczały córki Tomka i Anny. Rodzice dziewczynek są osobami niewierzącymi, a szkoła ich dzieci nosi nazwę Jana Pawła II. I pewnie nie byłoby w tym nic budzącego emocji, gdyby nie fakt, że w dniu święta patrona szkoły odbywała się msza święta. Niestety w tym czasie świetlica była zamknięta, a dzieciom nie została zapewniona opieka. Ponadto w trakcie zajęć lekcyjnych szkoła chciała zorganizować bal świętych mający charakter religijny, na który każdy z uczniów miał się przebrać za swojego ulubionego świętego. Dziewczynkom, jak i innym dzieciom nie uczęszczającym na lekcje religii pozostało spędzenie tego czasu na świetlicy lub uczestniczenie w balu narażając się na różne na nieprzyjemne komentarze.
Tomek wraz z żoną zwrócili się do dyrekcji szkoły z prośbą o podjęcie rozmów w tym temacie, pytając dlaczego lekcje religii nie mogą odbywać się jako pierwsze lub ostatnie, aby uczniowie, którzy w nich nie uczestniczą, nie musieli mieć tak zwanych „okienek”. Rodzice apelowali, by pamiętać o dzieciach, które w zajęciach jak i w wydarzeniach religijnych nie uczestniczą, gdyż odnieśli wrażenie, że są one traktowane tak, jakby nie istniały. Szkoła zaprosiła rodziców na rozmowę. Dyrekcja wykazała się zrozumieniem i wypracowano wspólny kompromis satysfakcjonujący w tym wypadku obie strony. Jednak czy do takiego podjęcia rozmów zawsze dochodzi?
Miliard na religię
Jednym z inicjatorów „Świeckiej Szkoły” jest Leszek Jażdżewski, redaktor naczelny pisma Liberte, zwolennik wycofania religii ze szkół w ogóle. Jak sam mówi, zdaje sobie sprawę, że w związku z konkordatem, jaki podpisała Polska, byłoby to trudne. Zdecydowanie łatwiej jest dyskutować o finansowaniu tych zajęć, na które rocznie budżet państwa przeznacza 1,2 miliarda złotych.
Obecnie katecheci otrzymują tak zwaną misję kanoniczną od biskupa, która uprawnia ich do prowadzenia lekcji religii. Każdy katecheta posiada wykształcenie, także w kierunku pedagogicznym. W samej szkole dyrekcja pełni nadzór pedagogiczny nad prowadzącymi lekcje religii, zaś nadzór metodyczny i merytoryczny sprawuje kuria, która może wysłać swoich kuratorów z wizytacją. Tak też czyni.
Z kilkunastu szkół do których wybiórczo zadzwoniłam, kilka potwierdziło, że takie wizytacje się odbywają. Nie zmienia to jednak faktu, że choć religia finansowa jest z budżetu państwa, ono samo nie ma wpływu na podstawę programową zajęć, której autorem jest Episkopat, a MEN jedynie się z nią zapoznaje.
Czasami mam wrażenie, że osoby, które głośno mówią o wycofaniu religii ze szkół, traktowane są jak zacietrzewieni przeciwnicy samej wiary. A przecież nie o tym mowa. Może rozsądnym jest argument, że w momencie odbywania się zajęć przy parafii lub po lekcjach, na zajęcia będą uczęszczać ci faktycznie wierzący, a katecheci nie będą musieli walczyć z brakiem zainteresowania ze strony dzieci. Prowadzenie zajęć w atmosferze podgrzewanej przez uczniów niechęci do przedmiotu z pewnością nie jest łatwe.
W całej tej dyskusji nie brakuje też osób, które siedzą spokojnie mając pewność, że jeśli projekt nowelizacji trafi do sejmu z podpisami stu tysięcy osób, to i tak utknie w rządowej zamrażarce. Czy tak faktycznie będzie?
Art. 12 ustawy o systemie oświaty, propozycja zmiany
Publiczne przedszkola, szkoły podstawowe i gimnazja organizują naukę religii na życzenie rodziców, publiczne szkoły ponadgimnazjalne na życzenie samych uczniów. Kosztów związanych z organizacją nauki religii nie można w części ani w całości finansować ze środków publicznych w rozumieniu przepisów o finansach publicznych.
Monika
wychowawczyni kalsy szóstej
Uczeń mojej klasy otwarcie mówi na religii, że chodzi na te lekcje tylko dlatego, że rodzice mu każą, żeby nie było wstydu przed innymi. Powtarza, że jak tylko sam będzie mógł decydować, to na religię chodzić nie będzie.
Bożena
nauczycielka w szkole podstawowej
Okazało się, że siostra zakonna, która uczy w naszej szkole religii, na każdej lekcji skrupulatnie odpytuje uczniów, czy byli w niedzielę w kościele. Jeśli któryś nie był, każe mu stać za karę całą lekcję. Co więcej, moi uczniowie powiedzieli mi o tym po dwóch latach, wcześniej się bali.
Aneta
mama Julki
Moja córka jest w trzeciej klasie. Wczoraj przyszła do domu informując mnie, że ksiądz na religii nakrzyczał na chłopca pytając dlaczego ma z jednej strony włosy dłuższe, a z drugiej krótsze? Julka spytała, czy w takim razie ona nie może zrobić sobie loków do szkoły, bo ksiądz uzna to za zbyt ekstrawaganckie i na nią też nakrzyczy?
Leszek Jażdżewski
inicjator akcji "Świecka Szkoła"
Istnieją zdecydowanie lepsze dla polskiej edukacji sposoby wydawania pieniędzy niż lekcje religii. To sprzeczne z logiką, by państwo finansowało lekcje, nad którymi nie ma kontroli. Jest daleka droga od tego, by państwo umożliwiało naukę religii, do tego, żeby ją organizowało, płaciło za nią i jeszcze zmuszało rodziców do składania deklaracji, czy są wierzący czy też nie. Skończmy z fikcją traktowania katechezy jak wszystkich innych przedmiotów w szkole. Czytaj więcej
Joanna
nauczycielka w szkole podstawowej i gimnazjum
Jestem osobą wierzącą, ale proszę uwierzyć, że krew mnie zalewa, kiedy moi szóstoklasiści i gimnazjaliści przystępują do egzaminów mając jedną lekcję historii czy biologii w tygodniu, a dwie godziny religii. Uważam, że religia powinna być prowadzona jako zajęcia dodatkowe, a najlepiej, gdyby wróciła do salek katechetycznych przy parafii. Sama na takie uczęszczałam.