Synu, informuję cię, że NIE musisz: jeść brukselki, kibicować Realowi, prać ręcznie skarpetek, tańczyć oraz lubić gołębi. Zresztą nic z tego ci nie grozi, bo nigdy nie widziałeś swojego taty, który by to robił. Chcąc nie chcąc, w milionach domów rosną klony swoich rodziców - dziewczynki patrzą na mamy, chłopcy na ojców. I jak najlepsze ksero - widzą każdy detal i odcień.
Nieraz można odnieść wrażenie, że psycholog dziecięcy to zawód, który powstał po to, aby się wypowiadać w mediach. Tysiące porad, wyjaśnień, mniej lub bardziej okrągłych zdań. Ale jedna opinia się wybija i jest powtarzana jak mantra. Ta, że dzieci uczą się najwięcej przez obserwację, a nawet tysiąc słów nie nauczy ich czegoś lepiej, niż zachowanie rodziców.
W pokerze mówią “sprawdzam”, więc ja (w pokorze) też. I od razu informuję o wyniku. AAA!! To dziecko mnie kopiuje. Nawet sypia z tą samą kobietą, co ja. Powinienem się zastrzec w jakimś ZAIKSIE, albo gdzieś…
Ta sama ukochana drużyna piłkarska.
To samo hobby.
Te same ulubione bajki.
Te same ulubione potrawy (prawie, bo nie lubi muli).
Albo weźmy jego rower. Zabłocony, z resztkami trawy stoi w garażu, bo zima. “Umyłbyś go, zobacz jak wygląda” - mówię prawie za każdym razem, gdy wysiadamy z samochodu. Wysiadamy oczywiście ostrożnie, żeby się nie pobrudzić dotykając samochodu…
Albo buty w przedpokoju. Moje rozrzucone, bo się spieszę. A dziecka? Dokładnie poukładane obok moich. Czyli też rozrzucone. “Poukładaj w końcu te buty” - krzyczę. Układa, ale tylko raz. Kolejny punkt dla psychologii. Jeśli zaś chodzi o porządek na biurkach, to wystarczy, jak napiszę, że na dziecięcym panuje nieład. I wiem skąd dzieciom przyszło do głowy, że można tak mieć.
To przykłady miłe. Trochę zabawne i śmieszne. Niegroźne. Ale szukając głębiej rodzic zobaczy, że dziecko kopiuje z go dobrodziejstwem inwentarza. Na złe i dobre. A problem polega na tym, że wcale tego nie chcemy. Wielu rodziców WIE, że powinno zachowywać się inaczej, ale ma setki mądrzejszych i głupszych usprawiedliwień, że tego nie robi.
Krzyczymy, bo bo dzieci nas wkurzają swoim krzykiem (“Przestańcie się drzeć!!”). Mamy długi, bo wydaliśmy pieniądze na głupoty zamiast oszczędzać (“ale pamiętaj Kacperku, żeby odkładać do świnki na nową przerzutkę do roweru”). Klniemy jak szewc, bo jakiś kretyn zastawił nam samochód na parkingu (“Przeklinanie jest złe i nie można przeklinać, a wszystkich ludzi trzeba szanować”), albo cieszymy się, że uciekliśmy kontrolerowi w autobusie, albo wykpiliśmy od mandatu małą łapówką (“oszustko - drogie dziecko - to najgorsza rzecz na świecie”).
Widząc taką rozbieżność pomiędzy czynem, a słowem dzieci wybierają oczywiście czyny. Więc krzyczą, są rozrzutne, od czasu do czasu przeklną, a o kogoś, kogo nie lubią nazwą kretynem. Albo oszukają, bo przecież “tata też oszukuje w autobusie”.
To wszystko oczywiście może być dobrym powodem do awantury, ale lepiej, żeby było do refleksji. Dorosły (przynajmniej większość) jakoś podskórnie czuje, że “tak naprawdę, to taki nie jest”. Nie myśli źle o ludziach, jest uczciwy i zaradny. Tylko nieraz okoliczności bywają niesprzyjające. Dziecko tymczasem w ogóle nie myśli jakim jest. Ono po prostu jest i stara się być jak najbardziej podobne do rodzica. Psycholog dziecięcy to jednak bardzo potrzebny zawód.