
To prawda - wszelkie aikido, taekwondo, karate i inne uczą się bić. Albo raczej walczyć. Ale sprowadzanie ich tylko do ciosów, kopniaków i uderzeń, to nieporozumienie. Zapewniam, że piłkarz potrafi kopnąć mocniej niż karateka. Obojętnie, czy w głowę, czy w piłkę. Jakoś nie słychać, żeby piłka nożna była sportem dla małych gangsterów.
Pierwsza "klasa" dla początkującego opiera się na stawaniu twarzą w twarz z przeciwnikiem. Nowi uczniowie stają w parach i jeden ćwiczy opanowanie, podczas gdy drugi ćwiczy tradycyjny okrzyk bojowy i uderza w kierunku twarzy partnera (z bezpiecznego dystansu). To pierwsze ćwiczenie jest prawdopodobnie łatwiejsze dla atakującego niż dla broniącego się. Większość początkujących jest tak napięta jak cięciwa łuku. Wzdragają się przy każdym okrzyku. W miarę jak mijają tygodnie, uczą się oni stać spokojnie w obliczu takiego zagrożenia. Jest to znane jako zachowanie spokoju podczas burzy. Ich bicie serca stanie się normalne, będą stać z uwagą, ręce przestaną się pocić a wzrok skupi się na partnerze. Ta nowa zdolność służy uczniom w sprawach, które wykraczają poza salę treningową. Czytaj więcej
Niejako przy okazji dziecko przechodzi również świetny trening fizyczny. Ogólnorozwojowy, ale trzeba jasno powiedzieć, że to nie jest coś, co by wyróżniało szczególnie sztuki walki. Równie fajnie maluch “zmęczy się” grając w piłkę albo ćwicząc szermierkę.
Mimo to, o sztukach walki narosły przez lata mity. Jednym z nich jest to, że sztuki walki są sprzeczne z religią katolicką. W internecie można znaleźć wypowiedzi księży, którzy uważają, że ćwiczenie np. aikido to tak naprawdę apostazja. Ale bez trudu można znaleźć duchownych, którzy uważają zupełnie inaczej i nie widzą nic złego w tym, że zapiszemy dzieci na takie zajęcia. Tak naprawdę zależy jak się szuka.