Kobiety. Ach te baby! Mężczyźni nas nie rozumieją. Ha! Czasami my same nie wiemy do końca, o co nam chodzi. Matki, żony, córki, teściowe, synowe, siostry, kochanki. Każda na swój sposób inna.
To pierwsze co przychodzi mi do głowy, gdy pomyślę o kobietach. Czym się kierują w wyborach? Uczuciami i instynktem. Kochają - nienawidzą, są twarde i uparte - płaczą i nie mają siły, perfekcjonistki - bałaganiary, opanowane i pewne siebie - zamknięte w sobie i pełne kompleksów. Przeciwieństwa, ciągła walka z “chciałabym być”, a “jestem”.
Widzę jak codziennie zmagają się z emocjami, to nasza pięta achillesowa. Kiedyś koleżanka powiedziała mi “Karolina, baby już takie są. Wchodzą na maksa w pracę, dają z siebie wszystko. Wracają do domu i tam też poświęcają się w pełni, dzieciom, rodzinie, partnerowi”. Czy tak jest? Nie wiem. Chyba tak, skoro ja, moje przyjaciółki, koleżanki z pracy i większość kobiet, które znam, tak właśnie robi.
Czasem mamy takie momenty, gdy siadamy i płaczemy, krzyczymy, przestawiamy meble, porządkujemy szafy, idziemy pobiegać. Macie tak? To nasze katharsis. Natura tak nas zaprogramowała, że musimy czasem dać upust naszym emocjom. Nie możemy tłumić w sobie wszystkiego co gromadzi się w ciągu dnia, tygodnia, miesiąca. To jak toksyna, która wchodzi przez każdy możliwy otwór naszego ciała. Musi, bo inaczej byłybyśmy sfrustrowane i nie do życia. Czy to dobrze? Myślę, że tak. Taki restart jest potrzebny każdemu, mężczyznom też.
Przyjaciółka
Jak się dogadać ze sobą nawzajem skoro ciągle targają nami sprzeczności i skrajności. Krzyczymy, żeby za chwilę być spokojne. Płaczemy, żeby być szczęśliwsze. Jak to zrozumieć? Trzeba być kobietą. Podobno to mężczyźni uchodzą za oazy spokoju. Jak dają z nami radę? Jakoś muszą.
Kobiety potrzebują kobiet. I kropka. Otaczamy się przyjaciółkami, czasami niestety toksycznymi. Potrzebujemy, łakniemy kontaktów z nimi. Mówimy o tym, co nas boli, narzekamy na mężów, na dzieci, na pracę, na inne kobiety. Ubieramy w słowa nasze tabu, mówimy o tym czego nigdy nie usłyszy nasz partner, doradzamy sobie, prawimy komplementy (często nieprawdziwe).
Razem pijemy, bawimy się, wygłupiamy. Pokazujemy nasze ukryte Ja, to które na co dzień jest np. kobietą sukcesu, perfekcyjną matką, ekspertem w telewizji w sprawach wychowania. Jak to dobrze, że umiemy mówić o swoich słabościach. W końcu nadszedł taki czas, że potrafimy publicznie przyznać się do swoich błędów i słabości. Przyjaźń nas napędza, motywuje, wspiera.
Czy wiecie jaki wpływ ma na ludzi kobiecy dotyk?
Jonathan Levav i Jennnifer Argo wykazali w swoich badaniach, że jedno, delikatne, trwające sekundę, klepnięcie w ramię powoduje, że podejmujemy ryzykowne decyzje finansowe. Jednak osobą, która posiada ten magiczny gest jest jedynie kobieta. Jak to wytłumaczyć? Badacze uważają, że jest to spowodowane skojarzeniem z opiekuńczym dotykiem matki i uczuciem wsparcia.
Matka
Pierwsza kobieta w naszym życiu. Ta najważniejsza. Tak mówią, choć wiem że bywa różnie. Nie zawsze mama jest taka jak ją sobie wyobrażamy. Dlaczego? Bo jest także człowiekiem. Ma swoje słabości i dobrze! Relacja z nią jest ważna, niektórzy mówią, że najważniejsza. Jako psycholog wiem, jak duży ma wpływ na dziecko, na kształtowanie się jego osobowości, strategii radzenia sobie ze stresem, na podejście do budowania związków, na poczucie wartości i samoocenę, i tak dalej. Tego jest naprawdę dużo. Od razu uprzedzam - nie uważam, że jedynie matka ma taki wpływ. Ojciec też wpływa, ale dziś mówimy jedynie o kobietach.
Dlaczego na początku jesteśmy związane z nią wręcz “pępowinowo”? Ponieważ tak nas stworzyła natura. Rodzimy się i nasz pierwszy odruch to pełzanie w kierunku pokarmu, który daje matka. Potem uzależniamy się od jej zapachu, dotyku, głosu. Przeżywamy lęk separacyjny, gdy nie ma jej w pobliżu. Wysłuchuje naszych wątpliwości, odpowiada na trudne i czasem wstydliwe pytania, jest łagodna, miła, bawi się, dba, kocha. Potem ten związek się rozluźnia, dorastamy, wchodzimy w etapy pierwszych przyjaźni, próbujemy budować nowe związki, z nowymi kobietami (i mężczyznami). Z każdym rokiem sukcesywnie oddalamy się od niej.
Moja córka mówi, że u mamy jest baza. I tak właśnie jest. Mama powinna być taką bazą. Gdy Zuza skończyła 3 lata, poczułam jak przez ten czas oddaliła się ode mnie. Wiem, wiem, że niektórzy powiedzą, że przesadzam, ale tak właśnie czuję. Rozumiem, że z czasem będę miała jej coraz mniej. Z perspektywy matki, dzieci są trochę jak narkotyk. Jesteś z nimi jest super, czasem pojawia się moment, że masz dość, marzysz żeby mieć spokój i ciszę, i gdy tak się dzieje przychodzi uczucie pustki. Dzień, dwa, jest jeszcze ok, a potem ta cisza zaczyna być przygnębiająca. Taka właśnie jest natura kobiet - sprzeczna.
Chciałabym żeby moja córka zawsze była sobą, żeby była szczęśliwa i zdrowa, i tak wytrwale dążyła do celu, jak wtedy gdy wieża się rozpada i wszystkie klocki rozsypują się po pokoju... a ona mimo wszystko układa je znowu w chwiejną konstrukcje. Tego chciała dla mnie moja mama, żebym była wytrwała i uparta, ale też uśmiechnięta i szczęśliwa. Tak mnie wychowała i ja tak wychowuje moją Zulkę.
Teściowa
Mówimy do niej per mamo. Dlaczego? Nigdy nie rozumiałam czemu właściwie tak jest. Przecież mówimy, że matka jest tylko jedna. Może dlatego, że z założenia matka naszego partnera powinna być dla nas jak matka? Może. Jednak bywa różnie. O teściowych zazwyczaj mówimy źle. Dlaczego? Widzę to tak. Są pewne typy.
Teściowa “małpa” - taki typ, który zatruje Ci życie za wszelką cenę. Wszystko robisz źle.Nie umiesz gotować (choć robisz niesamowite risotto i najlepszą pomidorową), źle się zajmujesz dzieckiem (“jak może chodzić w takiej brudnej koszulce?”, a może!), nie wspominając już, że nie wiesz jak zadbać o jej syna i obciążasz go zbyt dużą ilością obowiązków domowych (“ja wstawałam o 4 rano żeby ugotować obiad dla męża, zrobić śniadanie i wyprawić dzieci do szkoły”). Potrafi publicznie Cie skrytykować, upokorzyć i być prawdziwą jędzą. Takiej kobiecie mówimy zdecydowanie NIE.
Teściowa “szpilka” - “bardzo dobry obiad, ale za dużo soli w zupie”, “pięknie wyglądasz, ale dlaczego takie ciemne kolory”, “cieszę się, że dostałaś pracę, ale kto teraz będzie gotował”. Kojarzycie ten typ? Kobieta, która zawsze ma jakieś “ale”. Niby nie masz jej nic do zarzucenia, bo przecież docenia Cię, ale to “ale”... Niepozorna i sprytna, złośliwa i inteligentna. Trudna do współżycia. Dlaczego taka jest? Nie wiem.
Teściowa “idealna” - jest ich niewiele. Moja taka jest. Pomoże, doradzi, zaopiekuje się, wysłucha. Jest po prostu normalna. Nie traktuje Cie jak konkurencji. Cieszy się, że jej syn ma rodzinę i że Ty jesteś jej częścią. Czy tak nie mogłoby być zawsze? Nie kłóci się, choć często miewa odmienne zdanie w wielu sprawach. Pozwala Ci robić tak jak uważasz. Nie wtrąca się, gdy kłócisz się z jej synem, nie prawi morałów, po prostu jest. Zdaje sobie sprawę z tego jakie wady ma jej dziecko i czasem współczuje Ci, że musisz z nimi walczyć na co dzień. Kupuje Ci prezenty pod choinkę, trafione, bo słucha Cię gdy do niej mówisz. Takiej teściowej Wam życzę.
Choć mamy różne role w życiu i odmienne podejście do wielu spraw to jakoś ze sobą żyjemy. Mogłabym opisać jeszcze rodzaje szefów - oj jest ich trochę, córek - na swoim przykładzie wiem, że można dużo o nich powiedzieć, babć - bo wiem, że choć własne nas kochają ponad wszystko, to babcie męża mogą patrzeć na nas nieprzychylnym okiem. Jest nas wiele. Każda pasuje do jakiegoś typu.
Warto jednak czasami na chwilę się zatrzymać i pomyśleć nad tym co robimy i jak się zachowujemy, ugryźć się w język lub powiedzieć to, co leży nam na sercu. Dziewczyny starajmy się być bardziej otwarte, nie szufladkujmy się. Nie unikniemy relacji z innymi kobietami. Możemy nad nimi jednak pracować. Włożyć w nie choć odrobinę miłości (i cierpliwości). Tego Wam życzę :)