
Drogie Panie Mamy, Żony i Partnerki! Do Was piszę. Przestańcie już. W kółko narzekać na tatów, mężów i partnerów. Od B jak Bartosik (czyli ja) do T jak Terlikowski baaardzo daleko, ale ostatnio naprawdę strasznie trudno znaleźć w mediach kobietę, która zauważy, że dookoła jest mnóstwo normalnych facetów - takich, co kochają żonę, uwielbiają ponad życie swoje dzieci i (przede wszystkim) nie uciekają. W pracę, alkohol, albo tak dosłownie - byle dalej. Melduję, że jesteśmy. Może nie ma nas w tabloidach i na pasku w TVN24, ale tak w ogóle to jesteśmy. Trochę nudni, ale za to bardzo liczni i rzetelni jak Zawisza (nie Artur, tylko ten rycerz).
Opowieści o tym, jak to matki starają się o równe traktowanie czyta się jak kryminał w odcinkach. Jest zły kierownik (bo przecież nie szefowa), zbrodnia braku elastycznych godzin pracy oraz motyw, czyli pieniądze (mniejsze). A wszędzie leitmotiv poświęcenia. Pani A. poświęciła to, na rzecz tamtego. Pani B. tamto na rzecz tego. A Pani C. stara się łączyć, bo to kwestia dyscypliny. Mężczyzna występuje jako tło, zwykle irytujące Panie A+B+C.
A jaka ona jest ta rzeczywistość? O rany… no taka zwykła. Dla większości ojców w zasadzie nie wiele różni się od tej większości matek - codzienna i niemedialna. Przynajmniej jeśli chodzi o dzieci. Robimy śniadanie (albo mama robi), wieziemy do szkoły (albo mama wiezie), odbieramy skądśtam (albo mama odbiera). Tak samo umieramy z niepokoju, jak dziecko choruje. Tak samo cieszymy się, jak postawi pierwszy krok. Jesteśmy tak samo dumni, jak mu się coś uda. I martwimy się, jak się nie uda. Pędzimy na złamanie karku na każdy telefon z przedszkola/szkoły. Kupujemy buty i wiążemy szaliki. Albo mama kupuje. Nie ma żadnej różnicy. Ani ideologii.
Są kobiety (co słychać), które walczą o możliwość robienia kariery po urodzeniu dziecka. Tak samo są mężczyźni (czego nie słychać), którzy walczą o możliwość odpuszczenia kariery po urodzeniu się im dziecka.
