Cześć, jestem Jurek. Mam 30 lat. Jestem egoistą. Wiem, że nim jestem. Skąd to wiem?
Mam żonę i 4-letniego syna. Nie mam pojęcia jak to się stało, że mam rodzinę. Nigdy jej nie chciałem, ale Zośka… Nie powiem, że zakochałem się i miłość mnie zmieniła. Po prostu zakochałem się i tyle. Zośka od początku miała do mnie pretensje o wiele rzeczy. O moje spóźnianie się, lekceważenie innych, myślenie o swoich potrzebach i nie dostrzeganie jej. Zawsze miała jakieś uwagi. Wkurzała mnie i nie radziłem sobie z nią, z naszą relacją. Widziałem siebie. Mój świat. Zośka była dodatkiem. Miłym urozmaiceniem.
Gdy okazało się, że jest w ciąży, wkurzyłem się. Jak mogła nie uważać? Co teraz zrobię? Posypały się na mnie gromy. Od znajomych, od rodziny. Jak mogę obwiniać ją o zajście w ciążę, do tego potrzeba dwojga. Długo zajęło mi pogodzenie się ze świadomością, że będę ojcem. Nie chciałem tego i nie widziałem siebie wychowującego tego dzieciaka.
Zośka chciała odejść. Miała mnie dosyć. Nie powiem, że tego nie rozumiałem. Był moment, że nawet się ucieszyłem. Pomyślałem spoko, pozbędę się problemu i już. Najwyżej będę płacił alimenty. Uff… mam to z głowy.
To był wtorek wieczór. Zośka zadzwoniła, że coś się dzieje z dzieckiem i nie ma kto jej zawieść do lekarza. „Dobra przyjadę” – odpowiedziałem z niechęcią. Okazało się, że dostała za wcześnie skurczy i dziecko może urodzić się wcześniakiem. Trochę się zmartwiłem, żal mi było Zośki. Była przerażona i ciągle płakała. Zacząłem ją uspokajać, ona jednak tego nie chciała. Kazała mi wracać do domu. Nie to nie, pomyślałem. Nie będę się prosić. Zostałem tylko na USG.
To był ten moment. Drgnęło coś, czego już dawno nie czułem. Ścisk w żołądku. Lekarz badał naszego syna. Człowieka, którego jedna połowa to ja. Ja. Jak zwykle na pierwszym planie jestem Ja. Na swój sposób zacząłem rozumieć co się stało kilka miesięcy temu. Widziałem to małe bezbronne dziecko i wiedziałem, że nie może być tak nieszczęśliwe jak ja. Tak znowu Ja. Tym razem jednak w innym ujęciu.
Poszedłem do psychologa. Trzy razy umawiałem się i odwoływałem spotkanie. Nikomu nie mówiłem, co się ze mną dzieje. Ciężko było zmienić sposób postrzegania siebie i dostrzegania innych ludzi. To był pierwszy krok. Najtrudniejszy.
Wiem, że kocham Zośkę. Ona kocha mnie. Jest ze mną i wie, że egoizm to moja przewlekła „choroba”. Ona mnie rozumie, chociaż ja nie zawsze rozumiem ją. Kurcze, jest dziewczyna cierpliwa. Wracając do syna. To on był moim impulsem. Dał mi takiego kopa do zmiany, i daje mi go nadal. Staram się go uczyć poprawnych relacji z innymi. Dużo czytam o tym, pani psycholog podrzuca mi pomysły. Zmiękłem. Kocham ich, ale siebie też. Oni są moim lekarstwem na egoizm. Są moim narkotykiem.