Tylko odpowiednio ubrane dzieci będą zimą szczęśliwe na spacerze
Tylko odpowiednio ubrane dzieci będą zimą szczęśliwe na spacerze Fot. Colin Bowern / http://bit.ly/1CkMskk / CC BY / http://bit.ly/mamadu
Reklama.
"Mamo, za gorąco mi"
Wystarczy jesienią i zimą wyjść na ulice, aby zobaczyć na czym polega problem. Gdy temperatura spadnie w okolice zera stopni pojawiają się dzieci, które z daleka przypominają ludzika Michelin - okutane w kurtki, zimowe spodnie, dwa szaliki i wełnianą czapkę. Warstw jest tyle, że dzieciakom trudno się ruszać. Obok oczywiście idzie rodzic w samym płaszczu, często rozpiętym.
Oczywiście ani jedna mama i ani jeden tata nie przegrzewają dziecka przez wrodzoną złośliwość albo ze złej woli. Przeciwnie - każdy rodzic martwi się, czy “myszeczce nie będzie za zimno”, więc na wszelki wypadek… łup - kolejny sweter albo ocieplane spodnie. Tymczasem paradoks polega na tym, że czym cieplej ubierzemy dziecko, tym szybciej się wyziębia. Oczywiście w jakiś rozsądnych granicach, ale generalnie to działa tak:
Za ciepło ubrane dziecko = szybsze pocenie = szybsze wyziębianie = łatwiejszy dostęp wirusów do organizmu.
Spirala się nakręca szczególnie szybko, gdy ubrane zbyt ciepło zaczyna jeszcze w dodatku bawić się na dworze, biegać i skakać. Dziecku jest za gorąco i wkurza go to niemiłosiernie. Spocona skóra zaczyna swędzieć, a mokre ubranie najpierw klei się do ciała, a potem staje się nieprzyjemnie zimne.
Ubierać jak dorosłego
Kiedyś matki radziły córkom, żeby ubierały dziecko jak najcieplej. Potem obowiązywała zasada, żeby dziecko ubierać tak jak dorosłych + jedna warstwa.
logo
Fot. Andrew E. Larsen / http://skroc.pl/aa0d7 / CC BY / http://goo.gl/VAhsB
Tendencja się utrzymała - obecnie specjaliści zachęcają, aby dziecko ubierać tak, jak dorosłego. To nic, że czasem lekko zmarznie - dzięki temu rzadziej choruje i lepiej znosi zmiany pogody. Hartowane zimnem trenuje układ odpornościowy i poprawia krążenie.
W mieszkaniu za ciepło
A przegrzewanie dzieci nie zaczyna i nie kończy się na dworze. Również w domach, mieszkaniach i przedszkolach troskliwi opiekunowie ustawiają termostaty w kaloryferach na maksa. W rezultacie “domowe ciepełko” osiąga często temperaturę ponad 25 stopni. Pal licho komfort dorosłych, ale dla dziecka oznacza to kolejne zaburzenia odporności i wrodzonej termoregulacji. W skrajnych przypadkach zbyt wysoka temperatura może - tak, tak ZIMĄ - wywołać udar cieplny. W łagodniejszych - dziecko jest rozdrażnione, ospałe, nie chce mu się bawić. Częściej płacze.
Odpowiednia temperatura w pomieszczeniach to według ekspertów okolice 20 stopni, a w nocy około 18. Warto o tym pamiętać również, gdy dziecko posyłane jest do przedszkola. Jeśli jest za ciepło, można poprosić, aby przykręcono kaloryfery. A ewentualnie protestującym rodzicom polecić powyższy artykuł na MamaDu.