Z talentem dziecka jest jak z diamentem. Trudno go w ogóle rozpoznać, jeszcze trudniej oszlifować, a okazji przy tym do zepsucia co nie miara. I strachu, że to fałszywy kamień. Ale warto, bo brylant, który może z tego powstać to wielka dla rodziców nagroda. Choć i tak wszystko zależy od dziecka.
Przepis na talent
A oto przepis na światowej sławy muzyka/tenisistę/aktora/malarza/….
1. Jedno dziecko (albo więcej)
2. Kilka lat obserwacji (zazwyczaj pierwsze trzy lub cztery lata życia dziecka)
3. Odszukanie w nim talentu lub talentów
4. Wspieranie rozwoju talentu
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to po kilkunastu latach rodzice:
1. nie muszą się martwić (małą) emeryturą z ZUS
2. są zapraszani do sal koncertowych/korty tenisowe/teatrów/muzeów/….
3. (najważniejsze) szczęśliwi patrzą na szczęśliwe dziecko
Każde dziecko ma talent
Diabeł tkwi w szczegółach, a szczegółów niestety w tym przypadku jest mnóstwo. Według specjalistów, każde dziecko jest jakoś szczególnie uzdolnione. Problem w tym, że nieraz trudno jest ten talent zobaczyć.
Na co zwracać uwagę? Na to, co dziecku sprawia najwięcej radości. Na to, czym się bawi, jak się bawi. Może buduje cudowne konstrukcje z klocków? A może nic, tylko mu rysowanie w głowie… Dzięki temu, można wyłowić zainteresowania, a stąd już krok do talentu. Problem w tym, że rodzicowi trudno być obiektywnym. Nie dość, że uważa, że rysunki dziecka są zawsze najpiękniejsze, to jeszcze nie ma zwykle porównania z innymi dziećmi.
Dlatego często o talencie dziecka przekonuje rodzica przedszkole. To tam okazuje się, że dziecko liczy najlepiej w klasie, albo śpiewa najpiękniej.
Zaakceptować talent
Ale samo znalezienie talentu to tylko początek. Przed rodzicami trudne zadanie - zaakceptować talent. Wszyscy (?) rodzice chcą, aby dziecko było kimś - od prawnika i lekarza, przez archeologa, aż do prezesa banku. Rzeźbiarz w tych ojcowskich i matczynych marzeniach pojawia się rzadko. Przecież zarobki, przecież prestiż, przecież stabilizacja...
Jednak zazwyczaj, gdy dziecko jest małe, rodzice cieszą się, że “Antoś ma zainteresowania”. I w miarę możliwości wspierają go, tym bardziej, że na początku jest w miarę łatwo. Kółka zainteresowań, drużyny piłkarskie, specjalne zajęcia - oferta na rynku jest bardzo szeroka i można znaleźć coś dla praktycznie każdej zdolności. A jak nie ma “w realu”, to z pewnością w internecie znaleźć można wskazówki, jak rozwijać to, czy tamto.
Czym później tym trudniej
Schody zaczynają się później. Jeśli zainteresowanie “samo nie przeszło”, a wręcz przeciwnie - dynamicznie się rozwija to przed rodzicami stają coraz większe wyzwania. A wsparcie nie polega już na dowiezieniu dziecka dwa razy w tygodniu na godzinne zajęcia do pobliskiego Domu Kultury.
Treningi, ćwiczenia, zajęcia zaczynają pochłaniać coraz więcej rodzinnego czasu. Są codziennie, a nieraz dwa razy dziennie. Rodzice obserwują, jak dziecku zaczyna brakować czasu na “coś jeszcze”. Nie jest z tym jeszcze tak źle, jeśli talent jest sportowy - szkoły sportowe są na każdym etapie nauki. Potrafią tak poprowadzić swego ucznia, żeby oprócz kopania piłki znał twierdzenie Pitagorasa. Gorzej, jeśli talent jest rzadki - wtedy trzeba pilnować samemu. Godzić ćwiczenia śpiewu, z nauką ortografii.
Ale kłopoty z czasem to tylko część kłopotów. Bo talent kosztuje. Ile dokładnie nie wiadomo - zależy od tego, czy gra się w golfa, czy rzeźbi w zapałkach. Ale potrafi dużo - dobrym przykładem są tutaj rodzice najbardziej znanych polskich tenisistów - Agnieszki Radwańskiej i Jerzego Janowicza. Zgodnie twierdzą, że prowadzenie kariery dzieci kosztowało ich setki tysięcy złotych.
"I tak nic z tego nie będzie"
Rodzice boją się też, że dzieci stracą czas, a oni pieniądze, a “i tak z tego nic nie będzie”. Statystyki faktycznie mogą wzbudzać obawy - setki tysięcy dzieci biega z piłką, a Lewandowski jest jeden. A Matejko to już nawet nie jest, a był. Może lepiej jednak to prawo? Może lepiej przestać płacić i “w końcu zmusić do nauki czegoś pożytecznego?”.
To oczywiście indywidualna decyzja każdego rodzica, ale - jeśli tylko jest taka możliwość - NIE!. Można tutaj napisać tysiąc słów, ale najlepiej chyba przytoczyć fragment znanego przemówienia Steva Jobsa, wygłoszonego do studentów:
Jeśli dziecko coś kocha i ma do tego talent, to zwykle będzie w przyszłości po prostu szczęśliwsze pracując “w swojej dziedzinie”. Nie zostanie Lewandowskim? To może będzie wybitnym trenerem. Nie będzie drugą Abakanowicz? Może będzie wspaniałym designerem wnętrz. Najważniejsze, że będzie zadowolne, a do pracy będzie chodzić z uśmiechem…
Wasza praca wypełni dużą część waszego życia i jedynym sposobem, aby być naprawdę usatysfakcjonowanym, jest robienie czegoś, w co wierzycie, że jest czymś wielkim. Jedynym sposobem na robienie wielkich rzeczy jest robienie czegoś, co się kocha. Jeśli jeszcze tego nie znaleźliście - szukajcie dalej. Nie idźcie na kompromisy. Jak w wielu przypadkach, serce powie wam, kiedy to znajdziecie. Jak w każdym dobrym związku, będzie coraz lepiej wraz z mijającymi latami. Więc szukajcie, aż znajdziecie. Nie idźcie na kompromisy.