Tego jeszcze w Polsce nie ma i nie było. Ale nadchodzi i nadejdzie. W nastoletnie i dorosłe życie wejdą dzieci, których zdjęcia od maleńkości (łącznie ze skanami USG!) dumni rodzice wrzucają na Facebooka. Przed pierwszą randką ich dziewczyna/chłopak na pewno z radością obejrzą zdjęcia typu “pierwsze siusiu na nocniczku”. Nie mówiąc o kolegach i koleżankach ze szkoły. Internet nie zapomina.
Kupka, czkawka i kąpiel - wrzucanie dzieci do facebooka
Liczba użytkowników Facebooka systematycznie rośnie - teraz korzysta z niego ponad 15 milionów polskich internautów. Nie wiadomo dokładnie, ilu z nich to rodzice. Ale musi być ich sporo sądząc po liczbie zdjęć dzieci umieszczanych na facebookowych profilach.
Pal licho, jeśli dzieje się to okazjonalnie i naprawdę z jakiegoś niebanalnego powodu. “Pierwsza wygrana w turnieju piłkarskim. Pękamy z dumy” - piszą rodzice i wrzucają zdjęcie drużyny z pucharem. Na pewno mogą liczyć na mnóstwo lajków i fajne komentarze znajomych (czyli: “gratki”, “super”, “rewelacja”). Albo - “Kasia już chodzi! Zrobiła dwa kroczki”. Dla rodziców i bliższych znajomych znakomita okazja do wciśnięcia “Lubię to”.
Gorzej, jeśli z facebookowego profilu wynika, że ambicją rodziców jest poinformowanie o wszystkich, łącznie z fizjologicznymi, czynnościach dziecka. Systematycznie i bez wytchnienia wrzucane są fotografie dziecka. Tuż po urodzeniu, w samochodzie ze szpitala, pierwsze chwile w domu, drugie chwile w domu… Później - pierwsza kupka, czterdziesta kąpiel (oczywiście dziecko na golasa), bal przebierańców, siku w nocniku, urocza czkawka, itp.
Dziękuję ci tato, czyli reputacyjna bomba
Oczywiście nie wszystkie zdjęcia są potencjalnie kompromitujące w przyszłości. Ale w ich masie z pewnością nieświadomi niebezpieczeństwa rodzice umieszczają cykającą “bombę reputacyjną”. Bo już od starszych klas podstawówki można być pewnym, że koledzy i koleżanki bardzo dokładnie prześledzą wszystkie dostępne wpisy na temat swoich szkolnych towarzyszy. A “pierwsza kupka” lub jakiś głupia (wdzięczna) dziecięca mina może stać się obiektem nieskończonych żartów. Dzieci w pewnym wieku bywają okrutne dla kolegów i koleżanek (dla tych którzy w to nie wierzą - warto przeczytać np. “Władcę Much” Williama Goldinga).
Internet nie zapomina. Po wrzuceniu zdjęcia na facebooka rodzice praktycznie tracą nad nim kontrolę. Powielane, kopiowane i udostępniane może znaleźć się na tysiącach serwerów - nie ma mowy o trwałym i skutecznym usunięciu. Pokolenie “ofejsbukowanych” dorasta i warto o tym pamiętać wybierając zdjęcia do publikacji.
Może być znacznie gorzej
Zagrożeń płynących z publikacji zdjęć dzieci jest znacznie więcej, a niektóre są dużo niebezpieczniejsze, niż tylko ryzyko (chwilowej) utraty reputacji przez dziecko. Do najróżniejszych należy z pewnością pedofilia. Zdjęcia (pół)nagich dzieci są wyszukiwane przez pedofilii na facebooku, później kopiowane, dystrybuowane, a także często przerabiane w ohydny sposób.
Dzięki profilowym informacjom łatwo też nieznajomej osobie zdobyć u dziecka zaufanie. Imiona rodziców, dziadków i babć, adres zamieszkania, miejsce ostatnich wakacji - wszystkie te informacje są często (za często) dostępne dla osób, które mogą mieć wobec dzieci jak najgorsze zamiary.
Na zagrożenia płynące z udostępniania zdjęć od kilku lat zwraca uwagę Fundacja Dzieci Niczyje, która organizuje akcję “Pomyśl zanim wrzucisz”. Dwa lata temu za wycieraczki warszawskich samochodów wsadzono prawie 2,5 miliona takich i podobnych ulotek.
Organizatorzy celowo - aby dać do rodzicom do myślenia - utrzymali ją w konwencji ulotek agencji towarzyskich. „Zdjęcie z netu zaczyna żyć swoim życiem. W efekcie fotografia naszego ukochanego dziecka może trafić w miejsce i ręce osób, o których wolelibyśmy nawet nie słyszeć” - opisywała wtedy Fundacja.