Ludzki odruch jest dziś na wagę złota.
Ludzki odruch jest dziś na wagę złota. dimaberkut / 123RF
REKLAMA
Samotność starszych osób, które nie mają rodziny, jest trudna. Gdy zabraknie partnera, dzieci, czy wnuków, ciężko jest czasem poradzić sobie z trudnościami dnia codziennego. Zwłaszcza gdy ma się 94 lata. Wiele takich osób może wyłącznie liczyć na wsparcie i opiekę obcych osób i to od ich dobroci serca zależy, jak upłyną ostatnie dni ich życia.
Historia, którą podzielił się Witold Szablowski, została opowiedziana przez taksówkarza o wielkim sercu. Dla samotnej kobiety, której rodzina zginęła w Powstaniu, każdy ludzki i pełen empatii odruch, jest na wagę złota. Dziś niestety ciężko o szacunek dla starszych i osoby, które nie założyły rodziny, spotykają się zazwyczaj z niechęcią i poczuciem, że są "zbędne". Tym bardziej opowieść pana Witolda daje nadzieję, że można trafić na bezinteresowność i spotkać człowieka, dla którego pieniądze są ważne, ale na pewno nie najważniejsze.
Witold Szablowski
Facebook

Jedna z piękniejszych historii, jakie usłyszałem od taksówkarza. Właściwie to najpiękniejsza.
 Bayer taxi, kilka dni temu. Pan w okolicach pięćdziesiątki, ogolony na łyso, wielki, z wyblakłym już nieco tatuażem na przedramieniu.

"Panie, wożę czasami taką babcię. 94 lata. Samotna, mieszka na Woli, cała rodzina zginęła w Powstaniu. Raz przyjechałem do niej na wezwanie, jakoś mnie polubiła, powiedziała, że zawsze już po mnie będzie dzwonić. Dzwoni raz — Panie Irku, na zakupy jedziemy. Jadę, babcia wychodzi, a tu sernik upieczony. Dla córki. Zapamiętała, że mam córkę i upiekła, specjalnie dla niej.

Myślę sobie: jak ona w ten sposób, to ja też. I następnym razem, jak zadzwoniła, że jedziemy do przychodni, to przyjechałem z szarlotką. Woziłem ją potem nie raz i nie dwa. W domu u mnie była. Ja u niej. Kilka razy jej pomagałem zakupy wnieść. Zaprosiła na herbatę. Albumy pokazała "Wszyscy oni już nie żyją' - popłakała się. No sama babcia. Jak palec. Fajnie się z nią rozmawia, dużo opowiada. Zaprzyjaźniliśmy się bardzo.

Zeszłego lata wybieraliśmy się z rodziną nad morze. Urlop zaklepany, zadatek zapłacony. I dwa dni przed wyjazdem dzwoni babcia. Że ma operację. I żeby ją zawieźć. I płacze. Że się boi. Pytam żonę, co robić. A żona: przecież dobrze wiesz, co. No wiem.

Panie, zawiozłem rodzinę do Ustki. Przenocowałem i następnej nocy, o północku, ruszyłem do babci. Podjechałem pod kamienicę, zdążyłem się jeszcze chwilę zdrzemnąć, i 7:30 dzwonię, że jestem. Słowa jej nie powiedziałem, że przyjechałem z Ustki. Myślała, że jestem normalnie w pracy. Kurs wyszedł 32,40. Mam w domu paragon na pamiątkę, bo przecież to szaleństwo było, no sam pan powiedz. Za darmo bym ją zawiózł, ale babcia by się nie zgodziła. Ona zawsze płaci więcej, niż się należy. Taka jest.

Zaprowadziłem babcię na oddział, przytuliłem. No jakbym kogoś z rodziny odprowadzał, mówię panu. I jak już ją wzięli, to w auto — i z powrotem do Ustki. Babcia wyszła po tygodniu, cała i zdrowa. Urlop mi się skończył, więc ją odebrałem już normalnie. Do dzisiaj nie wie, że wtedy specjalnie dla niej z Ustki leciałem".

Smutne trochę, że taki prosty odruch staje się dziś bohaterskim czynem, bo każdy powinien umieć się tak zachować. Niestety ludziom brakuje czasu, by rozejrzeć się wokół, dostrzec potrzeby innych ludzi. Oby więcej takich taksówkarzy jeździło po polskich drogach!

Może cię zainteresować także: Żałuję, że nie wychowano mnie do starości