Sprawa dotyczy Centrum Praw Kobiet w Łodzi. Tam też często odbywają się warsztaty terapeutyczne dla pokrzywdzonych, jak również dla funkcjonariuszy policji, na temat postępowania z kobietami, które takiej przemocy doznały. Do tej pory wszystkie ich działania były pokrywane z pieniędzy publicznych. A teraz?
Całą sprawę opisuje gazeta wyborcza: "W listopadzie Centrum kolejny raz złożyło wnioski do Ministerstwa Sprawiedliwości. Projekt opiewał na prawie 650 tysięcy złotych. Osobne wnioski złożyły oddziały CPK w Warszawie i Gdańsku. Wszystkie oddziały dostały odpowiedź, że funduszy im nie przyznano. W uzasadnieniu, na które trzeba było czekać ponad miesiąc, Ministerstwo Sprawiedliwości napisało, że CPK zawęża pomoc do określonej grupy (czyt. kobiet), a resortowi zależy na pomocy kompleksowej".
Łódzki oddział CPK pomaga wielu kobiet w wyzwoleniu siebie i rodziny od oprawcy. Niektórym przydziela bony towarowe, innym pomaga opłacić wynajem mieszkania, co przyczyniło się w wielu przypadkach do tego, że rodziny mogły uciec od agresora. Około 700 kobiet skorzystało z pomocy pracowników łódzkiego oddziału, który zapewnia również porady prawne. Dzięki temu w większość z tych przypadków toczą się już postępowania w sądzie.
Anna Głogowska, prawniczka Centrum Pomocy Kobiet, dla wyborczej opowiada historię matki i córki: "Są ofiarami partnera matki. Dziewczyna nie podeszła do matury, bo cierpi na zespół stresu pourazowego. Ma lęki i napady paniki. Matka została tak ciężko pobita, że nie może podjąć pracy. Dostały od nas pomoc, przychodzą na terapię, pomagamy im pisać i składać wnioski o postępowaniu karnym. Dzięki temu agresor ma zakaz zbliżania się do ofiar".
Od początku tego roku cały oddział, jak i inne w Polsce, działają bez wsparcia finansów publicznych, które do tej pory pochodziły z budżetu Ministerstwa Sprawiedliwości. Obecnie polega wyłącznie na pomocy wolontariuszy. Prawniczki, psycholożki wciąż pełnią codziennie woje dyżury, jednak nie mają pieniędzy na podstawowe opłaty, jak czynsz.
Opinie dotyczące decyzji resortu bywają skrajne: "Fundacja jest zobowiązana utrzymywać się w własnych środków. Bardzo często fundacje są pralnią pieniędzy z innej działalności. Niezależnie od szczytności celów rząd lub samorząd wcale nie ma obowiązku dotowania fundacji. A rozpisywanie się w gazetach na temat rządu może być podciągnięte jako próba wywierania nacisków na urząd a na to jest paragraf" - pisze forumowicz na wiadomości.onet.pl
"Lepiej dać te pieniądze na uczelnie Rydzaka, na Świątynie Opatrzności Bożej... One na pewno tego bardziej potrzebują niż maltretowane kobiety... No co za szowinistyczna indolencja... Żenada i hipokryzja!" - komentuje inna internautka.
Biorąc pod uwagę statystyki, nie ma najmniejszych wątpliwości ,że przemocy w rodzinie najczęściej doświadczają kobiety, więc projekt dotyczący ofiar przemocy w rodzinie jak najbardziej ich dotyczy i nie jest zrozumiałe sformułowanie Ministerstwa o nie kompleksowej pomocy. Czy to znaczy, ze do takowej kobiety, które to najczęściej są ofiarami, się do niej nie zaliczają?
A co z tymi kobietami, które to zdecydowały się przerwać zmowę milczenia, opowiedzieć swoją historię, odważyły się poprosić o pomoc, bez której teraz mogą sobie nie poradzić. Pomaga im się odnaleźć sens, stać się silnymi, a może się okazać, że niebawem nie będą mogły liczyć na żadne wsparcie.